Max Verstappen opuszcza Baku z solidną zdobyczą, która przybliżyła go nieco do Oscara Piastriego i Lando Norrisa, ale sam studzi emocje wokół walki o mistrzostwo świata F1 w sezonie 2025. Mimo straty do McLarenów nie zamierza przejmować się teraz liczeniem punktów.

Dwie wygrane Verstappena z rzędu nie umykają uwadze obserwatorów. Holender coraz mocniej jest łączony z rzuceniem wyzwania kierowcom stajni z Woking, którzy wydawali się kontrolować rozgrywkę o koronę w klasyfikacji indywidualnej. 

Bardzo dużą częścią tych rozważań jest poprawa zachowania bolidu RB21. Ten w Azerbejdżanie prowadził się najlepiej w sezonie, o co zresztą pytano Maxa po dzisiejszym wyścigu.

- Tak było, chyba razem z Monzą. Monza nigdy nie była dla nas szczególnie mocnym torem, więc to już był spory plus. A tutaj w Baku ogólnie było w porządku, ale nigdy niesamowicie, może z wyjątkiem 2021 i 2022 roku. Reszta była trochę trudna. Więc tak, zaliczenie takiego weekendu jak ten było bardzo ważne.

Duży zysk w generalce naturalnie musiał wywołać bezpośrednie pytania o nadzieję na samą pogoń. Tu jednak Verstappen zachował duży spokój, choć zostawił malutką furtkę na to, aby zerknąć w tabelę po finale zmagań. 

- Nie opieram się na tym, by mieć nadzieję. Mamy siedem wyścigów do końca, więc 69 punktów to bardzo dużo. Sam o tym nie myślę. Po prostu podchodzę do tego z wyścigu na wyścig, jak zresztą przez cały sezon. Staramy się o jak najlepsze rezultaty, aby zdobyć jak najwięcej punktów. Dopiero wtedy, po Abu Zabi, wszystko będzie jasne.

Urzędujący mistrz został też zapytany o kolejną rundę w Singapurze, gdzie podtrzymanie passy będzie trudne. Sam nigdy tam nie zwyciężył i w zasadzie jest to jeden z jego najbardziej pechowych torów w kalendarzu. Jego odpowiedź była specyficzna, bo prowadzący konferencję pomylił to z brakiem zwycięstw zespołu.  

- Cóż, to ja nigdy tam nie wygrałem. Red Bull to zrobił, prawda? Zobaczymy. To zupełnie inny tor. Duży docisk, duża degradacja. W tej chwili naprawdę nie wiem.