Tekst: Bruno Wilk

Po wyścigu F1 w Austrii szef Mercedesa, Toto Wolff, bardzo mocno i otwarcie stanął w obronie Freda Vasseura. Pozycja głównodowodzącego Scuderią Ferrari jest obecnie zagrożona, choć ekipa zaliczyła niezły wyścig na Red Bull Ringu.

W ostatnim czasie włoskie media zaczęły podważać przyszłość Freda Vasseura w Ferrari. Scuderia zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji konstruktorów, ale głównie dzięki temu, że Red Bull opiera się niemal wyłącznie na Maxie Verstappenie, a Mercedes wciąż zmaga się z brakiem regularności i ma w składzie debiutanta.

To jasne, że apetyty po zeszłorocznej walce o tytuł były ogromne, lecz zmiany w nowym bolidzie, m.in. w zawieszeniu, wyraźnie nie przyniosły oczekiwanych efektów. Nadzieję daje dopiero nowa podłoga, która zadebiutowała podczas GP Austrii i zadziałała, co może pozwolić Ferrari na walkę o regularne podia.

Zespołowi trudno będzie jednak uratować sezon, patrząc na dyspozycję McLarena, aczkolwiek może być to kluczowe dla losów Vasseura, któremu nie tak dawno dawano kilka wyścigów na umocnienie swojej pozycji. W związku z tym na Red Bull Ringu o tę sytuację zapytano Toto Wolffa, który prywatnie jest przyjacielem Francuza.

Austriak poparł go w stu procentach. Udzielił długiej wypowiedzi, dając przeróżne argumenty, w tym historyczne czy również takie, które uderzają w samego Mercedesa. 

- Wygląda na to, że zespoły F1 są dziś jak drzwi obrotowe - mówił Wolff. - Mam wrażenie, że tylko Christian [Horner] i ja jesteśmy tu dinozaurami, może jeszcze część mediów. W tym sporcie nie da się kupić czasu. Trzeba go po prostu dać - także kierownictwu najwyższego szczebla.

- Dziś rozmawialiśmy na temat Jeana Todta. Jeśli dobrze pamiętam, dołączył do zespołu w 1993 roku. Pierwsze mistrzostwo [kierowców] zdobyli dopiero w 2000 roku. To było osiem lat budowy. Tak to wygląda.

- To wszystko działa cyklicznie. My też nie cieszymy się z faktu, że trzeci sezon z rzędu nie walczymy o tytuł, ale nie jesteśmy bezużyteczni - mamy dobre weekendy, potrafimy wygrywać wyścigi. To godne szacunku. A gdy nie jest dobrze, to nikt nie kwestionuje, czy szef naprawdę wykonuje dobrą robotę, czy nie.

Wolff mocno podkreślił, że Vasseur dopiero zaczyna budować zespół na własnych warunkach i niedawno sprowadził do Maranello ludzi z mistrzowskim doświadczeniem. Poza tym mocno odnosił się do tego, jak trudno jest pracować we Włoszech na takim stanowisku, wytrzymując specyficzny klimat wokół Ferrari.

- Trzeba dać mu przestrzeń, pozwolić działać i zbudować organizację, która nie rozpadnie się od razu. Loic Serra jest w Ferrari dopiero od sześciu czy siedmiu miesięcy, a Fred to jeden z najlepszych menedżerów wyścigowych, jakich znam. Gdybym nie był w Mercedesie, to sam zatrudniłbym właśnie jego.

- Bardzo go szanuję. Fred to świetna osobowość - jest szczery, nie uprawia polityki i nie kłamie. Wie, co robi. Trzeba mu zaufać. Ale we Włoszech to trochę jak przy prowadzeniu reprezentacji narodowej w piłce nożnej, bo presja mediów jest nieunikniona. Może trzeba po prostu nabrać grubszej skóry.

- Jeśli tam wygrywasz - jesteś Jezusem Chrystusem. Jeśli przegrywasz - jesteś przegrany. Taka jest Italia. I to jest w niej fantastyczne, ta pasja. Trzeba to przyjąć. Może to coś, czego Fred musi się jeszcze nauczyć. W tym zespole trzeba zapewnić mu trochę pewności. Nie będą mieć lepszego szefa.