Toto Wolff skomentował zajście między Georgem Russellem a Maxem Verstappenem z wczorajszego wyścigu F1. Szef Mercedesa był bardzo zachowawczy w swoich wypowiedziach i sprawiał wrażenie kogoś, kto wyraźnie nie chce powiedzieć czegoś negatywnego na temat Holendra.

Starcie Verstappena z Russellem, w tym potencjalnie celowe doprowadzenie do kolizji, bardzo mocno rozgrzało padok F1 w niedzielne popołudnie. Z ust kierowców padły mocne słowa, ale zaskakująco dyplomatyczny okazał się być Toto Wolff.

Austriak w teorii mógłby w stu procentach wstawić się za swoim zawodnikiem i kompletnie zmieszać Holendra z błotem. W końcu wina leżała ewidentnie po stronie kierowcy Red Bulla, a środowisko F1 było oburzone jego zachowaniem.

Zamiast tego szef Mercedesa zrobił coś wyraźnie innego. Mówił raczej o niewyciąganiu pochopnych wniosków i zachowywał się tak, jakby nie chciał jakkolwiek narazić się mistrzowi świata. Toto oczywiście nie uczynił tego wprost, ale na tyle charakterystycznie, że łatwo jest połączyć to z potencjalnymi rozmowami z Verstappenem na temat jazdy w jego zespole.

- Dopiero dowiedziałem się, że Maxowi nakazano przepuścić George’a. W trakcie wyścigu wydawało nam się, że miał problem z samochodem i dlatego tak wolno wychodził z zakrętu numer 4. Jeśli to była wściekłość na torze, to niedobrze, ale nie chce mi się wierzyć, bo to było zbyt oczywiste.

- Tak naprawdę nie wiem, co chciał osiągnąć. Czy chciał przepuścić George’a i od razu go wyprzedzić z powrotem? Ustawić samochód tak, żeby George był z przodu? Jak w tych starych gierkach z DRSem, gdzie przepuszczasz kogoś tylko po to, żeby go potem minąć we właściwym miejscu? Dla mnie to jest po prostu niepojęte.

- Ale znowu, nie wiem dokładnie, jakie były jego motywacje i nie chcę od razu mówić, że to była drogowa agresja czy coś w tym stylu. Poczekajmy, co sam powie, choć to nie było miłe.

W samym wyścigu zadziwiające było to, jak szybko przyznano karę Verstappenowi - tym bardziej, że istniało podejrzenie o celowe spowodowanie kolizji. Wollf również tu nie miał wyrazistego zdania, choć podczas rozmowy z nim dziennikarze wątpili, czy sędziowie mogli zrobić coś jeszcze po wydaniu decyzji.

- Nie wiem do końca, co się teraz dzieje. Nałożono karę w trakcie samego wyścigu  i to chyba wszystko. Zobaczymy, co się wydarzy. I znowu, nie chcę wyciągać pochopnych wniosków.

Toto postanowił nawet szerzej odnieść się do charakteru Maxa, pokazując przy tym spory szacunek do rywala.

- Jest pewien wzorzec, który zauważyłem u wielkich sportowców, czy to w motorsporcie, czy w innych dyscyplinach. Oni często muszą mieć wrażenie, że cały świat jest przeciwko nim, żeby wejść na najwyższy poziom. To dlatego czasem ci wielcy nie zauważają, że tak naprawdę świat wcale nie jest przeciwko nim i to oni popełnili błąd albo coś zawalili.

- Od dawna nie widzieliśmy takich momentów u Maxa. Oczywiście pamiętam rok 2021. To się wtedy zdarzało, ale nie wiem, skąd to się teraz wzięło.

Szef Mercedesa został poproszony także o opinię na temat początku sekwencji zdarzeń, w której to Leclerc dotknął Verstappena na prostej. Wolff przywołał tu klasyczne nagranie, czyli „just an inchident”.

- To nie powinno było się wydarzyć. Dwa samochody, które jadą ponad 300 km/h, dotykają się na prostej. Oni znają się od lat. Jest chyba filmik na YouTubie, gdzie prowadzą dokładnie tę samą rozmowę, którą mieli dzisiaj - tyle że wtedy byli w kartingu i mieli po 14 lat. On staranował mnie w szykanie, czy jak to szło? To był tylko „inczydent” wyścigowy.