Wiele wskazuje na to, że w przyszłym roku przedstawiciele ekip nie będą mieć już możliwości łączenia się z dyrektorem wyścigu w trakcie rywalizacji, o czym poinformował Ross Brawn.
Podczas niedzielnych zmagań na torze Yas Marina byliśmy świadkami sporego ruchu na słuchawce Micheala Masiego, który nie pierwszy raz w tym sezonie musiał wdawać się w dyskusje z szefami oraz dyrektorami sportowymi dwóch topowych składów.
Możliwość takiego kontaktu nie jest oczywiście żadną nowością w środowisku F1, jednakże dopiero od tegorocznego sezonu takie rozmowy upubliczniane są w oficjalnym przekazie telewizyjnym.
Z takiego rozwiązania podczas wczorajszych zawodów skorzystał najpierw obóz Red Bulla, który domagał się wyciągnięcia konsekwencji względem Lewisa Hamiltona za jego manewr z pierwszego okrążenia, co natychmiast spotkało się reakcją dyrektora wyścigu.
W odpowiedzi drużyna z Milton Keynes otrzymała komunikat, iż kierowca Mercedesa po ścięciu szykany zwrócił należytą przewagę, jaką zyskał poprzez wyjazd poza granice toru.
Taki rozwój wydarzeń nie był jednak satysfakcjonujący dla Byków, gdyż ich strona opowiadała się za oddaniem pozycji, co ostatecznie nie miało miejsca, bowiem sędziowie postanowili nie analizować tego incydentu.
Na późniejszym etapie ścigania do gry wkroczył Toto Wolff, który próbował wpłynąć na Michaela Masiego, aby ten nie wprowadzał okresu pełnej neutralizacji w momencie, gdy na torze zatrzymał się Antonio Giovinazzi, co w praktyce mogłoby zrujnować wyścig Brytyjczyka już na 37. okrążeniu.
Przysłowiowej oliwy do ognia dolała sytuacja, do której doszło za samochodem bezpieczeństwa, gdy zdublowani kierowcy nie otrzymali zgody na wyprzedzenie SC.
Opisywana decyzja została jednak po chwil uchylona mimo sporej frustracji szefa Mercedesa, który przez radio wyraził swoją opinię na temat działań głównego delegata Międzynarodowej Federacji Samochodowej i narzekał na nią jeszcze w trakcie ostatniego kółka sezonu 2021.
Wszystko to nie spodobało się Rossowi Brawnowi, dyrektorowi zarządzającemu serii, który uznał, że F1 powinna podjąć odpowiednie kroki w tej sprawie.
- To tak, jakby trener drużyny piłkarskiej negocjował z głównym arbitrem - przyznał zirytowany Brytyjczyk na łamach serwisu Auto Motor und Sport.
- Decyzja z ostatniego okrążenia była punktem kulminacyjnym, którego nie można przebić. Niestety, ale protesty ze strony Mercedesa nieco przyćmiły ten finał.
- To niedopuszczalne, aby szefowie zespołów wywierali na Michaela taką presję podczas wyścigu. Toto Wolff nie może żądać, by samochód bezpieczeństwa nie wyjechał na tor, a Christian Horner nie ma prawa domagać się przywrócenia normalnej kolejności podczas neutralizacji.
- To wszystko leży w gestii dyrektora wyścigu, dlatego też zamierzamy w przyszłym roku zablokować takie połączenia.
FIA radio było już krytykowane w tym roku po GP Arabii Saudyjskiej. Wtedy głos zabrał Andreas Seidl, szef McLarena.
- Debata wynika tylko z tego, że jest to transmitowane. Wcześniej nie słyszeliście niczego, a to wielka różnica. Szczerze mówiąc, patrząc z mojej perspektywy, nigdy nie byłem fanem puszczania komunikacji.
- Czasem w obie strony idą komunikaty na temat bezpieczeństwa, które - wydaje mi się - nie zawsze powinny być publiczne. Taka jest moja opinia.
- Nie sądzę, że komunikacja ogólnie się zmieniła. Powiedziałbym nawet, że w kontekście tego, co pada z obu stron, jest to nawet bardziej kontrolowane niż wcześniej, bo każdy wie, że jest to puszczane.