Podczas zakończonych wczoraj testów w Bahrajnie jedną z najważniejszych kwestii, na którą zwrócone były oczy chyba wszystkich fanów F1, były zmodyfikowane silniki Ferrari. Wygląda na to, że rozwój jednostek napędowych, jak i całej konstrukcji, poszedł w dobrym kierunku.
Sezon 2020 był dla włoskiego zespołu totalną katastrofą. Przez dyrektywy techniczne z 2019 roku i ostatecznie tajną ugodę ich silnik stracił mnóstwo koni mechanicznych, co w połączeniu ze zbyt dużym oporem powietrza, stawianym przez samochód, złożyło się na jedną z najgorszych kampanii w ich 70-letniej historii.
Tegoroczne testy pozostawiły po sobie nadzieję, że tym razem będzie lepiej, o czym mówił między innymi szef ekipy, Mattia Binotto.
- Uważam, że zgromadziliśmy dużo danych – tych danych, które muszą być teraz przeanalizowane, aby zrozumieć różnice pomiędzy torem, tunelem aerodynamicznym, symulacją itd. Muszę też powiedzieć, że w kwestii pomiaru danych wszystko poszło prawidłowo. Zrobiliśmy odpowiedni przebieg i jakoś udało nam się wypełnić nasz plan.
W swoich wypowiedziach Włoch poruszył też temat silnika, głównej bolączki teamu z Maranello. To wyjątkowo ważna zmienna w kontekście walki w całej stawce, ponieważ z jednostki napędowej z koniem stającym dęba na pokrywie, korzystają również Alfa Romeo i Haas, co w zeszłym roku stało się ich najgorszym przekleństwem.
- Kiedy ostatnio jechaliśmy kwalifikacje i wyścig w Bahrajnie, byliśmy bardzo wolni na prostych i nie weszliśmy nawet do Q3. Od pole position dzieliła nas przepaść. Teraz, jeśli spojrzę na pierwsze dni, nasza prędkość na prostych jest w porządku. Nie wydaje to być taką wadą jak w zeszłym roku.
- Wiemy, że to nie tylko moc, ale i opór samochodu - jak czasem mówiliśmy rok temu - ale pozwólcie mi powiedzieć, że obie rzeczy przyczyniły się do naszej prędkości na prostych. Dziś czujemy, że już nigdy nie będzie to problemem.
O rozwoju włoskich jednostek napędowych wypowiadał się także kierowca zespołu z Hinwil, Kimi Raikkonen, który spoglądając w przyszłość, widzi delikatne światełko w tunelu.
- Jestem pewny, że zrobili postęp i że silnik jest lepszy. Zakładamy jednak, że inni producenci także się poprawili. W porównaniu do tego, co mieliśmy w zeszłym roku, jest lepiej. Musimy poczekać do powrotu ścigania, ale z pewnością będzie to dla nas pomocne.
Mattia Binotto przyznał też, że poza jednostką napędową i oporem w trakcie przerwy zimowej popracowano nad tylną częścią samochodu, na której modyfikacje przeznaczono część tokenów. Efekty było widać już w trakcie testów - jak mówili obaj kierowcy, samochód jest stabilniejszy w prowadzeniu, a z analizy czasów podczas symulacji tempa wyścigowego wynikało, że Scuderia Ferrari ma szanse na lepsze wyniki niż w poprzednim sezonie. Niektórzy eksperci wspominali co prawda o możliwym powrocie problemów z zarządzaniem oponami, ale o tym przekonamy się dopiero za dwa tygodnie w niedzielę, kiedy tradycyjnie zgasną czerwone światła.