Ferrari planuje wprowadzenie poważniejszych usprawnień do SF1000 dopiero podczas weekendu na Hungaroringu, który zaplanowano na 17-19 lipca.

Włoska ekipa to pewna niewiadoma przed rozpoczęciem sezonu 2020. W czasie przedsezonowych testów czerwone samochody nie błyszczały, ale wiele osób podejrzewało, iż może być to ukrywanie tempa. Kierowcy, tak jak szefostwo ekipy, zgodnie zapewniali jednak, że tegoroczna konstrukcja po prostu nie jest najlepsza.

W czasie przymusowej przerwy od pracy w fabrykach, pojawiły się doniesienia, według których Ferrari miało chcieć wdrożyć spory pakiet różnych poprawek już w Austrii. Mówiło się m.in. o elementach skrzyni biegów, silniku oraz aerodynamice, ale zespół zaprzeczył również tym informacjom.

W swojej zapowiedzi weekendu ekipa z Maranello podała, że usprawnienia pojawią się najwcześniej podczas wizyty na Węgrzech. Mattia Binotto kolejny raz wspomniał, że SF1000 nie spełnił nadziei projektantów, ale dodał również, że inżynierowie zareagowali na to, czego nauczyli się w lutym, zmieniając koncepcję rozwoju bolidu.

- W ten weekend wykorzystamy tę samą konfigurację, z którą jeździliśmy pod koniec testów pod Barceloną. Prawdą jest, że wyniki testów doprowadziły nas do znaczącej zmiany kierunku rozwoju, szczególnie w aerodynamice. Musieliśmy zrozumieć, dlaczego na torze nie spisywaliśmy się zgodnie z oczekiwaniami i jak bardzo należało zmienić nasz program - tłumaczył szef Scuderii.

- Dalsze podążanie w kierunku, który zaplanowaliśmy, dałoby efekty odwrotne do zamierzonych, więc nie osiągnęlibyśmy naszych celów. Dlatego zdecydowaliśmy się na stworzenie nowego programu rozwoju całego auta, mimo pewności, że nie zdążymy na pierwszy wyścig sezonu. Celujemy więc we wdrożenie poprawek podczas trzeciego wyścigu na Hungaroringu.

Mimo wyjaśnień ze strony zespołu, forma Ferrari i tak pozostanie jakąś zagadką. W zeszłym roku ekipa dysponowała pakietem, który pasował znacznie lepiej do Red Bull Ringu niż Circuit de Barcelona-Catalunya. Jednak w tym roku, po wielu silnikowych kontrowersjach i testach, bardzo niejasne jest, czy czerwone samochody nadal będą odjeżdżały wszystkim na prostych.

Chociaż Mattia Binotto starał się nieco tonować nastroje, to wspomniał o tym, co może dać nadzieję kibicom jego zespołu, odwołując się m.in. do temperatur, które 12 miesięcy temu pogrążyły Mercedesa w Styrii.

- Wiemy, że obecnie nie mamy najszybszego pakietu. Wiedzieliśmy to przed wylotem do Melbourne i to się nie zmieniło. Jednak tor w Spielbergu ma inną charakterystykę niż ten w Montmelo, a temperatury będą znacznie wyższe niż w lutym. W Austrii musimy więc wykorzystać każdą okazję, a później, już na Węgrzech, gdy zrobimy krok naprzód, będziemy mogli porównywać się z innymi.