FIA potwierdziła chęć sprawdzenia systemu DRS na ostatnim pochylonym zakręcie toru, który ugości najbliższą rundę mistrzostw świata.
Ściągając do siebie Formułę 1, Holendrzy zdecydowali się na modernizację swojego obiektu, która miała umożliwić jakiekolwiek wyprzedzanie. Zandvoort jest jednak tak położone, iż opcji na modyfikacje nitki nie było zbyt wiele.
Najczęściej komentowaną zmianą było dodanie pochylenia w kilku miejscach, m.in. kojarzonym ze względu na jazdę "wysokim torem" T3, jak i T14, który miał za zadanie w sprytny sposób wydłużyć główną prostą i dzięki temu ułatwić potencjalne zbliżanie się w celu zaatakowania.
Zapowiadano nawet, że w końcowej sekcji możliwe będzie korzystanie z systemu DRS, ale przez względy bezpieczeństwa i zachowawcze podejście FIA do trudnego odcinka trasy przy powrocie GP Holandii do kalendarza zaniechano takiej inicjatywy. Powróciła ona przed wyścigiem w sezonie 2022, kiedy to zdecydowano się na przeprowadzenie eksperymentu.
W opublikowanej dziś oficjalnej mapce toru dobrze widoczne jest, że punkt otwarcia tylnego skrzydła wyznaczono między przedostatnim a ostatnim zakrętem. Nie oznacza to jednak, że taki stan rzeczy utrzyma się przez cały weekend. Jeśli dyrekcja wyścigu - na czele której tym razem stanie Eduardo Freitas - będzie miała jakiekolwiek wątpliwości ws. bezpieczeństwa kierowców, strefa zostanie skrócona po FP1.
Kilka dni temu Nikolas Tombazis, dyrektor ds. technicznych bolidów jednomiejscowych w FIA, wyjawił w rozmowie z Viaplay, że zespoły wiedziały o tym z wyprzedzeniem i wykonały już testy w symulatorach.
- Umożliwimy aktywację DRSu przed ostatnim zakrętem, by poprawić ściganie na Zandvoort. Będziemy natomiast otwarci i poprosimy ekipy o ich opinie. Wcześniej wystosowaliśmy już prośby o przeprowadzenie symulacji, ale zadamy pytania także po FP1. Jeśli uznamy, że istnieje jakiekolwiek, nawet małe ryzyko, na pewno podejmiemy działania i wprowadzimy zmiany po treningu.