W piątkowy wieczór obsługa toru Yas Marina przyjrzała się zakrętowi nr 3, z którego w popołudniowej sesji wypadł Carlos Sainz.

Dwa szybkie łuki na początku trasy stanowiły problem już w trakcie pierwszego treningu. Bolidom zdarzało się dobić tam do podłoża, co doprowadziło m.in. do uślizgu Ferrari prowadzonego przez Roberta Szwarcmana. Kilka godzin później w kokpicie tej samej maszyny zasiadł Carlos Sainz, który nie miał już tyle szczęścia i został skierowany prosto na bariery.

Hiszpan zaliczył dość mocny kontakt i poważnie uszkodził samochód. Była to niebezpieczna sytuacja, bo auto wyglądało na praktycznie zdmuchnięte z asfaltu, a obrót był tak gwałtowny, że zawodnik miał niemalże zerowe szanse na uratowanie się.

- Po prostu nie mogłem kontrolować samochodu - powiedział wczoraj Sainz. - Uciekł mi i była to jedna z takich chwil, kiedy stajesz się pasażerem i tylko myślisz sobie, że można było zrobić coś inaczej. Czuję się dobrze, ale to była duża kraksa. Z jakiegoś powodu tor się zmienił. Są dwa wyboje. Jeden na wyjeździe z T2, a drugi na wejściu w T3. To bardzo źle wpływa na samochody tej generacji.

Gdy na torze zrobiło się już spokojnie, reprezentacja czarnogórskiej domeny wybrała się na spacer, tzw. track walk. Podczas tej przechadzki Tomek i Mateusz natrafili na grupę ludzi, która dokonywała dość poważnie wyglądającej inspekcji tamtej sekcji.

W sobotę natomiast okazało się, iż faktycznie były to prace, które miały zaradzić problemom. FIA potwierdziła nam, że doszło do prostego zabiegu, jakim było zeszlifowanie wybojów. Efekty w trakcie FP3 pochwalił nawet Charles Leclerc.