Pierre Gasly po odniesieniu swojego pierwszego zwycięstwa w Formule 1 nie ukrywał, jak bardzo pragnął tego, szczególnie po tym, co spotkało go od awansu do Red Bulla.

W zeszłym roku, szczególnie jego pierwszej połowie, Francuz był jednym z antybohaterów mistrzostw. Po słabych wynikach w ekipie z Milton Keynes, był zmuszony wrócić do Faenzy, mimo innych zapewnień ze strony Helmuta Marko i Christiana Hornera.

W trakcie pierwszego weekendu po powrocie do Toro Rosso, czyli GP Belgii, stracił swojego przyjaciela, Anthoine Huberta. Od tamtego momentu zaczął jednak jeździć bardzo dobrze, pokazując, że jego kariera nie musi zostać zniszczona.

Pierre najpierw zaliczył kilka solidnych wyścigów, a podniesienie się zwieńczył, zdobywając podium w GP Brazylii.

Teraz, po kolejnej serii znakomitych występów, dorzucił do tego triumf, o którym opowiadał, mając w pamięci wydarzenia z przeszłości.

- To niesamowite. Nie mam słów, by to opisać. Nie wierzę. Przeszedłem tyle w ostatnich 18 miesiącach, a to lepsze, niż oczekiwałem. Odkąd wróciłem do AlphaTauri, dzień po dniu się poprawialiśmy. To oni dali mi pierwsze podium i teraz zwycięstwo, do tego we Włoszech, na Monzy, a to włoski zespół. Nie wiem co mówić, to niewiarygodne.

- Mówiłem już, że nie jestem kimś, kto się poddaje. Zawsze musiałem walczyć o wszystko w moim życiu. Nadal tak jest. Moja determinacja, by być lepszym, jest bardzo mocna. Nie cieszyłbym się z P2. Dałem z siebie wszystko. Na początku trochę za mocno przycisnąłem, by mieć przewagę i nie dać innym cienia, a ostatnie okrążenia były bardzo trudne. Prawie się rozbiłem jakieś 10 razy, tak naciskałem. Nie było już opon, ale tak bardzo tego chciałem. To nadal brzmi dziwnie, ale zrobiliśmy to. Niesamowite. Wielkie podziękowania dla naszych ludzi.