Sezon 2021 dostał właśnie to, co dostawały wielkie rywalizacje w Formule 1 - kraksę dwóch wybitnych kierowców, którzy walczą o mistrzostwo.

Czy to był przełom tej walce? Wydaje się, że tak, bo trudno wskazać wydarzenie większego kalibru, które miałoby nim być. Nie chodzi nawet o DNF z jednej strony i 25 pkt z drugiej, ale o podejście obu zawodników, które może trochę się zmienić.

Lewis Hamilton, Max Verstappen

Do tej pory Lewis i Max walczyli ostro, ale to ten pierwszy, starszy, bardziej doświadczony i utytułowany odpuszczał. Na Silverstone stało się inaczej - w końcu to Hamilton poszedł na całość i skończyło się źle, na jego szczęście nie dla niego.

To bardzo ciekawa sytuacja, bo w kilku poprzednich wyścigach właśnie on, siedmiokrotny mistrz świata, był przestawiany na pierwszych okrążeniach. W tym było podobnie - ruch Verstappena w Brooklands był jakimś kosmosem. I jednocześnie - co jest moją teorią - mógł "podpalić" Brytyjczyka.

Podrażniony

Manewr Maxa do T6 był czymś więcej. Musiał naprawdę mocno zaryzykować, a wyciągnął z niego prowadzenie. Tym razem nie jechał tylko w stylu "odpuść, bo się zderzymy". On po prostu wykonał to perfekcyjnie. To mogło może nie zaboleć Lewisa, ale rozbudzić chęć pokazania, że ooo nie, tak to mnie robić nie będziesz. Lewis odwoływał się do tego, mówiąc o agresji rywala.

Lewis Hamilton

Oczywiście trudno zakładać jakiś świadomy proces, nagły masterplan zemsty mistrza. Nie. Początek wyścigu i taki pojedynek, nawet dla doświadczonych, topowych kierowców, to niesamowite obciążenie. Sama walka, ten heat of the moment, to kilka, kilkanaście sekund. Nie ma czasu na obmyślanie. Jest bazowanie na informacjach, które zebrało się wcześniej i na tym, co czuje się teraz.

Tak się złożyło, że Hamilton dzień wcześniej przegrał sprint. Na tak gorącym torze, gdzie wszystko miało rozegrać się o opony, jasne było, że przewaga prędkości na prostych nie da mu wiele, jeśli Verstappen ucieknie, bo Red Bull w czystym powietrzu i z większym dociskiem po prostu lepiej zadba o ogumienie, a różnica nie będzie tak duża jak np. przy Ferrari w końcówce, by go złapać.

Krótko mówiąc - kluczowy moment wyścigu, wyścigu must win, w którym rywal do mistrzostwa - rywal jadący po prostu lepszy sezon, co tu dużo mówić - zrobił Lewisa kolejny raz i to tym razem zrobił tak, że głowa mała, może go podrażniając. To idealna recepta na to, by tym razem ten bardziej doświadczony nie odpuścił.

I nie odpuścił. Na swoje szczęście miał wewnętrzną, na którą wcisnął się fenomenalnie i także ostro (co mogło tylko zwiastować, że nie ustąpi, choć nie mogliśmy tego ocenić tak szybko). Uderzenie w większości przyjął drugi samochód, znacznie mniej winny, a ukarany znacznie bardziej.

Nie chodzi mi o ocenę decyzji sędziów (dla mnie generalnie dobrą, bo w takim miejscu może dochodzić do incydentów, żaden nie dał za wygraną, a jednego delikatnie wyniosło), ale o odczucia Maxa. Teraz to on może być podrażniony, a raczej ma się za niewinnego niż mniej winnego.

Być może słusznie. Ryzykował na najbardziej utytułowanym kierowcy w historii i swój manewr wykonał świetnie. Nie sądzę też, że jest to typ człowieka, który myśli "a no tak, mogłem być subtelniejszy".

Max Verstappen

Verstappen wie, że wykonał dwa kozackie manewry na siedmiokrotnym mistrzu świata. Toto Wolff mówił o tangu, ale Holender tańczył tak, że nie nadepnął na linię Hamiltona, nie wjechał na niego tak, jak lubi to robić np. Stroll, nie zważając, że gość nie zniknie.

Mimo tego to lider mistrzostw ma dziś zbite cztery litery nie tylko z powodu siły uderzenia, ale też z powodu punktów. Trochę niefajnie wykonać dwa mega ruchy w takiej walce, jechać lepszy sezon, a stracić prawie całą przewagę przez czyjś błąd, co? Wiadomo, że ryzykował, ale patrząc z jego perspektywy - to nie ma znaczenia, bo się nie pomylił. Oczywistym jest zapytać, co będzie dalej.

Rewanż

Po GP Portugalii wszyscy opowiadali, jak to Hamilton oddał za Imolę. Pewnie tak było. Gdy tylko pokazał się wpis Maxa na Twitterze, zacząłem myśleć o tym, czy i on się nie zrewanżuje. Gdzieś tam w nas kryje się przecież obraz tego chłopaka, który uczył się na wielu poważnych błędach, by opanować swoją agresję.

Max Verstappen

Historii oddawania w sporcie są miliony. Mieliśmy Vettela i Webbera w Malezji 2013, co - jak się potem okazało - było zemstą. Seb działał tak - kosztem wizerunku na zewnątrz - by tylko ludzie w środku coś zauważyli, na szczęście zrobił to dość delikatnie. Ale nie każdy jest Sebem.

Myśląc o Verstappenie i tym, jak kiedyś reagował, przypomniały mi się czasy mojego grania w piłkę ręczną i zawodnicy, którzy lubili dowalić w ramach odwetu. I to tak, by tylko oni wiedzieli, o co chodzi, gdzieś tam wystawiając łokieć przy upadaniu, a potem mówiąc, że jak oni faulują na 2 minuty, to ten drugi sam nie wstaje. Jasne, katastroficzna wizja, niedopuszczalna motorsportowo, ale twarde rewanże mają miejsce w sporcie - tylko to chcę tu powiedzieć.

Akurat Max jest gościem, który oddać może i to konkretnie. On się nie bawi. Nawet tu pojechał na pewniaka, bo przecież ten drugi wie, kto nie odpuści. Miał przewagę, mógł ryzykować - przecież przy tej prędkości łatwo o podwójnego DNFa, czyli 1 wyścig mniej i takie same punkty. No cóż, nie bez powodu Napoleon wolał tych generałów, którzy mają szczęście.

Lewis Hamilton, Mercedes

Na szczęście - tym razem Verstappena - w ostatnich latach on mocno się zmienił. Nie na tyle, żeby odpuszczać - przecież chodzi mu o to, by uważali inni, a dopóki on sam nie wjeżdża w kogoś, jest czysty. Dzięki zmianom w sobie powinien wiedzieć, że oddawać nie musi od razu. W zasadzie zaczekanie z tym byłoby wręcz mistrzowskie, bo takim podpaleniem się może tylko stracić kolejną furę punktów. 

Oddanie kiedyś byłoby sportowe. Rewanże cechują ludzi, którzy chcą być najlepsi. Po takim dzwonie trudno byłoby nie rozumieć, gdyby chciał. Byle bezpiecznie, bo tu łatwo przedobrzyć. Pół biedy dać komuś po żebrach na boisku. Motorsport nie jest miejscem na takie gierki i to, jak do tego podejdzie taki kawał charakteru jak Max, będzie ekscytujące, oby nie ze złych powodów.

Z drugiej strony - nie musi robić niczego nadzwyczajnego, tylko dalej jeździć tak, jak jeździ. On Lewisowi na pewno nie odpuści, a jeśli Brytyjczyk pomyli się kolejny raz, może już nie mieć szczęścia. Nie chodzi tylko o to, że został w wyścigu i wygrał.

GP Wielkiej Brytanii 2021

Ta kraksa była gruba. Oni nie stuknęli się w szykanie na Suzuce czy nawet w T4 w Barcelonie. Zrobili to w Copse, co tylko pokazuje, że lider Red Bulla nie zjedzie mu z drogi nigdy. Nigdy. Nawet przy blisko trzech stówach na liczniku. A Lewis nie zawsze będzie miał wewnętrzną.

Kto już coś udowodnił?

Verstappen może ugrać na tym coś w stylu "on naprawdę nie pęka". Hamilton gadał, że nie odpuści - okej, trzymam za słowo, ale nie wierzę. Tym razem w aucie obok nie będzie Rosberga czy Vettela, tylko gość, który jest ulepiony z innej gliny, święcie przekonany o własnej wielkości i totalnie, totalnie spokojny.

To jest zresztą jedna z najbardziej imponujących cech Holendra w tym sezonie. Mówiło się, że nic jeszcze nie wygrał, że zobaczymy w walce o tytuł, a on przyjmuje postawę w stylu "jaka presja?" i po prostu jedzie z gigantem tego sportu. Wywiad z kanału Formuły 1 znakomicie to pokazuje.

Jest jedna rzecz, która jednak temu spokojowi może przeszkodzić - to porywcza natura Maxa, która w nowych sytuacjach wyścigowych (kontekst walki o mistrzostwo to co innego) zazwyczaj wychodziła. Stąd te domysły na temat rewanżu, czy nagle, będąc blisko Lewisa, po prostu czegoś nie odwali. Niby się zmienił, ale natury może wtedy nie oszukać, tak jak nie oszukał np. w Meksyku 2019, gdzie po sezonie spokoju ot tak mu odbiło.

Ta sytuacja jest dla niego właśnie nowa. I bardzo ciekawe jest, jak zareaguje. Do tej pory jego kariera wyglądała w stylu "jak się nie przewrócisz, to się nie nauczysz". Musiał dostać kawał lekcji, stracić nawet zwycięstwa, by dotarło.

Na Silverstone teoretycznie też dostał, ale nie do końca, bo mimo skutków otrzymał także potwierdzenie, że umie bić się ostro i nie trafiać poniżej pasa. Lewisowi się upiekło. Każdy sportowiec czuje, kiedy zrobił coś źle, ale się udało. Szczęście byłoby średnim argumentem do poczucia się pewniej w takiej sytuacji kolejny raz. A one przecież nadejdą.

Verstappen, Hamilton

Poprawki Mercedesa i inny tor sprawiły, że był w grze. I tak prawdopodobnie będzie przez cały sezon, jeśli ktoś nie odpali. Obaj zawodnicy jechali blisko siebie już naprawdę wiele razy, więc to oczywiste, że jeszcze będzie okazja się sprawdzić.

To dopiero będzie fascynujący test. Walczący z naturą Max i walczący... nie chcę powiedzieć z niepewnością, ale z trudnymi wyborami Lewis. Swoimi wyborami, bo Max już dawno wybrał i jak na razie zdania nie zmienia.

Ostre gierki

Mówiąc o niepewności i poprawkach, warto spojrzeć na reakcję Red Bulla, która pachniała brakiem przekonania, że tytuł jest już rozstrzygnięty. Jasne, trudno nie być wkurzonym po czymś takim i świetnie jest mieć bezpieczny bufor na wypadek np. awarii silnika.

Natomiast nie wydawali się być specjalnie przekonani, że spokojnie nadrobią. To trzeba będzie wyrwać. I w tym kontekście wyniki wyścigu są cudowne. Chcieliśmy igrzysk nie tylko w Tokio, co?

Byki popisały się jeszcze innym ciekawym zagraniem, choć nie każdemu może się ono podobać. Obrana przez nich narracja po wyścigu była znakomitym podpięciem się pod nastroje większości kibiców. Może nie w UK, ale ogólnie raczej tak. Jak dla mnie pięknie odczytali, czego chciał wściekły lud, dostarczając mu to.

Czy naprawdę sądzą, że za coś takiego należy się ban, że nie wolno atakować w Copse, czy że Hamilton jest amatorem? Oczywiście, że nie. Ale w taki sposób budują nastroje, podkręcają wściekłość kibiców i niechęć do Mercedesa, jednocześnie gwarantując sobie wsparcie.

Obraz sezonu jest taki, że to ekipa z Brackley jest tą złą. Czemu? Bo mnóstwo osób ma dość największej dominacji w historii. Fakt bycia największą tylko to potęguje, a wiele tegorocznych decyzji FIA dolało już oliwy do ognia.

Red Bull to wykorzystał. Postawił się w pozycji pokrzywdzonego - nie, żeby nim w ogóle nie był, bo poniósł karę nie za swój błąd - i zaczął nawalać. Doszło trochę emocji, więc i kaliber się zwiększył. Momentami było niecelnie, ale wściekły lud przyjmował wszystko i krzyczał "więcej!", więc dostawał więcej.

To kolejny ekscytujący aspekt tej rozgrywki. Czy Horner i Marko coś na tym ugrają? Czy wywoła to taką atmosferę, która udzieli się wszystkim i wpłynie na jakieś decyzje? Czy przy kolejnej kraksie w pokoju sędziów będzie ktoś, kto uważa, że kara z Silverstone była za lekka i Lewis pojechał fatalnie? Na pewno zwiększają szanse, że ktoś to łyknie.

W ten sposób zaznaczają też swoją pozycję potężnego pretendenta. To też jest ważne, by w takiej sytuacji nie dać sobie wejść na głowę i wyeksponować to, co się stało, bronić swojego tak, by ludzie w większości to kupili. Nie lubię kopania Binotto za nic, ale nie wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji on wychodzi i ładuje cały magazynek w Wolffa, a fani stają za nim.

Helmut Marko, Max Verstappen

Żadna tajemnica, że zespoły wykorzystują media do tworzenia swojej rzeczywistości. Hamilton też to robił wczoraj. Gdyby gadanie o agresji Verstappena jakoś na nią wpłynęło, byłoby mu to na rękę. Warto spróbować.

Do perfekcji opanował to przecież Wolff, który zawsze miał mocniejszego rywala, już prawie przegrywał, nigdy nie robił niczego złego, a gdy ktoś próbował mu podskoczyć, był punktowany w stylu "wygraj coś, mordo, to pogadamy".

Pozycja Byków jest oczywiście totalnie inna, ale ich narracja po Silverstone pokazała jedno - Mercedes ma poważniejszego rywala od Ferrari z lat 2017 i 2018 nie tylko na torze, ale też poza nim. Rywala, który przyszedł na wojnę właśnie po to, żeby strzelać.

Wolff, Horner

Najlepsze przed nami

Przy tej sytuacji w mistrzostwach, dla której ten wyścig był bardzo pozytywny, przy tak napiętej atmosferze między zespołami, przy rywalizacji kierowców, w której stało się coś tak mocnego, zapowiadają się kolejne fajerwerki, a przecież tegoroczny sezon już jest świetny.

Będziemy długo wspominać GP Wielkiej Brytanii 2021, bo to może być początek czegoś więcej. Ten wypadek miał wszystko - był trudny w ocenie, potężny i szedł za nim ogrom kontrowersji.

A najlepsze, że to pewnie nie koniec. Ogrom kontrowersji jeszcze za nim pójdzie. Albo pojedzie, pewnie dość szybko. Ciekawe tylko, czy zmieści się w zakręcie.