Antonio Giovinazzi wytłumaczył jak doszło do tego, że kolejny raz jego występ w GP Belgii zakończył się sporym rozczarowaniem.
Tor Spa-Franchorchomps nie jest ulubionym obiektem Antonio Giovinazziego. Kierowca Alfy Romeo drugi rok z rzędu zakończył swój wyścig na nim przedwcześnie.
W sezonie 2019 Włoch stracił punkty, wypadając z dużą prędkością z drugiej części zakrętu nr 12, czyli Pouhon, w samej końcówce. Tamto zdarzenie mocno zachwiało jego pozycją w zespole, ale dobra postawa kolejnych dwóch weekendach uratowała jego fotel.
Tym razem kierowca utracił panowanie nad samochodem na wyjściu z zakrętu nr 14 i uderzył w ścianę po prawej stronie, kończąc nie tylko swój wyścig.
- Miałem nadsterowność na wyjściu. Trochę za mocno naciskałem, żeby utrzymać się za Sebastianem w strefie. DRS. Po prostu jechałem za bardzo na limicie, a kiedy jesteś na limicie to taka rzecz może się zdarzyć. Przepraszam zespół, który zasłużył na dobry wynik w ten weekend, a także George'a, który również stracił przez tę sytuację, chociaż nie mogłem nic z tym zrobić.
Jego tegoroczna kraksa na Spa wyglądał bardzo groźnie szczególnie przez to, co stało się po uderzeniu. Włoch, jak sam przyznał, swoim błędem zepsuł też wyścig Georgowi Russellowi. Koło z rozbitego samochodu Alfy Romeo przeleciało przez całą szerokość toru i uderzyło w bolid Williamsa. Oznaczało to koniec zmagań dla Brytyjczyka.
- Miałem pecha, bo nie było żadnej drogi ucieczki. Gdybym pojechał prawą stroną toru to tam był samochód Antonio, a po lewej stronie zderzyłem siez z oponą. Muszę jednak powiedzieć, że dzięki systemowi halo czuję się teraz znacznie bezpieczniej w samochodzie. Kiedy zobaczyłem, jak ta ogromna opona zbliża się do mnie, szczerze mówiąc, było to dość przerażające. Jestem więc bardzo wdzięczny, że mamy dodatkowe zabezpieczenie w samochodzie. Wszystko w porządku. Oczywiście jestem sfrustrowany, ale takie są wyścigi - mówił 22-letni zawodnik Williamsa.