Verstappen dostał świetne warunki, żeby powiększyć przewagę w klasyfikacji generalnej i skorzystał z nich prawie w 100%. Zabrakło tylko fastest lapa. Sainz zajął drugie miejsce, a podium domknął Hamilton, który wykorzystał fatalne weekendy Pereza i Leclerca.

Oceny kierowców GP Kanady są już otwarte. Głosy możecie oddać

Jeszcze przed wyścigiem można było stawiać na emocje na starcie. Alonso w pierwszym rzędzie po dziesięciu latach, Leclerc i Tsunoda z końca stawki po karach za silnik, a Perez po rozbitym aucie w kwalifikacjach. Zbyt wiele zmiennych, żebyśmy nie mieli tutaj dobrego wyścigu, przynajmniej dla kilku z kierowców.

Większość stawki postawiła na pośrednią mieszankę. Tylko Bottas, Perez, Norris, Stroll i Leclerc zdecydowali się na wybranie najtwardszego ogumienia.

Na starcie świetnie poradzili sobie wszyscy z czołówki. Verstappen wystrzelił i zapomniał o reszcie, Alonso jakimś cudem utrzymał się przed Sainzem, a pierwsze dwa zakręty upłynęły pod znakiem spokoju. Świetnie startujący Ocon poradził sobie szybko z Schumacherem, a Magnussen stawiał twarde warunki Hamiltonowi w T3. Brytyjczyk obronił pozycję, a Duńczyk uszkodził przednie skrzydło.

Alonso postanowił nie utrudniać życia Sainzowi i szybko go przepuścił. Jednak Ferrari wcale nie było na tyle szybkie, żeby uciekać Nando i gonić Maxa. Russell był znowu świetny. Nadrabiał pozycje, wyprzedzał Haasy i szybko przebił się na piąte miejsce.

Uszkodzenia w aucie Magnussena zmusiły sędziów do użycia pomarańczowo-czarnej flagi, co oczywiście oznaczało konieczność pit stopu. Z własnej woli szybko u mechaników zameldowali się Vettel i Gasly, co mogło oznaczać ciekawostki strategiczne.

Co u Pereza i Leclerca? Panowie nie frunęli przez stawkę. Charles przebił się na 13. miejsce na dziewiątym okrążeniu, bo... Meksykanin miał awarię w swoim bolidzie. Ferrari w Azerbejdżanie, Red Bull w Kanadzie?

To wywołało oczywiście wirtualny samochód bezpieczeństwa. Na wizytę u mechaników, jeżeli chodzi o czołówkę, zdecydowali się Verstappen i Hamilton. Na czoło awansował tym samym Sainz, drugi był Alonso, a Max spadł na trzecie miejsce. Niewielka strata dla mistrza świata.

Alex Albon walczący z Bottasem mocno utrudniali życie Charlesa Leclerca. Kierowca Ferrari utknął za walczącym duetem na dwunastym miejscu. Szanse na dobry wynik oddalały się coraz mocniej. Dopiero na 18. okrążeniu Fin wyprzedził Taja, a to wykorzystał skrzętnie Monakijczyk.

Świetnie wyglądał nadal Guanyu Zhou. Kierowca Alfy awansował na 7. miejsce na dwudziestym okrążeniu, wyprzedzając Micka Schumachera. W tym samym czasie auto Niemca odmówiło współpracy i wywołało drugi wirtualny samochód bezpieczeństwa.

Sainz utrzymał się po pit stopie na trzecim miejscu przed Lewisem Hamiltonem. Verstappen awansował na prowadzenie, a za nim nadal był Fernando Alonso, który ciągle nie był w boksie. Podobnie jak Leclerc, który awansował na P7 na dwudziestym drugim okrążeniu, wyprzedzając Bottasa. Monakijczyk korzystał ze startu na twardej mieszance.

Na dwudziestym czwartym okrążeniu pierwszy raz z pierwszej trójki wypadł Alonso. Hamilton poradził sobie z nim bez większych problemów na prostej przed ostatnią szykaną. Świetnie to wyglądało dla Brytyjczyka pod względem pozycji na torze.

Alonso u mechaników zameldował się na 29. okrążeniu. To jasno oznaczało, że jedzie na jeden pit stop. Jego kolega z zespołu, Ocon, trzymał za sobą Leclerca, mocno utrudniając sytuację kierowcy Ferrari. Ten zaczynał narzekać na brak przyczepności w swoich starych oponach.

Wyzwolenie przyszło dopiero na 42. okrążeniu. Leclerc zjechał do boksu, ale nic nie poszło tak jak należy. Najpierw duże problemy na stanowisku serwisowym, a potem... wrzucenie Leclerca w pociąg za Strollem. Ferrari rzucało tyle kłód pod nogi swojego lidera, ile tylko mogło.

Potem była mała lawina. Verstappen zjechał na 44. okrążeniu i wylądował za... Hamiltonem. Ten jednak do mechaników zjechał od razu na kolejnym okrążeniu. Na kolejnym to samo zrobił George Russell, a to ustawiło topową czwórkę następująco: SAI, VER, HAM, RUS. Tylko oni w tym momencie liczyli się w walce o podium.

Yuki Tsunoda postanowił, że czas jeszcze na emocje w tym wyścigu. Japończyk wyjechał z boksu i stracił kontrole nad autem. Wylądował w bandzie, a to było dokładnie to, czego potrzebował Sainz. Bernd Maylander wyjechał z pitlane, a Sainz do niej wjechał. Dosłownie.

Do rywalizacji wróciliśmy na 54. kółku. Na restarcie nie stało się dokładnie nic. Żadnych manewrów, żadnych nerwów, ale zbita stawka dawała szansę Leclercowi na zdecydowaną poprawę wyniku.

Oczywiście to samo działo się z przodu stawki. Carlos Sainz szybko znalazł się w DRSie za Maxem Verstappenem. Hiszpan próbował walczyć najmocniej, jak tylko mógł. Realnie wyglądały szanse na wygraną dla kierowcy Ferrari.

Problemy pojawiały się w Alpine. To, że Leclerc poradził sobie z nimi bez większych problemów, to jedno. Wyglądało jednak na to, że kłopoty z silnikiem ma Fernando Alonso. Szybko zbliżały się do niego obie Alfy Romeo.

Ostatnie okrążenia upłynęły pod znakiem prób ataku ze strony Sainza na Verstappena. Niestety Hiszpan nigdy nie był wystarczająco blisko, żeby poradzić sobie z Holendrem. Max dowiózł kolejne zwycięstwo w tym sezonie!

Ładowanie danych