Jaki naprawdę był Enzo Ferrari? Jeden z najbardziej wpływowych i najpotężniejszych ludzi XX wieku to postać enigmatyczna, nieoczywista i wzbudzająca wiele kontrowersji. Jego historię można poznać w książce „Ferrari. Człowiek i maszyna”, która ukazała się w Polsce nakładem Wydawnictwa SQN, a słynnego reżysera Michaela Manna zainspirowała do nakręcenia filmu z Adamem Driverem w roli głównej.

To kompletna historia założyciela jednej z najpopularniejszych marek w świecie motorsportu. W książce pojawia się wiele tajemnic z życia Ferrariego, dotyczących nie tylko kulisów Formuły 1, ale też biznesowych decyzji, rodzinnych dramatów i relacji Włocha z kobietami. Nie zabrakło również wątków dotyczących rosnącego w siłę w latach 30. XX wieku faszyzmu.

Biografia, napisana przez znakomitego amerykańskiego dziennikarza Brocka Yatesa, jest już dostępna TUTAJ.

Fragment książki

„Znalazłszy się na stanowisku szefa znacjonalizowanej fabryki produkującej niemal wyłącznie sprzęt wojskowy, w listopadzie 1933 roku Gobbato postanowił, że Alfa Romeo całkiem wycofa się ze sportu, a zespół wyścigowy przejdzie w ręce Scuderii Ferrari. Z pewnością nie czynił też tajemnicy z faktu, że dalsze interesy z Alfą wymagały lojalności wobec Narodowej Partii Faszystowskiej. Enzo Ferrari nie miał zdecydowanych poglądów politycznych, ale był pragmatyczny do szpiku kości i zapewne zdawał sobie sprawę, że będzie musiał nie tylko tolerować, ale i być może otwarcie wspierać dążenia Gobbato. Jak wielu Włochów Ferrari przyjmował faszyzm w rozwodnionej postaci, nie jak wrzącą zupę narodowego socjalizmu Hitlera lub chłodnego marksizmu Lenina.

Mussolini wydawał się silnym i zaradnym przywódcą, którego powszechnie uwielbiano, a jego bombastyczne wystąpienia traktowano jak zwykły szowinistyczny polityczny teatr. Mimo koszmarnej biedy na południu kraju oraz gniewnych pomruków komunistów na północy naród włoski pędził drogą wskazaną przez Mussoliniego, nie dbając o jej cel. Spora część zabiegów faszystów, jak program robót publicznych, grubo zakrojona inżynieria społeczna oraz zbrojenia, kojarzyła się obywatelom z powrotem do silnej, zjednoczonej Italii z czasów Imperium Rzymskiego. Ci, którzy w to wierzyli, sami się oszukiwali.

- Jeżeli pominąć parady, przemowy i popisy w nowych mundurach, Włochy pozostały tym samym podzielonym i odizolowanym krajem pełnym cynizmu, oportunizmu i lekkiego osłupienia w obliczu poczynań faszystów. Owszem, ludzie oklaskiwali Duce, dźgali niebo faszystowskimi salutami i oddawali się marzeniom o potędze i chwale Włoch, lecz kiedy za oknami zapadał wieczór, ci sami Włosi dobrze rozumieli, że to jedynie kolejna gra, w której przetrwanie zapewnić może tylko spryt oraz typowo włoski sposób patrzenia na życie.

Mało kto rozumiał tę grę lepiej niż Enzo Ferrari, którego twardy realizm skłonił w 1934 roku do wstąpienia do partii faszystowskiej. Wymagały tego relacje biznesowe z Gobbato i Alfą Romeo. Nie ma żadnych dowodów, że był szczególnie zaangażowanym członkiem, chociaż broszura Scuderii w kolejnych czterech latach miała wyraźnie bojowy wydźwięk zgodny z partyjną doktryną. W tekst wplecione były faszystowskie slogany, a przytyki pod adresem rywali, czyli braci Maseratich, niemieckich drużyn wyścigowych oraz pewnych kierowców i sponsorów, którzy wypadli z łaski, stały się bardziej dotkliwe. Ferrari patrzył na wszystko chłodnym okiem biznesmena i nie zamierzał przerywać lukratywnej współpracy z Alfą z tak błahego powodu jak doktryna polityczna. Skoro faszyzm był w modzie i mógł przynieść Scuderii dalsze sukcesy na torze, Enzo Ferrari postanowił zostać przykładnym faszystą”.

Yates opisuje nawet spotkanie Ferrariego z samym Benito Mussolinim.

„Ferrari utrzymywał, że nie interesował się polityką, o czym świadczyły jego antypatia wobec Rzymu oraz lekceważący stosunek do Kościoła, tak głęboko wtedy wrośniętego we włoską scenę polityczną. Jest jednak faktem, że zaprzyjaźnił się z urzędnikami Narodowej Partii Faszystowskiej, bo większość osób wpływowych w rodzimym światku samochodowym utrzymywała silne związki z tą partią. Enzo Ferrari uczył się bycia zręcznym politykiem, ale wyłącznie po to, by pomnażać własną fortunę, a nie głosić jakąkolwiek ideologię.

Tylko raz spotkał Mussoliniego, wcześnie, w roku 1924. „Il Duce” znajdował się wtedy u szczytu popularności i zatrzymał się w Modenie podczas podróży z Rzymu do Mediolanu, by porozmawiać z lokalnymi tuzami i sympatykami partii faszystowskiej i zadbać o polityczne przymierza w prowincjonalnej Modenie. Umówił się tam z prominentnym faszystowskim senatorem na długi, typowo włoski posiłek wypełniony rozmowami. Mussolini pozostał lojalny wobec Alfy Romeo przez cały okres swoich rządów, być może dlatego, że firma wywodziła się z miasta, w którym włoski przywódca doszedł do władzy, i do Modeny zajechał właśnie nową, trzymiejscową alfą.

Jako miejscowy przedstawiciel firmy i najbardziej znana w mieście osobowość związana ze sportami motorowymi Ferrari został poproszony o eskortowanie Mussoliniego przy wyjeździe z Modeny. Enzo próbował prowadzić ostrożnie po śliskiej od deszczu, brukowanej nawierzchni, ale nawet taka nieduża prędkość przekraczała możliwości amatora, jakim był Mussolini. Po tym, jak dumny przywódca zaliczył kilka poślizgów, Ferrari musiał jechać jeszcze wolniej aż do wyjazdu z miasta”.

Książkę „Ferrari. Człowiek i maszyna” zamów TUTAJ.