Kevin Magnussen pożegnał się z Formułą 1 i zrobił to w bardzo słabym stylu. Pod względem punktowym był to jego najsłabszy występ w jednym sezonie. Najgorsze było chyba jednak to, jak bezbarwny stał się rok Duńczyka. Zespół zawiódł, nie dostarczając odpowiednich narzędzi, a to zupełnie pogrzebało jego sezon.
Klasyfikacja generalna: 20. miejsce
Punkty: 1
Najlepsze wyniki: P10 (Węgry)
Kwalifikacje: 7-7 vs Grosjean, 2-0 vs Fittipaldi
Wyścigi: 5-2 vs Grosjean, 2-0 vs Fittipaldi
Nasza ocena: 5.10 (P15)
Nijaki jak Haas
Powiedzmy sobie na początku jedno – amerykański zespół jeszcze nigdy nie był tak słaby w F1. Wiem, trudno w to uwierzyć, ale nawet debiutancki sezon był jakieś sto razy lepszy niż obecna forma ekipy. Podwaliną wyniku Kevina jest fakt, że samochód był po prostu fatalny. O ile zeszłoroczna konstrukcja potrafiła obronić się silnikiem, który ukrywał część wad auta, tak teraz zostali nadzy. Przegrzewające się tylne zawieszenie, które kompletnie psuło balans auta, zrujnowało praktycznie cały sezon.
Magnussen stał się nieco ofiarą tych wydarzeń i nie da się temu zaprzeczyć. Kiedy w ostatnich latach zastanawialiśmy się nad wyborami kadrowymi w Haasie, to wielu upatrywało w nim kogoś, kto w zespole powinien raczej pozostać. K-Mag wyglądał zdecydowanie lepiej od Grosjeana i to był trend, który się powtarzał. Widać było, że mu się chce, potrafi jeździć pewnie, a czasami nazbyt agresywnie. To ostatnie zresztą też często obracało się przeciwko niemu. Jednak ostatni zarzut, jaki można było mu postawić to nijakość. W tym roku to wszystko gdzieś zniknęło i nie sposób odnieść wrażenia, że sytuacja w zespole była tak beznadziejna, że zostało się tylko poddać. Z pustego i Salomon nie naleje.
Pech na limicie
Aż sześciu wyścigów w tym sezonie nie ukończył Kevin Magnussen. To największa ilość z całej stawki. Natomiast nie porównujmy tego z jego kolegą z zespołu. ŻADNA z tych sytuacji nie była spowodowana przez Magnussena! Zaczęło się od Austrii, gdzie oba auta Haasa miały awarie hamulców. W Grand Prix Wielkiej Brytanii z rywalizacji wyeliminował go Alex Albon. W drugim wyścigu na Silverstone... ekipie zabrakło opon. Na Monzy wysiadł mu silnik, na Mugello brał udział w idiotycznym karambolu przy restarcie, a na Imoli wysiadła mu skrzynia biegów. Nie można mieć więcej pecha. Po prostu się nie da.
Jeden jedyny punkcik Kevin zdobył w Grand Prix Węgier, gdzie Haas ogromnie dużo zyskał decyzją o założeniu slicków jeszcze przed startem wyścigu. Potem dostali zresztą karę za komunikację w trakcie formation lap. Punkty byłyby dwa, ale dziesięć sekund przyznane przez sędziów zrzuciło Duńczyka o jedną pozycję.
HAASta la vista, Kevin
To nie był dobry sezon K-Maga. Był lepszy od Romaina Grosjeana, mimo tego, że tabela mówi inaczej. W kwalifikacjach było na remis, ale wyścigi były zdecydowanie lepsze w wykonaniu Duńczyka. Gdyby nie pitstop w Turcji, była szansa na większą zdobycz punktową. Warto też pamiętać o jego świetnych startach, kiedy to potrafił zyskiwać nawet kilka pozycji. Wszystko to jednak było przyćmione faktem, że Haas był… nigdzie. Nie byli w stanie nawiązać walki z nikim poza Williamsem i w niektórych wyścigach Alfą Romeo.
Nikt nie pamięta manewrów Kevina bo… ich nie widział. Nikogo nie interesowała walka na tyle stawki, kiedy to mieliśmy tak ciekawe wyścigi i tyle niespodzianek na czele. Magnussen miał dobry sezon, lepszy niż sugerują to suche dane i lepszy od kolegi z zespołu. Tylko to właśnie Haas zawiódł i głównie z jego winy ten jego ostatni sezon wyglądał aż tak źle.
Powodzenia w IMSA, Kevin. Wierzę, że niejednego jeszcze zaskoczysz.