Już podczas pierwszego dnia testów w Barcelonie Mercedes zdecydował się na wyciągnięcie ciężkich dział i to nie na torze, a poza nim. Stajnia z Brackley otwarcie skrytykowała działania sędziów, z Lewisem Hamiltonem i Toto Wolffem na czele.
Hamilton w Barcelonie po raz pierwszy od zakończenia sezonu w Abu Zabi zabrał poważniej głos w sprawie decyzji sędziowskich. Brytyjczyk w swoich wypowiedziach był kąśliwy, wypominając chociażby stronniczość, a także apelował o zachowanie większej obiektywności.
- Musimy upewnić się, że sędziowie nie są stronniczy. Niektórzy kierowcy wyścigowi są wielkimi przyjaciółmi z pewnymi osobami. Niektórzy podróżują z nimi, a inni mają tendencję do wyrażania w ich kierunku większej sympatii. Myślę, że po prostu potrzebujemy ludzi, którzy nie są stronniczy, a w podejmowaniu decyzji są bardzo po środku.
Siedmiokrotny mistrz świata zwrócił również uwagę na to, że w składzie sędziowskim jest bardzo mało kobiet i F1 zyskałaby, gdyby FIA zdecydowała się na dołączenie do tej sekcji również pań.
- Chciałbym widzieć więcej kobiet w pokoju sędziów. Nie sądzę, że jest ich wiele. W zeszłym roku była jedna lub dwie. Byłoby dobrze mieć i mężczyznę, i kobietę jako dwoje dyrektorów wyścigu. To świetny sposób na promocję różnorodności.
Swemu podopiecznemu nieco zaprzeczył Toto Wolff, który stwierdził, że nie wierzy w subiektywność sędziów, a z Austriakiem zgodził się Christian Horner.
- Potrzebujemy profesjonalizmu i nie wierzę w żadną subiektywność, zwłaszcza, że są to mądrzy ludzie. Najważniejsze jest to, że niezależnie od tego, czy mówimy o dyrekcji wyścigu, czy sędziach, jest pewien standard, na który zasługujemy i którego każdy oczekuje. Są bardzo dobrzy ludzie, na których możemy to budować.
- Wszyscy rozmawialiśmy o braku konsekwencji przy podejmowaniu decyzji. Nie powinno być wiele miejsca na interpretowanie przepisów. Tak samo nie powinno być wielu okoliczności łagodzących przy ostatecznym werdykcie. Zasady to zasady - podkreślał Toto Wolff.
- Każdy z nas jest często niezadowolony z decyzji sędziów. Zgodziłbym się z Toto, że nie ma tu żadnej oczywistej subiektywności. Nie wiem nic o tym, żeby którykolwiek sędzia jeździł z kierowcą na wyścigi. Prędzej wiele do naprawy jest z samymi regulacjami. Są one bardzo skomplikowane i często pozostawiają dużo miejsca do interpretacji - dodał Horner.
Dużo bardziej poprawny był Daniel Ricciardo, który podkreślił, że praca w roli sędziego nie jest prosta i jedyne, czego kierowcy oczekują, to konsekwencji przy podejmowaniu wyborów.
- My, kierowcy, mamy dość podobne zdanie co do tego, jak chcemy się ścigać. Zawsze jednak będzie pewna różnica w tym, co jest wypychaniem kogoś z toru, a co nie.
- Nawet między nami nie zawsze jest to jasne. To nie jest łatwa robota, ale możemy tylko prosić o jakiś rodzaj ciągłości. Wtedy będziemy lepiej wiedzieć, co jest złe, a co dobre.
Nicholas Latifi podobnie jak wcześniej Wolff i Horner zauważył, że ostatnio największym problemem były sytuacje, w których jeden z kierowców wypychał drugiego poza tor, a sędziowie często ogłaszali niespójne werdykty.
- W zeszłym roku jasne było, że niektóre akcje niektórych kierowców nie zawsze spotykały się z konsekwentnymi decyzjami. Czasem komuś potrafiło się upiec za wypychanie, a innym razem dostawał karę.
- Teraz, po zmianach w dyrekcji wyścigu, po wprowadzeniu nowych środków, liczę, że proces ten zostanie poprawiony. Jestem też pewien, że na pierwszym spotkaniu kierowców będziemy rozmawiać o tym, co możemy robić. Spróbujemy dostać wskazówki, by było to jasne od pierwszego wyścigu.
Ostrożny był również Sergio Perez. Meksykanin zaznaczył, że wiele decyzji nie jest zero-jedynkowych i najważniejsze będzie teraz wspieranie nowego składu dyrektorów wyścigowych.
- Tu nie jest tak jak w piłce nożnej, gdzie wszystko jest jaśniejsze. Każdy incydent jest inny i sędziom trudno jest podejmować decyzje.
- Musimy też wspierać nowych dyrektorów. To zawsze wymaga czasu. Taka jest natura tego sportu. Debata będzie zawsze, to nie jest takie proste jak w innych sportach.