Jeszcze w trakcie GP Belgii sędziowie poinformowali o nałożeniu oficjalnego ostrzeżenia na Lewisa Hamiltona.
Powodem takiej decyzji było zachowanie Brytyjczyka, który odmówił udania się na obowiązkowe - wywołane zapaleniem się odpowiedniego światełka w bolidzie po wypadku, do którego doprowadził jego błąd - badanie w centrum medycznym.
Siedmiokrotny mistrz świata ostatecznie zjawił się we wskazanej placówce, jednak stało się to dopiero po tym, jak Niels Wittich, dyrektor wyścigu w trakcie rundy na Spa, przekazał ekipie Toto Wolffa, że jeśli kierowca nie uczyni tego, co powinien, wyciągnięte zostaną poważniejsze konsekwencje.
Sędziowie zaznaczyli, że nie jest to pierwsza w tym roku odmowa udania się na badanie, jednak we wcześniejszych sytuacjach winowajcą nie był Lewis Hamilton. Podejmując decyzję o nałożeniu na niego tylko ostrzeżenia, oficjele chcieli podkreślić, że jeśli ktokolwiek dopuści się podobnego zachowania w przyszłości, może zostać ostrzej ukarany.
Samo ostrzeżenie jest najniższą możliwą sankcją, jaką przewidują przepisy. W przeciwieństwie do reprymend nie wiąże się z niczym nawet w przypadku kumulacji.
Hamilton był również pod lupą sędziów z powodu swojej kolizji z Alonso, jednak uniknął jakiejkolwiek kary, ponieważ wypadek miał miejsce na 1. okrążeniu i w pobliżu wielu innych bolidów. Jest to zgodne ze standardową procedurą, jaka obowiązuje od kilku lat w ramach podejścia let them race/dajcie im się ścigać, które ma umożliwiać ostrzejsze pojedynki.