Lewis Hamilton nie czuł się specjalnie winny doprowadzenia do kolizji, po której Max Verstappen odpadł z rywalizacji.

Brytyjczyk za to zajście został ukarany 10 sekundami, które musiał odczekać na stanowisku serwisowym, zanim mechanicy zmienili jego opony.

Sędziowie ocenili, że to samochód nr 44 doprowadził do kontaktu poprzez niedojechanie do wierzchołka zakrętu nr 9 i to kierujący tym bolidem był winny.

Inną opinię miał sam zainteresowany, który przede wszystkim wskazał na to, jak jeździ jego rywal.

- Nie sądzę, że musi być tak agresywny, jak jest. Zbliżaliśmy się do zakrętu nr 6, a Max zderzył się ze mną kołami. Oczywiście wyglądało to super, bo najwięksi też walczyli twardo.

- Potem starałem się zostawić mu miejsce, ale też byłem znacząco u jego boku już w zakręcie nr 9. Nikt z nas nie wycofał się i cóż, taki był tego wynik... Dostałem karę, ale to nigdy nie jest wina jednej osoby.

Ostatecznie Hamilton zdołał wygrać GP Wielkiej Brytanii, w końcówce dopadając Leclerca. Mimo kontrowersji nie uważał, że umniejsza to jego triumfowi, znów podkreślając sposób walki Verstappena.

Lewis Hamilton, Mercedes

- Niemniej nie sądzę, że kładzie to cień na mój dzisiejszy wynik. To jest ściganie, na torze jest tona miejsca i chciałbym, żebyśmy wzajemnie sobie je dali. Długo dawaliśmy radę uniknąć kontaktu, ale gdy ktoś jest zbyt agresywny, takie rzeczy się zdarzają.

- Każdy z kierowców powinien wiedzieć, gdzie jest limit. Oczywiście chciałbym bić się z Maxem koło w koło przez cały wyścig, bo cieszy mnie takie ściganie i czekam na to, ale nigdy nie wycofam się przed nikim. W ten weekend bardzo potrzebowaliśmy punktów, a on zostawił miejsce, więc zaatakowałem.

- Nie wiedziałem, że Max jest w szpitalu. Mam nadzieję, że nic mu nie jest. Oczywiście, nie życzę tego nikomu i nigdy nie chciałem, żeby to tak rozegrał się wyścig.