Weekend mieszanych uczuć. To chyba najlepsze podsumowanie tego, co widzimy w Barcelonie. Od bardzo długich list poprawek, przez wyciąganie osiągów z auta bez zmieniania niczego, aż po różną miłość hiszpańskich kibiców. Do tego dochodzi nam potencjalne Spygate 2.0 i mamy mieszankę wybuchową. 

To nie jest ta sama Barcelona co w lutym. Maski spadły, padok ożył i towarzyszą mu zupełnie inne uczucia. Falująca masa ludzi to oczywiście jedno, ale media centre też pęka w szwach. Hiszpańscy kierowcy sprawili, że na torze jest ogrom tutejszych dziennikarzy. Są praktycznie wszędzie, ale też da się odczuć, że nie dla obu kierowców.

Jasne, Carlos jest w Ferrari, co jest wielką rzeczą. Jednak nawet na konferencji prasowej było widać, kto głównie znajduje się w ich sercach. Sala na części z Alonso była pełna, a do pytań rwali się wszyscy z Półwyspu Iberyjskiego. Kiedy jednak na krześle zasiadł Sainz, wszystko się zmieniło. Zrobiło się luźniej, a sam Hiszpan dosłownie odciął się od otoczenia i myślami był zupełnie gdzie indziej. Sytuację ratowali stali bywalcy padoku, ale niewiele to zmieniło w całościowym wydźwięku.

Wśród kibiców nie jest dużo inaczej. Pojawienie się Alonso dosłownie przelewa tłum w jego stronę. Czuć gigantyczną energię, wielkie wsparcie i niemierzalną miłość. Sainz znowu zdaje się być na drugim końcu spektrum. Tak, ludzie nadal rzucali się po zdjęcia, ale to nie to samo uczucie.

Jego ojciec po padoku przemieszcza się praktycznie bez problemu. O tym jednak za chwilę, bo to też znak czasów. Długo jeszcze Carlos będzie musiał pracować na miłość tłumów w swoim domowym wyścigu. Na ten moment da się odnieść wrażenie, że bardziej elektryzujący jest dla nich Leclerc, ale to też kwestia wyników. 

Saga Astona z Red Bullem jest rozgrywana mocno po cichu. Nikt się zbyt mocno nie afiszuje ze swoimi nastrojami - poza Helmutem. Andy Green na konferencji mówił, że jest zszokowany tak mocnym atakiem. Przecież wszystko zostało sprawdzone i jest dobrze. Pierre Wache był mocno zachowawczy w słowach, ale mowa ciała jasno mówiła, że chciałby powiedzieć więcej. To nie jest koniec tej sytuacji i coś jeszcze się z tego urodzi.

Jednak Red Bull trzyma karty blisko siebie i na kolejne ruchy raczej sobie poczekamy. Tym bardziej po fatalnej dyspozycji Astona w kwalifikacjach. Trudno wyczuć, czy ktokolwiek wie coś więcej, ale szefowie i pracownicy ekip mówią jasno, że jeżeli faktycznie ukradziono dane, to trzeba reagować stanowczo.

Wracając do tematu Carlosa Sainza, ale Seniora - zmiana warty wśród kierowców trwa już od jakiegoś czasu, ale stare legendy powoli popadają w zapomnienie. Rzeczony rajdowy mistrz świata i nadal aktywny sportowiec praktycznie nie wzbudza zainteresowania. W sobotę w padoku pojawił się Flavio Briatore. Widząc go, praktycznie przystanąłem, a wokół... nie stało się nic. Kompletnie nic. Ludzie nie mieli pojęcia, że idący środkiem starszy pan to absolutna legenda F1.

Sir Jackie Stewart został zaczepiony przez jednego człowieka po zdjęcie, a reszta była zajęta gonieniem Norrisa wybiegającego z motorhome'u. Trudno się temu dziwić, ale to jest też znak czasów. Wśród fanów także zachodzi zmiana warty i tutaj mocno to czuć. A panowie Sainz Senior i Flavio Briatore mogą spokojnie stać obok motorhome'u Ferrari i porozmawiać. Może to też dla nich na plus?

Najbardziej magnetyczne, poza Fernando, są dwa miejsca. Czy to w pitlane w trakcie show and tell (VIPów też wpuszczają, co tworzy tam straszny chaos), czy w padoku, są to Ferrari i Mercedes. Włoska marka oczywiście głównie przez mityczność, Leclerca oraz Carlosa.

Natomiast zaskakujące były dla mnie tłumy pod stajnią z Brackley. Jednak siedmiokrotny mistrz świata rezonuje zupełnie inaczej na żywo niż w Internecie. Kiedy na Twitterze wylewa się wiadro pomyj, tak na barierkach dosłownie wiszą ludzie... i to nawet w koszulkach Maxa. Mimo detronizacji nazwisko Hamilton to dalej największa marka w padoku.

Haas to chyba najpoważniejsze zaskoczenie tego weekendu. Steiner na sesji dla mediów powiedział wprost - dla nas to nie jest dobre miejsce na poprawki. Cały zespół zdawał sobie doskonale sprawę, że może tutaj wyciągnąć z auta naprawdę sporo i to nie dotykając niczego. Po co zmieniać coś, co jeszcze nie osiągnęło pełnego potencjału? Okazało się, że to oni mieli rację.

Jednak też nie ma tam hurraoptymizmu. Magnussen mówi dość jasno - za tydzień może być zupełnie inaczej. Bardzo dużo zależy od trafienia z ustawieniami na samym początku w tak ciasnym środku stawki. Jeżeli nie trafisz na początku, a reszta tak - zamiast P7 czy P8 odpadasz w Q1 albo w Q2. Mick też wygląda na człowieka, który dostał zastrzyk pewności siebie po pierwszym Q3 w tym sezonie. Zmienne będą koleje losu, ale Haas szuka teraz stabilności wyników. Potem skupią się na poprawkach.