Grand Prix Stanów Zjednoczonych na torze w Austin przebiegało głównie pod znakiem strategii, która zadecydowała o ostatecznym triumfie Maxa Verstappena. Na temat decyzji taktycznych swoich zespołów wypowiedzieli się Christian Horner i Toto Wolff.
Zmagania na Amerykańskiej ziemi przebiegały niczym akcja w filmach Hitchcocka - zaczęło się od wstrząsu, a potem napięcie stopniowo rosły. Już pierwszym zakręcie zaszła zmiana na pozycji lidera i Lewis Hamilton objął prowadzenie. Potem zaś zaczęła się strategiczna rozgrywka, do której zasiadło dwóch wytrawnych graczy.
Pierwszy za spust pociągnął Red Bull, który zaskakująco wcześnie, bo już na 11. okrążeniu, zaprosił Maxa Verstappena, utrzymującego się na około sekundę za swoim brytyjskim rywalem, do alei serwisowej. Jak okazało się trzy kółka później, była to trafna decyzja, gdyż po zmianie opon w Mercedesie z numerem 44 Holender zameldował się na czele stawki.
Ponieważ pora zjazdu była wyjątkowo wczesna, ryzyko było odpowiednio duże, ale austriacki team, nauczony porażką w Bahrajnie, podjął je i postawił na pozycję na torze, co okazało się trafnym wyborem, o czym po wyścigu opowiedział Christian Horner.
- Wiedzieliśmy, że Lewis będzie bardzo mocny w końcówce wyścigu. Pojechał dłuższy stint i postawił siebie w lepszej pozycji. Przegranie wyścigu na ostatnich okrążeniach byłoby wyjątkowo bolesne - mówił Brytyjczyk.
- Wygrana Lewisa tutaj bardzo by nas bolała. Max zdołał to utrzymać, wykonał świetną robotę, zarządzał wyścigiem bardzo mądrze i to wystarczyło, by uzyskać taki rezultat.
Zapytany o to, czy był moment, w którym nie było pewności co do słuszności podejmowanych decyzji, 47-latek odpowiedział, że bardzo pewny tempa, jakim dysponował w Teksasie RB16B.
- Może w pierwszym zakręcie - śmiał się. - Mieliśmy dobre tempo na mediumach. Na pierwszym stincie Max nakładał dużą presję na Lewisa. Nasze auto na tej oponie było lepsze od nich.
- Widzieliśmy, że Lewis się trochę ślizgał, a my zaczynaliśmy przegrzewać opony, więc stwierdziliśmy, że pójdziemy po pozycję na torze.
Podobny do tego z początku rywalizacji dylemat pojawił się w trakcie drugiego stintu, podczas którego siedmiokrotny mistrz świata sukcesywnie odrabiał straty do Verstappena i istniało spore prawdopodobieństwo, iż spróbuje go podciąć.
Został jednak uprzedzony przez, po raz kolejny, ryzykownie grającą ekipę Red Bulla, która na torze COTA była dzisiaj niemal bezbłędna.
- Byliśmy przekonani, że będą chcieli nas podciąć na końcu drugiego stintu. Wiedzieliśmy, że mają dobrą degradację opon i właśnie dlatego zjechaliśmy wcześniej.
- Wtedy nasze opony już się kończyły. On [Lewis] był w zasięgu trzech sekund podcięcia, a my nie chcieliśmy oddać pozycji na torze. Postawiliśmy na nią, a to oznaczało, że ostatnie 5-10 okrążeń będzie kluczowe.
Tak też się stało, ale kierowca Czerwonych Byków podołał wyzwaniu i nie dał się wyprzedzić swojemu głównemu konkurentowi w walce o tytuł mistrzowski w tym sezonie. Stukrotnego zwycięzcę wyścigów Formuły 1 pokonało jednak, oprócz fantastycznie jadącego Verstappena, brudne powietrze, o czym wypowiedział się przełożony Hamiltona, Toto Wolff.
- To była interesująca strategiczna rozgrywka i świetne ściganie. Wyczuwaliśmy szansę na zwycięstwo, ale nie byliśmy wystarczająco mocni. Gdy zbliżasz się [w brudnym powietrzu], robi się za trudno.
- Oni byli niesamowicie agresywni z pierwszym pit stopem. To było grube! My w Bahrajnie zrobiliśmy podobnie i wygraliśmy, a tutaj oni to pokryli. Myśleliśmy, że zdołamy sobie poradzić, ale oni zasłużyli na zwycięstwo.
- Debatowaliśmy na temat podcięcia, ale okrążenie nr 10 czy 11 było bardzo wczesnym etapem. Byliśmy za wolni na średniej mieszance i dlatego nie zakładaliśmy, że twarde opony wytrzymają - przyznał Austriak.