Dublowani kierowcy odegrali w GP Stanów Zjednoczonych istotną rolę. Niewiele brakowało, by jeden z nich, Mick Schumacher, przypadkowo mocno wpłynął na wyniki wyścigu.
Podczas strategicznej rozgrywki w Austin znaczenie miał każdy ułamek sekundy. W końcówce boleśnie przekonał się o tym Max Verstappen, który miał podwójnie utrudnione zadanie - czyli oszczędzanie opon przy trzymaniu odpowiedniego tempa - przez trafianie na słabsze bolidy w złych miejscach.
Lider mistrzostw sporo stracił m.in. za Yukim Tsunodą, który był wystarczająco blisko, by auto z tyłu odczuło efekt brudnego powietrza. Jego główny rywal złapał natomiast Japończyka na prostej i łatwo go wyprzedził, korzystając z DRSu.
Kierowca AlphaTauri był ostatnim wagonem pociągu niebieskich flag. Po jego zdublowaniu liderzy mieli sporo przestrzeni, jednak ich tempo było tak mocne, że zdołali dogonić Micka Schumachera.
Verstappen znów nie miał szczęścia, trafiając na Haasa w 3., krętym sektorze. Jego przewaga, która wydawała się być bezpieczna na 1,5 okrążenia przed końcem, nagle potężnie zmalała. Ostatecznie jednak Max również mógł otworzyć skrzydło, a następnie udało mu się uciec przed długą prostą, co odebrało Hamiltonowi nadzieję nawet na atak z daleka.
Sytuacji z Mickiem dobrze nie zniósł Christian Horner, który obawiał się, że przez zły timing Lewis będzie w stanie w ostatniej chwili wyrwać 1. miejsce w GP USA.
- Branie pod uwagę wolniejszych samochodów przy ustalaniu strategii było bardzo trudne. Straciliśmy sporo czasu za Yukim Tsunodą. Również Mick Schumacher kosztował nas niemało w końcówce.
- Myślałem, że stracimy zwycięstwo, bo przytrzymał Maxa przez cały sektor. Na szczęście dał mu przez to DRS na prostej startowej, co pozwoliło odetchnąć przed zakrętem nr 1. To jednak dodało sporo stresu na pitwall.
Holender i Niemiec podeszli do tego zajścia spokojnie, rozumiejąc swoje położenie i nieprzyjemną sytuację, w jakiej się znaleźli.
- Dwa okrążenia przed końcem zobaczyłem samochód Haasa przed sobą i prosiłem, by tylko szybko zjechał mi z drogi. On jednak miał prawo [jechać swój wyścig]. Byłem jakoś 1,5 sekundy za nim i opony zaczynały się poddawać. Gdy jest się blisko kogoś, robi się jeszcze trudniej.
- Na szczęście to dało mi DRS, co trochę pomogło. Straty, które poniosłem w ostatnich dwóch zakrętach, odrobiłem na prostej. Gdyby natomiast nie było przede mną żadnego samochodu, też byłoby w porządku.
- Na ostatnim okrążeniu chodziło głównie o dobry pierwszy sektor i początek drugiego, ale nie było łatwo, bo opony naprawdę miały już dość - podsumował Verstappen.
- Fakty są takie, że nie mogę nagle zniknąć. Ja także jechałem swój wyścig. Starałem się być jak najmniej uciążliwy. Otrzymanie DRSu dzięki jeździe za mną według mnie było rekompensatą. Nikt nie byłby w stanie zrobić więcej w tej sytuacji. Takie są wyścigi - dodał Schumacher.
Tłumacząc dla Sky swój komunikat radiowy o wymuszeniu wcześniejszego zjazdu Lewisa z pomocą drugiego Red Bulla, Max przyznał, iż bardzo zależało mu na utrzymywaniu na pozycji lidera i obronie niż na walce choćby o próbę podjęcia ataku.
- Byliśmy agresywni i wiedziałem, że ich podetnę. Oni nie mieli więc powodu, by od razu zjeżdżać [i wyjechać na P2]. Powiedziałem więc, że należy zmusić ich do tego, nie pozwolić, by jechali bardzo długo. Checo zjechał, więc musieli odpowiedzieć, bo inaczej znalazłby się z przodu.
- Trzeba było myśleć też o najlepszym wyniku dla zespołu i niedaniu im dużej przewagi po stronie opon. Ostatecznie wynosiła ona 8 okrążeń, czyli całkiem dużo jak na to miejsce, ale na szczęście zdołałem się utrzymać.
- Cieszyłem się, że byłem z przodu, bo to zupełnie inna historia niż atakowanie. Trzeba było sobie poradzić w końcówce, ale wolałem być na prowadzeniu. Mogłem zostać wyprzedzony pod koniec, ale za to nie utknąłem za kimś, co byłoby bardziej frustrujące.