Szef Czerwonych Byków zapewnił, że Sergio Perez będzie ich kierowcą w przyszłym sezonie.
Przerwa wakacyjna sprawiła, że sezon ogórkowy rozpoczął się na dobre, a plotki i ploteczki transferowe latały pośród całej formułowej społeczności. Kwestią dyskutowaną najgoręcej była z pewnością obsada drugiego fotela w Red Bullu. Choć Sergio Perez ma kontrakt obowiązujący do końca kolejnej kampanii, to nie przeszkodziło to w sadzaniu obok Maxa Verstappena takich kierowców jak Lando Norris czy Daniel Ricciardo.
Po wyścigu na Zandvoort Christian Horner ponownie spróbował uciąć wszelkie spekulacje i zapewnił, że Checo wypełni swój kontrakt i pozostanie w zespole na przyszły sezon. Stało się to mimo tego, że w trakcie weekendu Helmut Marko wypowiadał się w sposób, który można nazwać niekoniecznie dającymi wiarę w te słowa.
- Sytuacja Pereza w kontekście 2024 roku jest jasna - powiedział Brytyjczyk. - Jest kierowcą zespołu Red Bull Racing. Mamy z nim umowę. Ponadto jesteśmy po prostu bardzo zadowoleni z wykonywanej przez niego pracy. Wszyscy widzieli, jak jechał w wyścigu. Miał po prostu pecha z ogranicznikiem prędkości w pit lane.
- Max jest na tym etapie kariery, kiedy jest zwyczajnie niedościgniony i wydaje mi się, że w całej stawce nie ma kierowcy, który byłby w stanie osiągać to, co Max w tym bolidzie. Bycie jego partnerem zespołowym jest w pewnych aspektach jedną z najbardziej niewdzięcznych robót, jakie można wykonywać, ponieważ poprzeczka jest zawieszona tak wysoko. Tempo Checo kolejny raz było bardzo mocne.
- Jest drugi w klasyfikacji generalnej tego sezonu i jedynym kierowcą poza Maxem, który wygrał w tym roku wyścig. Łatwo jest go dyskredytować, gdy poziom po drugiej stronie jest tak wygórowany. Sergio będzie naszym kierowcą w sezonie 2024.
- Oceniajmy jego postawę na podstawie tabeli czasów i wyników. Gdyby nie Max, to Checo wygrałby 4 czy 5 wyścigów więcej. Wykonuje swoją robotę i jest drugi w mistrzostwach. Widzieliśmy jego tempo. Nie miał po prostu szczęścia i dostał karę za limity prędkości w pit lane. Pozostaje liczyć, że uda mu się w tym roku wygrać jeszcze jakieś wyścigi.
fot. Red Bull
Miniony już weekend Formuły 1 w Holandii najwięcej emocji przysporzył jednak na podłożu strategicznym, na co wpłynęły zmienne warunki atmosferyczne. Uwydatniło to jednak jeszcze mocniej, jak dominujący jest tegoroczny Red Bull, nie tylko w kwestii czystego tempa, ale także podejmowania właściwych decyzji strategicznych.
Jak jednak wskazywał Christian Horner, odpowiednich wyborów dokonywali nie tylko stratedzy, ale też sami kierowcy, którzy tak jak Perez wiedzą, kiedy zaryzykować, wykorzystując kapryśną aurę.
- Musieliśmy zmierzyć się z wieloma wyzwaniami nie tylko w wyścigu, ale też w kwalifikacjach. Natomiast zespół, Max oraz Checo zdecydowanie spisali się w każdych warunkach. Wygranie tego wyścigu wiązało się z kilkoma trudnościami.
- Pierwszym samochodem w pociągu jest lider i w tej pozycji trudno jest podejmować decyzje, zwłaszcza jadąc na limicie. To był pomysł Checo, aby zjechać [na pierwszym okrążeniu]. Potem mu się to opłaciło, ponieważ był pierwszym z czołówki, który zdecydował się na przejście na intery.
- Max zjechał na następnym okrążeniu. Nie wiedzieliśmy wtedy, czy deszcz będzie padał dalej, czy zaraz przestanie. Natomiast sposób, w który przebijał się przez stawkę, był niesamowity. Zadaniem Checo było więc powiększanie przewagi nad autami jadącymi za nim.
- Gdy Max się przebił, między nim a Checo była różnica około 13 sekund, ale w pewnym momencie był on szybszy o 2 sekundy na okrążenie od wszystkich - odpowiadał na pytanie, czy Meksykanin miał szansę odnieść wiktorię na Zandvoort, wysyłając tym samym jasny przekaz.
Dyskutowaną po zakończeniu rywalizacji sprawą była podcinka wykonana przez Verstappena na zespołowym koledze, wówczas liderującym w wyścigu. Horner tłumaczył jednak, że celem tego zabiegu było przede wszystkim chronienie dubletu niż zamiana kolejności ich kierowców, która była dla zespołu pewnym zaskoczeniem.
- Tempo Maxa było fenomenalne. W pewnym momencie odrobił [do Pereza] 7 sekund w przeciągu 3 okrążeń. Potem jednak nastąpiła zmiana warunków i Alonso oraz jadący za nim Gasly zaryzykowali oraz zjechali do boksów [po slicki]. Gdybyśmy ściągnęli Checo jako pierwszego, obaj podcięliby Maxa. Zjechał więc pierwszy, podcinając Checo, ale jako zespół zajmowaliśmy miejsca 1-2, więc to była prosta decyzja.
- Później znów zaczęło padać i najpierw ściągnęliśmy Maxa, wpierw na opony przejściowe, a potem deszczowe. Checo bardzo późno zgłosił swój zjazd do alei serwisowej. Myślę, że mógł nawet już w niej być, gdy nam to komunikował. Właśnie dlatego mechanicy nie byli gotowi.