Tuż po zakończeniu kwalifikacji Charles Leclerc odbył interesującą rozmowę ze swoim inżynierem wyścigowym.
Tym razem nie było to jednak słynne I will come back to you, jakie często nadaje Xavier Marcos Padros, lecz o komunikat w sprawie limitów toru, które naruszył Max Verstappen. Holender wykręcił lepszy wynik niż Monakijczyk, okrążając tor o 0.005 sekundy szybciej, ale w trakcie swojej próby nie utrzymał wszystkich kół między białymi liniami.
Informacja o wymazaniu jego rezultatu nadeszła wtedy, gdy zawodnicy pokonywali wolne kółka zjazdowe. Ferrari błyskawicznie podało ją swojemu kierowcy, ale forma przekazania wiadomości nie przypadła mu do gustu. Leclerc w pierwszej chwili odczytał ją bowiem tak, jakby chodziło o jego pomyłkę.
Inżynier: Czas Verstappena to 34.71.
Leclerc: No k***a, do k***y nędzy!
Inżynier: Nadal mamy jeszcze Hamiltona i Russella, którzy kończą okrążenia.
Inżynier: A więc usunięto czas okrążenia Verstappena.
Leclerc: No k***a mać! Podawaj mi najpierw nazwisko! O Boże...
Inżynier: Verstappen z usuniętym czasem.
Leclerc: No tak, ale ja już w międzyczasie dostałem zawału.
Inżynier: Jasne, okej.
Inżynier: Dobra, masz P1.
Leclerc: Tak jest! To było dobre okrążenie!
Charles został poproszony o omówienie tego zajścia na konferencji prasowej dla najlepszej trójki, gdzie wyjawił, że upust swoim emocjom dał nie tylko poprzez krzyk.
- Dostałem zawału, bo mój inżynier wyścigowy najpierw powiedział mi o limitach toru, a potem dodał, że to Verstappen - opisywał zdobywca pole position. - Gdy usłyszałem o limitach, to uderzyłem w kierownicę i kask. Następnie usłyszałem, że chodzi o Maxa, więc pomyślałem, że to dla nas lepsza wiadomość.
- Właśnie dlatego powiedziałem Xaviemu, żeby najpierw podawał nazwisko, bo wtedy ja nie będę aż tak bardzo pobudzony.
Pytany, czy mimo startu dopiero z 6. pola Red Bull nadal będzie liczył się w walce o zwycięstwo, stwierdził: - Na pewno, bo zawsze jest bardzo mocny, a Max w tym roku nie odpuszcza. Z pewnością będzie zagrożeniem.