Po zwycięstwie w GP Włoch praktycznie każdy zachwyca się odrodzeniem Pierre'a Gasly'ego, który po degradacji nie tylko podtrzymał swoją karierę przy życiu, ale wręcz tchnął w nią nowe.

Do zamiany miejsc z Alexem Albonem doszło 12 sierpnia 2019 roku, nieco ponad tydzień po Grand Prix Węgier, które Francuz zakończył na 6. miejscu, będąc po paśmie niepowodzeń i niemrawych występów.

Miarka się przebrała, gdy na Hungaroringu znalazł się na tyle daleko, że nie mógł przeszkodzić Lewisowi Hamiltonowi w pościgu za Maxem Verstappenem.

Po przerwie wakacyjnej zespoły udały się na Spa, gdzie napisany został najsmutniejszy rozdział sezonu 2019. Pierre stracił tam swojego przyjaciela, Anthoine. To właśnie Hubert odezwał się do niego jako pierwszy, mówiąc mu, by pokazał im, że się mylą.

Dziś wiemy, że tak się stało.

Wiele osób zapewne pamięta, że w Belgii Pierre spisał się przyzwoicie. Jeszcze więcej osób pamięta krzyk radości po podium z Brazylii, które potwierdziło odrodzenie. Jak wyglądała cała droga do tego osiągnięcia?

To nie była powtórka z Kwiata

Zanim kilka wyników, ważne będzie coś innego. Tak, teraz łatwo to powiedzieć, ale okoliczności zwiastowały, że nie musiał podzielić losów Daniiła. Kara Rosjanina była nagła i niewspółmierna do przewinień. Gasly, mimo innych zapewnień, mógł to przeczuwać, a do tego miał kilkanaście dni na dojście do siebie po takim ciosie.

Trudno powiedzieć, czy miał łatwiej. Prawdopodobnie już od lutego 2019 był pod presją, a to z łatwym ma niewiele wspólnego. Po prostu było inaczej, choć samo zrzucenie było na pewno łagodniejsze. To nie oznacza, że było łagodne, a samo prawdopodobieństwo załamania i tak było duże.

O wpływie tragedii z wyścigu F2 mówi się trudno, choć paradoksalnie, czysto psychologicznie mogła zadziałać pozytywnie (choć to tylko przypuszczenie, nie znając Pierre'a). Na pewno była świadectwem ogromnej odporności psychicznej. O inne rzeczy trzeba, o ile w ogóle można, pytać zainteresowanego.

Od razu po swoje

Tak naprawdę odpowiedź na pytanie z tytułu może być bardzo krótka i wyjątkowo pasująca do Formuły 1 - odrodził się szybko. To nie był mozolny proces, dodawanie czegoś każdego dnia, nie. On przy pierwszej możliwej okazji pokazał, że nie zapomniał, jak się jeździ, a później ani razu nie był słaby.

Na wspomnianym już Spa rozpoczął od pokonania Daniiła Kwiata w kwalifikacjach, a po wyścigu, w którym sporo powalczył z rywalami, znalazł się na P9. Co prawda przegrał z Rosjaninem, ale nikt nie patrzył na to ze względu na nowe auto. W oczy rzuciło się coś innego.

Kierowca, który wydawał się niepewny i bojaźliwy, nagle przestał taki być i normalnie ścigał się, nie odpuszczając rywalizacji o pozycje. Nie był to jednorazowy wyskok.

Chociaż punkty uciekły mu na Monzy, po tym jak Lance Stroll zademonstrował swojemu inżynierowi "powrót na tor jak idiota", prawie rozbijając bolid nr 10, to w Singapurze, po dobrym 12. miejscu w kwalifikacjach, przebił się na 8. w wyścigu, znów po kilku pojedynkach.

Patrząc na same wyniki, w Soczi było słabiej, bo Gasly skończył na P14. Miał jednak karę przed startem, która przyćmiła to, jak błysnął w sobotę, przejeżdżając - jak sam powiedział - jedno z najlepszych okrążeń dla Toro Rosso.

Podobnie jak po GP Włoch 2019, Pierre odbił to sobie przy najbliższej okazji. Super niedzielę na Suzuce otworzył awansem do Q3 (P9), do mety do jechał na P8, a punkty dostał jak za P7, gdy z wyników zdyskwalifikowano Renault.

To był mniej więcej ten moment, gdy można było już z dużą pewnością powiedzieć, iż Pierre przetrwał degradację, prosząc o uszanowanie tego osiągnięcia. Te kilka występów zasugerowało, że problem może leżeć gdzieś indziej. Dziś pisze się to zabawnie, patrząc na Red Bulla.

Najlepsze miało nadejść

Mimo zapunktowania tylko w 2 z 4 ostatnich rund, suche wyniki znów nie mówiły wszystkiego. Najpierw Pierre pojechał nieźle Meksyku, robiąc kolejne Q3. W wyścigu jego dobrą formę docenił Daniił Kwiat, torpedując Nico Hulkenberga i pozwalając koledze zdobyć P9 w prezencie.

W USA znów wskoczył do ostatniej części czasówki, ale nie mógł powalczyć o nic więcej przez problemy z bolidem.

W Brazylii nawet i bez podium jego wynik byłby rewelacyjny, bo do walki ruszał z P6, zyskując miejsce po karze dla Leclerca. Później trzymał się jak najbliżej rywali, a jak to się skończyło - wszyscy wiemy.

Sezon zakończył pechowo, mając P12 w sobotę i kolizję w niedzielę, która przekreśliła jego szanse w Abu Zabi, ale to nie miało znaczenia.

Większe miał krzyk z Interlagos - to wraz z nim z Pierre'a uszła ta cała frustracja, wkurzenie, rozczarowanie, w zasadzie wszystko złe, co nazbierał przez pobyt w Red Bullu. Jakaż to musiała być ulga, choć sportowcy raczej tak do tego nie pochodzą. Więc jakaż to musiała być satysfakcja.

Nieważne, że w sierpniu 2019 były podstawy do zmiany - Gasly czuł się pokrzywdzony, więc na pewno była to jego chwila triumfu. Na początku napisałem, że był to moment dopełnienia odrodzenia, ale muszę zmienić zdanie - on był jeszcze przed nim.

Zmazać plamę

Druga połowa poprzedniego sezonu "tylko" uratowała karierę, która może nie wisiała na włosku, ale była blisko przekreślenia. Tu już bardziej subiektywnie - myślę, że Francuz, mimo tego ratunku, zawsze byłby jednak w jakiś sposób skażony straconą szansą w topowym zespole. Coś jak Sergio Perez, choć on mniej ekstremalnie.

Mówiąc o odrodzeniu, trzeba więc spojrzeć na sezon 2020 i podtrzymanie dyspozycji, a nawet znaczne podniesienie poziomu. Niektóre wypowiedzi Pierre'a z końcówki zeszłego roku pokazywały, że on szybko odzyskał kontrolę nad sytuacją, a degradacja nie wywierała na nim już żadnego wpływu.

- W pewnym sensie to była pozytywna zmiana, by pokazać sobie pewne rzeczy, których potrzebowałem. Wątpię, że to było potrzebne, bym spisywał się lepiej. Nie czuję, że tak robię. Nadal jeżdżę tak samo i podchodzę do weekendu w ten sam sposób. Zawsze próbuję spisać się jak najlepiej i na 110%. Nie czuję, że zmieniłem cokolwiek. Dobrze było osiągnąć taki wynik w drugiej części sezonu - tłumaczył w Abu Zabi.

Dziś łatwo to mówić, ale ten zwykły i nudny spokój to było coś imponującego. Powinien przecież pokazać wszystkim, tak dobitnie jak Hardaway Barkleyowi, co właśnie zrobił.

Co prawda wykrzyczał się w Brazylii, ale w takiej euforii po odbiciu się od dna nie ma niczego nadzwyczajnego, oprócz ujścia emocji. Co innego pokazuje spokój, szczególnie po takim sezonie - dowód na to, że sportowiec nie jest zaskoczony swoją dyspozycją. Pierre już wiedział, że jest dobry, co kilka miesięcy wcześniej nie było oczywiste w niczyjej głowie.

To była zapowiedź, klucz do tego, co stało się w 2020 roku. I chociaż bez wygrania GP Włoch byśmy o tym nie mówili, to kto wie, czy tak głośny moment nie jest przełomem.

Samą solidnością trudno pozbyć się wspomnianej skazy, plamy, łatki. Nawet jeśli to jednorazowe i w pewnym stopniu fortunne zwycięstwo (nadal zasłużone!), bo przecież ma tylko siódme auto w stawce, to jednak zrobiło wrażenie na każdym.

To dopiero jest moment, który dopełnił odrodzenia, nawet jeśli bardziej w głowach innych osób niż Pierre'a, bo być może pozwolił mu zresetować karierę i to, jak jest postrzegany. Chociaż wyniki z Red Bulla nagle nie staną się lepsze, mogą być traktowane jako coś, co już było i ma dużo mniejsze znaczenie.

W perspektywie kilku lat, o ile podtrzyma równy i dobry poziom, to znacznie większe zwycięstwo.