Zapewne wielu kibiców ma w swoich głowach pewien archetyp topowego kierowcy Formuły 1 - ma to być człowiek z twardym charakterem, żyłką skurczybyka, który niekoniecznie z każdym się dogada, ale dzięki temu dorzuci coś ekstra na torze. Przyjmuje się, że zbyt mili goście nie osiągają tu sukcesów. Lando Norris w 2020 roku pokazał, że może być to błędne myślenie.
Klasyfikacja generalna: 9. miejsce
Punkty: 97
Najlepsze wyniki: P3 (GP Austrii)
Kwalifikacje: 9-7 vs Sainz
Wyścigi: 7-7 vs Sainz
Nasza ocena: 7.35 (P6)
Inny
Przez to, jak czasem zachowuje się młody Brytyjczyk, można po prostu nie kupować go jako topowego sportowca. Niby to wyniki na torze powinny być najważniejsze, ale niech pierwszy rzuci kamieniem, kto nigdy nie pomyślał, że coś tu nie gra, nie podważył jego powagi, nie nazwał dzieciakiem czy coś takiego. Żarty są oczywiście bardzo fajne i świetnie, że Norris byciem sobą wnosi świeżość do Formuły 1, ale bardzo łatwo jest tak doczekać się łatki tego, który największe show robi wtedy, gdy robotę już skończy.
Lando w tę pułapkę nie wpadł, choć tu i tam było blisko, szczególnie przez lockdown, w którym faktycznie kilka razy zdarzyło mu się narobić szumu niekoniecznie z powodu jakichś fantastycznych przejazdów. Lando Bot był fajny, ale wieczne problemy z F1 2019 i ostentacyjne usuwanie gry już niekoniecznie. Chociaż była to zabawa, zupełnie niewinna zabawa, tak nie wszyscy przeszli wokół tego obojętnie i pojawiło się trochę głosów krytyki, że to przesada, że za dużo, a co najważniejsze - że zobaczymy, czy na torze będzie taki hop do przodu.
Nikomu nie może przeszkadzać, a raczej też nie przeszkadza, gdy ktoś jest fajnym gościem i jednocześnie coś tam w swojej dziedzinie umie. Wystarczy spojrzeć na Daniela Ricciardo, który jest uwielbiany za charakter. W parze z nim nierozłącznie idzie jednak kawał kierowcy z bardzo wysokiej półki. Czy ktoś podważa jego możliwości przez to, jakim jest człowiekiem? Pewnie poza drobnymi wyjątkami odpowiedź brzmi "nie", ale to też dlatego, że Honey Badger swoje już udowodnił.
Sytuacja Lando różni się tym, że już na wejściu do F1 był śmieszkiem i to śmieszkiem młodego pokolenia, a nie rozkręcał się wraz z poprawianiem swojej pozycji, szeroko się uśmiechając. Coś nowego zawsze jest czymś innym, a coś innego niekoniecznie jest przyjmowane ot tak w pełni dobrze.
Świetnie pokazał to odbiór 2019 roku. Jego naprawdę porządny debiutancki sezon nie był dla wszystkich przekonujący chociażby dlatego, że patrzenie na charakter kierowcy jest dość częstą praktyką, a Brytyjczyk miał już naszytą umniejszającą łatkę wesołka. Na ocenę wpłynęły też jednak inne aspekty, np. awans i widowiskowość Alexa Albona, czy ogólne i modne zachwycanie się George'm Russellem. Dopiero drugi rok mógł pokazać, co zresztą tyczy się całej wspomnianej trójki, kto jaki jest naprawdę.
W przypadku Brytyjczyka z McLarena zapowiadał się on na najbardziej wymierny - miarodajny przeciwnik i to będący na fali, równy status w zespole, a także auto, które gwarantowało ciągłą walkę.
Scenario 7 od początku
Nie ukrywam, że po tym sezonie oczekiwałem od Norrisa bardzo dużo, zakładając, że "real deal" nie wypadłby jakoś gorzej od Sainza, z docenieniem którego też sporo walczyłem. Uznałem, że byłoby to świetne potwierdzenie nieprzeciętnych możliwości, czyli takich na bycie kimś więcej niż średniakiem. Carlos łatkę średniaka po dwóch latach zerwał już chyba całkowicie, zresztą w jej miejsce przykleił takiego fajnego wierzgającego konika (choć w tym roku konik przypominał osiołka), ale nie w tym rzecz.
Gdyby Lando wskoczył na jego poziom, od 2019 roku bardzo wysoki poziom, mając 4 lata doświadczenia mniej, byłoby to coś.
Jak cudownie patrzyło się, gdy już w otwierającym sezon GP Austrii ten śmieszek, który także i mnie trochę irytował w trakcie lockdownu, najpierw zrobił drugi rząd w kwalifikacjach, a potem wyrwał podium i najszybsze okrążenie, dając początek słynnemu Last Lap Lando. Co prawda był to jego najlepszy wynik w sezonie, ale to nie oznacza, że potem było gorzej.
Warto pamiętać, że McLarena na top 3 stać było jednak sporadycznie, a Brytyjczyk spokojnie mógł pić szampana jeszcze ze dwa razy, gdyby nie czerwona flaga w GP Włoch, na której zyskał Lance Stroll, a także awaria z GP Eifelu.
W tym roku wszyscy, ja także, zachwycaliśmy się regularnością i skutecznością Pierre'a Gasly'ego, ale Norris nie był w tym aspekcie gorszy. Jasne, miał trzecie auto w stawce (choć tak naprawdę czwarte, bo zeszłoroczny Mercedes był szybszy, ale punktów zdobył mniej), nie siódme, ale nie zaliczał specjalnie słabych weekendów. Nawet jak szło gorzej, udawało mu się coś tam do swojego konta dopisać.
Zdarzyły się małe wpadki, jak ta z treningu przed GP Styrii, za którą miał karę, jak rozbicie auta w treningu na Mugello, jak słabsze kwalifikacje do GP Sakhiru, ale w porównaniu np. z wpadkami Russella to były, za przeproszeniem, pierdoły z małymi konsekwencjami. To wybaczalne i normalne, szczególnie dla gościa, który jeździ w F1 drugi rok. Drugi rok! Nie było walenia po ścianach (choć Toto by docenił), nie było wyrzucania wyników do śmietnika, nie było batów w zespole.
Chociaż część tego było widać i w sezonie 2019, to utrzymanie regularności, ale przy zbliżeniu się do mocnego kolegi, jest imponujące i daje nadzieję na jeszcze więcej.
Krok po kroku
Lando pokazał się jako ten kierowca, któremu można powierzyć dowiezienie ważnego wyniku, który rzuci się w skuteczną pogoń, który wykorzysta potencjał samochodu, a nawet jeśli nie zrobi tego do końca, to nie utrudni sobie zadania dużo bardziej. To już wysoki poziom.
Nadal nie jest pewne, jak wysoki, bo i 2020 rok nie był idealnie wymierny - w McLarenie to samochód numer 55 miał więcej pecha niż ten z numerem 4. Dodatkowo Carlos miał momenty, w których wydawał się odrobinę, ale przekonywująco lepszy, jak np. w kwalifikacjach w Styrii, w GP Wielkiej Brytanii (choć opony miały inne zdanie), w GP Włoch (nawet bez czerwonej flagi) czy w GP Turcji. Nie jest to żaden minus, bywało przecież także odwrotnie, ale jedynie dowód na to, że jest jeszcze co poprawiać.
O to chyba nie ma co się martwić, bo Norris zrobił zauważalny przeskok po sezonie 2019, na co są różne dowody. W kwalifikacjach znów był lepszy. Choć bez pecha Sainz wygrałby z nim wyraźniej, to jednak różnica punktowa się zmniejszyła. W naszych ocenach wypadli bardzo podobnie, tu akurat 21-latek był wyżej, ale bez wpadki Hiszpana z Rosji byliby praktycznie na równi.
Brytyjczyk przyznał też, że czuje się w Formule 1 znacznie swobodniej, nad czym sporo pracował z zespołem i trenerem mentalnym, bo w momencie debiutu nie było tak dobrze. Widać więc, że ma poukładane w głowie i stara się to jeszcze bardziej uporządkować. I dobrze, bo jest się na kogo zbroić.
Sezon 2020 nie był całkowitą weryfikacją Norrisa, ale moje oczekiwania całkowicie spełnił. Potwierdził, że to bardzo dobry kierowca z potencjałem na kogoś więcej. Dodatkowo jego kariera wygląda tak, jakby ktoś zaplanował mu idealną ścieżkę rozwoju bez rzucania na głęboką wodę od razu. Miał dwa lata, w których poprawiało się wszystko, także on sam. Dopiero w trzecim dostanie kogoś uznanego, kto powinien dobitnie pokazać, z jakiej gliny jest ulepiony.
O ile nie musi od razu pokonywać Ricciardo, co byłoby naprawdę konkretnym osiągnięciem, tak niedanie się zlać jak Ocon już będzie okej. Jeśli Lando faktycznie będzie poprawiał się z sezonu na sezon, to utrzymanie się blisko mistrzowskiego materiału i dojście go rok później, tak krok po kroku, brzmi sensownie.
Obecnie nie ma sygnałów, że skończy się katastrofą, a to nie jest nic.
Inny, ale co z tego?
W tej chwili, pisząc o Lando czysto sportowo, w ogóle nie trzeba mówić o jego charakterze. Można pokusić się o stwierdzenie, że Brytyjczykowi udało się oddzielić bycie śmieszkiem od bycia świetnym zawodnikiem. Bo co z tego, że czasem w piątek pośpiewa przez radio, jeśli w niedzielę w okolicach godziny 17 punkty się zgadzają? Co z tego, że ogląda jakieś głupoty na streamie, tu do kogoś zadzwoni, tu z kogoś zażartuje, jeśli na torze nie widać po nim grama braku koncentracji? Co z tego, że wydaje się być miły i sympatyczny, jeśli w akcji to się zmienia?
Na tegorocznych testach ta ostatnia rzecz wyszła jak na dłoni. Lando dostał wtedy pytanie o współczucie Nicholasowi Latifiemu, który narzekał na mało czasu na przygotowania przed debiutem. Odpowiedź? "Pech" - bo w Formule 1 nie ma miejsca na coś takiego. Nie jego strata, ba, jego zysk. Najwyraźniej taka postawa nie kłóci się z byciem wesołym w innych okolicznościach. Warto zresztą spojrzeć na wiele poważnych wypowiedzi 21-latka, gdzie chociażby bywa ostry dla siebie, widzi swoje błędy i bierze je na klatę.
Znów nie sposób uciec od porównań do Ricciardo, bo czy oni się aż tak różnią? Jeden i drugi potrafi zrobić coś głupawego oraz być przy tym znakomitym kierowcą, pokazując, że to tylko nieco inna twarz, jakaś cecha, która nie przeszkadza w wyścigach. Gdy tak się dzieje, idzie za tym mnóstwo plusów, które ułatwiają funkcjonowanie - można zyskać wielu fanów, zjednać sobie zespół, nie pożreć się z kolegą. Oby to ostatnie nie zestarzało się źle.
Jeśli ktoś nadal patrzy na Lando Norrisa jak na dzieciaka, śmieszka, nawet takiego formułowego Atmosfericia, to sezon 2020 w jego wykonaniu był dobrym argumentem, by przestać i widzieć w nim także kawał kierowcy. Jaki kawał - na to odpowie przyszły rok, ale jak do tej pory Brytyjczyk pokazał, że na taki pojedynek jest już gotowy i to bez żadnych wymówek.