Kierowcy zgodnie potępili skandaliczne zachowania kibiców na trybunach w trakcie weekendu w Austrii i żądają ostrej reakcji ze strony F1.
Zawody rozgrywane w Spielbergu dostarczyły kibicom wielu emocji z racji niesamowitych walk na torze, trwających przez cały dystans wyścigu, ze sztandarową batalią Charlesa Leclerca i Maxa Verstappena na czele.
Niestety wielu z nich doświadczyło również i przykrych sytuacji, o których mówiło się na Red Bull Ringu niemalże przez cały weekend, takich, jak rasistowskie, homfobiczne i seksistowskie komentarze kierowane przez jednych kibiców w stronę drugich.
Dyskusja stała się jeszcze bardziej intensywna po tym, jak sama Formuła 1 wypuściła oficjalne oświadczenie o świadomości takich zjawisk i nieakceptowaniu ich, jednakże nie poszły za tym żadne ostrzejsze reakcje.
Takowych zażądali kierowcy, którzy po wyścigu byli pytani o zdanie w tej kwestii. Pośród potępiających zachowania „kibiców” nie mogło zabraknąć nadwornego aktywisty F1, Sebastiana Vettela. Czterokrotny mistrz świata wyraził się bardzo jasno, mówiąc, że dla tak postępujących osób miejsca w ich sporcie nie ma.
- To okropne, czyż nie? - pytał retorycznie zawodnik Astona Martina. - Ale uważam za dobre to, że takie sprawy wychodzą na jaw. To dobry początek, co nie zmienia faktu, że to okropne. Ktokolwiek to robi, powinien się tego wstydzić i otrzymać dożywotni zakaz wstępu na wyścigi.
- Nie ma tolerancji [dla tego typu zachowań]. Rozumiem, że ludzie mogą się dobrze bawić czy za dużo wypić, ale to nie usprawiedliwia takich sytuacji.
Wydarzenia z trybun skrytykował także obecny lider klasyfikacji generalnej, Max Verstappen, z którym trudno nie zgodzić się co o tego, iż nie powinno być nawet potrzeby wskazywania, że zachowania, jakich dopuścili się niektórzy „fani”, nie są dobre.
- Oczywiste, że to nie jest w porządku, wszystkie takie rzeczy dziejące się gdziekolwiek. Nie powinno to mieć miejsca. Przeczytałem o tym trochę, o kilku szokujących sytuacjach. Zdecydowanie to nie jest ok. Nie powinno być nawet potrzeby, żebym o tym mówił. Powszechnie powinno być rozumiane, że takie zachowania nie mogą się wydarzać. Normalna istota ludzka powinna to rozumieć - mówił 24-latek.
Interesujący pogląd na sprawę wyraził również Lewis Hamilton, który podobnie jak Vettel oczekuje od Formuły 1 podjęcia bardziej zdecydowanych kroków. Brytyjczyk niemalże przejechał się po akcji We Race As One, rozpoczętej w 2020 roku, która przez cały czas swojego istnienia nie przyniosła żadnych z zamierzonych rezultatów.
- Nie zastanawiałem się za bardzo nad rozwiązaniami, które powinien podjąć sport. Powracamy do komunikatów, o których rozmawialiśmy w kontekście kroków, jakie powinniśmy poczynić wewnątrz sportu, co ma pozytywie wpłynąć na różnorodność i integrację w naszej branży. Właśnie to odzwierciedla kierunek, w którym podążamy, a także oddaje to, jak wygląda społeczność fanów..
- Przyszedł czas na działanie. We Race As One było fajne i przyjemne, ale to były tylko słowa. To absolutnie nic nie zmieniło. Nie zbierano funduszy na jakikolwiek cel, nie stworzono żadnego programu, który mógłby spowodować zmianę i rozpocząć dyskusję.
- Powinniśmy wykorzystać platformy, które posiadamy, ale musimy podjąć jakieś kroki i przekuć w czyny rzeczy, o których mówimy. Samo mówienie jest niewystarczające. To nieakceptowalne - zakończył Brytyjczyk, podkreślający potrzebę podjęcia konkretnych działań.
O głos w sprawie poproszony został też Charles Leclerc, triumfator niedzielnej rywalizacji na dawnym A1 Ringu, który stanął po stronie kolegów w kwestii działania, nagłaśniania takich sytuacji, mówienia o sprawach z tym związanych i wykorzystywania swojego autorytetu społecznego, aby wywrzeć pozytywny wpływ na kibiców.
- Po pierwsze, wierzę, że jako społeczność, ludzie, którzy są świadkami jakiegokolwiek typu nękania, powinni działać. Jako Formuła 1, jeśli znajdziemy tych ludzi, powinniśmy podjąć ostre akcje. Nie powinni być oni dopuszczani blisko naszego sportu.
- Tak jak powiedział Lewis, jako kierowcy mamy mnóstwo obserwujących i powinniśmy o takich sprawach mówić. Ludzie, słuchajcie nas nieco częściej i róbcie tego typu rzeczy - zakończył.
Sprawa ta doczekała się jednak drugiej, równie smutnej odsłony. Dwie z osób, które zostały wpuszczone do padoku w ramach wynagrodzenia im wszystkich nieprzyjemności, okazały się być jednocześnie tymi, które napędzają spiralę nienawiści i toksyczności, będącą niemalże znakiem firmowym tzw. formułowego Twittera.
Jak do tej pory na te oskarżenia zareagował jedynie rzecznik prasowy Astona Martina, Matt Bishop, który stanął w obronie kobiet.