W piątek na Zandvoort kierowców F1 czeka niewidzialne wyzwanie w postaci bardzo mocnego wiatru, który może doprowadzić do przygód. Podczas czwartkowych spotkań z mediami paru zawodników wytłumaczyło, dlaczego będzie to duża przeszkoda.
Dzień dla mediów przed GP Holandii przyniósł dużo pytań na dość nietypowy temat, jakim jest wiatr. Choć o jego wpływie na zachowanie bolidów Formuły 1 można usłyszeć parokrotnie w sezonie, to tym razem podmuchy stały się istotne, jeszcze zanim samochody wyjechały na tor.
Powodem jest ostrzeżenie koloru żółtego, jakie między innymi dla miejsca rozegrania najbliższego Grand Prix wydał Królewski Instytut Meteorologiczny w Holandii: - [W piątek] mogą wystąpić silne porywy wiatru, do 80-85 km/h. Wiatr będzie wiał z południowego zachodu. Może mieć to wpływ na ruch drogowy i aktywności na świeżym powietrzu - przekazano w komunikacie.
Dodatkowym utrudnieniem będzie to, że najbliższa runda odbywa się na obiekcie w starym stylu, a więc krętym, wąskim, z trawą i żwirem na poboczach oraz stosunkowo blisko umieszczonymi barierami. Zandvoort jest do tego położone nad morzem, co sprawia, że poza linią wyścigową czasem znajduje się piasek. To po prostu tor, który również ze względu na kształt nitki ma opinię niewybaczającego błędów. Nic więc dziwnego, że kierowcy podchodzą do sprawy bardzo poważnie.
- To o wiele trudniejsze, niż się ludziom wydaje - tłumaczył Lando Norris. - Nawet 20-25 km/h to już dużo. Gdy nie ma wiatru, ale powieje 10 km/h, to i tak czujesz różnicę. Przy stałej prędkości 25 km/h jest trudno, ale jeśli będzie 40, 50, 60, 70 czy 80... czegoś takiego jeszcze nie doświadczyłem.
- To oczywiście może być dość niebezpieczne. Gdy wchodzisz w zakręt z pewną prędkością, np. w zakręt nr 7, to przy podmuchu o wartości 60, 70, 80 km/h samochód zmienia zachowanie. Jako kierowca nie możesz wtedy zrobić nic. Będziesz albo w żwirze, albo na ścianie. Nie wiem, czego oczekiwać, więc tylko tyle jestem w stanie powiedzieć. Ale jeśli nie widać czegoś w telewizji, to nie znaczy, że tego nie ma.
Pytany, czy ma jakieś obawy, odparł: - Można je mieć, bo kierowca czasem nie zrobi nic złego, a i tak skończy na ścianie. Trzeba próbować to antycypować, ale z drugiej strony nie zawsze się da. Nie wiemy przecież, co się wydarzy. Szczerze, nie mam pojęcia. Wyjadę na tor i będę próbował sobie poradzić - zakończył.
- Będzie niezwykle trudno - dodał Oscar Piastri. - To, ile docisku zyskujesz - choć ważniejsze jest, ile go tracisz - zależy od kierunku wiatru. W niektórych zakrętach poczujemy się pewnie jak w bolidzie F2. To potężna zmiana i coś bardzo trudnego, bo nie możemy tak dobrze wyczuć wiatru. Dajemy radę wyczuć go, gdy wieje z boku, ale nie tak łatwo ocenić, gdy wieje od przodu czy od tyłu. A gdy podmuch wydarzy się w złym momencie, to kompletnie tracimy kontrolę. To będzie interesujący dzień przy takim wietrze i deszczu.
Jazda przy takich podmuchach to natomiast coś, co niespecjalnie wyobraża sobie Charles Leclerc.
- Nie wydaje mi się, że którykolwiek bolid został zaprojektowany do jazdy przy takim wietrze, jaki ma być w piątek - ocenił Monakijczyk. - Jeśli podmuchy naprawdę dojdą do 80 km/h, to wątpię, że zobaczymy wiele samochodów na torze. W sobotę i niedzielę ma być trochę spokojniej, ale wiatr i tak będzie ekstremalnie mocny.
W przeszłości w Formule 1 zdarzały się reakcje z wyprzedzeniem, w tym spore korekty harmonogramu, czego najlepszym przykładem jest GP Japonii 2019 i przesunięcie kwalifikacji na niedzielny poranek, aby uniknąć skutków tajfunu. Seria jest świadoma prognozy pogody oraz istnienia samego ostrzeżenia, aczkolwiek wszystko zostanie sprawdzone już na miejscu podczas dzisiejszych aktywności.