Williams od zeszłego roku znajduje się na fali wznoszącej. Stajnia z Grove powoli wygrzebuje się z dna i w tej chwili wszystko wskazuje na to, że myśląc o powrocie brytyjskiego producenta do walki o zwycięstwa, nie będziemy w kolejnych miesiącach używać zwrotu „czy”, tylko „jak szybko”.
Tendencję wzrostową pokazują nawet plotki na rynku transferowym. Jeszcze za czasów panowania rodziny Williams Valtteri Bottas, Alexander Albon czy Nico Hulkenberg, słysząc propozycję od tej legendarnej marki, spuentowaliby ją zapewne podobnymi słowami jak te, którymi Kamil Glik w meczu z Anglią rzucił w stronę Jacka Grealisha.
Teraz każda z tych opcji wyglądała na realną. Bottas przyznał, że nie wybrał Williamsa głównie ze względu na krótkoterminową umowę, ale Taj finalnie trafił w ręce Josta Capito. Tak, Niemiec wziął do siebie zawodnika największego rywala kogoś, kto do tej pory rządził i dzielił w Formule 1, a na samego Williamsa miał niemały wpływ.
Prawy sierpowy wymierzony Mercedesowi
Gdyby Andrzej Kostyra interesował się Formułą 1, z całą pewnością znalazłby kilka barwnych porównań czy stwierdzeń idealnie oddających, jak bardzo Toto Wolffa musiał zaboleć ruch Williamsa.
W końcu do stajni, której Mercedes wciąż dostarcza jednostki napędowe, trafia wychowanek Red Bulla, który następnie pozuje w koszulce AlphaTauri, a dodatkowo ma możliwość powrotu do poprzedniego obozu.
Wolff od początku był przeciwnikiem tego ruchu, czego nie ukrywał, stawiając Red Bullowi i Wililamsowi warunek w postaci przymusu zwolnienia Albona z akademii RB. Co prawda udało mu się tego dopiąć, ale obie strony bez większego problemu znalazły możliwość obejścia „sprytnego” planu szefa Mercedesa.
Red Bull marketingowo nie tylko zabrał Toto kolejne karty z uzbieranej w erze hybrydowej talii, ale jeszcze bezczelnie zaśmiał mu się w twarz z dziką satysfakcją.
Austriak jeszcze kilka dni wcześniej próbował blokować ten ruch, ale robił to równie długo co Bottas w GP Holandii. Zresztą ten timing też jest ciekawy - sprawy dopięto błyskawicznie i to tuż przed kolejnym silnikowym spotkaniem.
Wolff próbował walczyć tym samym mieczem, którym ostatecznie został dźgnięty przez swojego największego wroga. Taki cios musi boleć podwójnie i może mieć długoterminowe konsekwencje, jeśli dzięki Alexowi Williams zrobi krok w stronę silników Red Bulla lub ich potencjalnego nowego partnera, z którym - oczywiście przypadkowo - kiedyś wielkie sukcesy odnosił Jost Capito.
Znajdując miejsce Albonowi w Grove, Byki otworzyły sobie de facto również piąty fotel w Formule 1, a przecież na zapleczu wciąż dysponują tercetem Hauger, Lawson, Vips, w którym każdy z tej trójki ma potencjał i umiejętności na poziomie królowej motorsportu.
O Albonie słów kilka
Było o Mercedesie, więc pora również na Albona, bo to w końcu on jest w tej układance najważniejszy. Przez półtoraroczny pobyt w Red Bullu reputacja Alexandra została dość mocno nadszarpnięta.
Taj nie potrafił dorównać Maxowi Verstappenowi zwłaszcza tempem kwalifikacyjnym, a to, jak nieudany był dla niego sezon 2020, pokazują nasze oceny za zeszłą kampanię. Świeżo upieczony zawodnik Williamsa zajął odległe 17. miejsce ze średnią not 4.90. Gorszą nawet od wiecznie ospałego Kimiego Raikkonena, dysponującego fatalnym Haasem Kevina Magnussena, czy jałowego Sebastiana Vettela.
Wbrew pozorom zwolnienie z Red Bulla - a raczej to, jak sobie w nim radzi Sergio Perez - zagrało na jego korzyść. Meksykanin nie jest tak wielkim upgradem, jakiego oczekiwano w porównaniu do Albona, a pomimo lepszego aniżeli rok temu bolidu wciąż nie jest w stanie nawiązać realnej walki z Hamiltonem i ma problemy z dotrzymaniem tempa Bottasowi.
Dodatkowo sam Alex zalicza pozytywną przygodę w DTM, w którym regularnie walczy o podia. Do tej pory Albon zdobył 94 punkty i zajmuje 6. miejsce w klasyfikacji generalnej.
Pamiętajmy, że Taj to również wciąż dość młody kierowca. Alexander dopiero skończył 25 lat, co oznacza, że wciąż jest to zawodnik, który może przez najbliższą dekadę jeździć na najwyższym poziomie.
Oprócz tego Albon ma za sobą doświadczenie zdobyte w Toro Rosso i Red Bullu, z czego w siostrzanym zespole Byków osiągał bardzo dobre rezultaty. Tym samym Williams nie bierze nieopierzonego juniora, a kogoś już częściowo ukształtowanego, choć nadal do doszlifowania. Zawodnika, który może wnieść dużo pozytywnego feedbacku, potrzebnego w walce o powrót do czołówki i którego nie będzie trzeba uczyć Formuły 1.
Alex ma również wiedzę o tym, jak zarządzane są dwie świetne ekipy, a także miał okazję testować 18-calowe ogumienie - czego nie będzie robił jego nowy team - jak i zapewne był blisko budowy maszyny na sezon 2022.
Dodatkowo zna się z Nicholasem Latifim z serii juniorskich. Kanadyjczyk współpracował z nowym-starym zespołowym kolegą już w 2018 roku, gdy kanadyjsko-tajski duet zapewnił zespołowi DAMS w Formule 2 303 punkty i 3. miejsce w klasyfikacji konstruktorów.
Wówczas Alex odstawił Nicholasa na aż 112 punktów, tym samym zgarniając aż 212 oczek na przestrzeni całego sezonu. Chcielibyśmy napisać, że to nie jest tak oczywiste, że to Albon będzie jedynką, a Latifi będzie robił dla Taja za worek treningowy do podbudowania pewności siebie, ale w sumie tak jest i nie ma co ściemniać w żywe oczy, że jest inaczej.
Według Toto były kierowca akademii Red Bulla, a według Christiana obecny, ma jedno proste zadanie. Być dla Williamsa nowym George'm Russellem. Co prawda Brytyjczyk opuszczając Grove zostawił na dywanie buty z pokaźną rozmiarówką, ale i Williams wciąż stawia kolejne kroki do przodu. Z trójki Alfa Romeo - Haas - Williams, to ci ostatni na przestrzeni minionych 12 miesięcy najmocniej zbliżyli się do środka stawki.
Patrząc na opcje, które miał Jost Capito na rynku, wybrał tę najlepiej pasującą do potrzeb Williamsa nie tylko sportowo, ale też pokazującą, dokąd zmierza jego zespół.
Niezależność przede wszystkim
Claire Williams wielokrotnie w tracie swojego panowania pięknie opowiadała o tym, że za żadne skarby nie dopuści do utracenia niezależności przez Williamsa. Co prawda niedługo później sytuacja finansowa zespołu zmusiła ją do sprzedaży akcji na rzecz Dorilton Capital, ale i amerykańska spółka stawia na wartości rodziny Williams.
Początkowo wydawało się, że team będzie się przybliżał do Mercedesa - w końcu od przyszłego roku urzędujący mistrzowie będą dostarczać stajni z Grove również skrzynię biegów. Ostatnie ruchy pokazują jednak odwrotną tendencję.
Miejsce Simona Robertsa zajął Jost Capito, stając się jednocześnie szefem i CEO. Niemiec do tej pory był znany głównie ze współpracy z Volkswagenem i tego, że czego się nie dotykał, zamieniał to w złoto.
Tak jest również w Formule 1. Williams wygląda na zespół z najlepszymi perspektywami na nagły skok do góry i powrót do walki o czołowe miejsca bez pomocy Mercedesa czy wchodzenia w bliską współpracę z którymkolwiek producentem. A nawet jeśli, gdyby faktycznie był to krok w stronę obozu Red Bulla, flirtującego z VW, to po prostu dobrze jest być wtedy Jostem Capito.
W lineupie Williamsa na sezon 2022 znajdzie się zależny wyłącznie od pieniędzy ojca Nicholas Latifi, a także Alexander Albon. Pomimo tego, że ma on w kontrakcie opcję powrotu do Red Bulla, raczej jest to symboliczny zapis.
Szkółka Czerwonych Byków cierpi wręcz na nadmiar opcji i znalezienie zespołu Albonowi wygląda bardziej na dopięcie obietnicy, zrobienie uśmiechu w stronę tajskiej części Red Bulla i wypuszczenie go w świat w pozytywnej atmosferze. Ogólnie jednak jest to ruch ciekawy i bardzo wielowątkowy.
Williams także dzięki niemu staje się jednym z najciekawszych projektów w obecnej stawce i w przeciągu nieco ponad roku z najbardziej patologicznego zespołu zamienił się w dobrze prosperującą, ambitną firmę z możliwościami.
W końcu Grove udało się otoczyć mądrymi ludźmi, którzy mają pojęcie o tym, co robią, a także mają jeden wspólny cel - przywrócić legendę tam, gdzie jej miejsce. Na szczyt.