Z kanadyjskimi kierowcami w Formule 1 ostatnich lat jest jak z gangusami w filmach Patryka Vegi. Są tacy, których nie wsadzamy do więzienia ze względu na wolne działanie prokuratury (Nicholas Latifi), ale są i tacy, o których wiemy, że robią lewe interesy, tylko do tej pory trudno było im je udowodnić. Sezon 2022 Lance’a Strolla był jednak tym, czego potrzebował filmowy prokurator Tomala - Lance jest winny i wreszcie mamy na to dowody!
Klasyfikacja generalna: 15. miejsce
Punkty: 18
Najlepszy wynik: P6 (GP Singapuru)
Kwalifikacje: 7-13 vs Vettel
Wyścigi: 9-10 vs Vettel
DNF: 2
DNS: 0
Wasza ocena: 4,64 (P18)
Nasza ocena: 4,88 (P16)
Przenieśmy się do naszego podsumowania sezonu w Newonce. Podczas jednego ze swoich wątpliwej jakości monologów redaktor Jermakow podzielił się myślą: „Gdybym to ja był właścicielem zespołu Formuły 1…”. Jego wypowiedź szybko przerwał redaktor Pokrzywiński, mistrz nietaktu, uwielbiający wszędzie wciskać niskich lotów poczucie humoru, dodając: „Gdybyś był właścicielem zespołu Formuły 1, to jeździlibyśmy w nim razem z Budnikiem”.
„No właśnie nie, gdyby to był mój zespół, to właśnie tam byście nie jeździli" - spuentował redaktor Jermakow. Ta z pozoru niewinna wymiana zdań, obrazująca zarazem piękno i przekleństwo kapitalizmu, dała mi do myślenia w kwestii naszego nowego ulubionego Kanadyjczyka w Formule 1 - po odejściu Nicholasa Lance z dumą może nosić ten tytuł. Wydaje mi się, że jestem jedną z nielicznych osób, która w każdej możliwej dyskusji próbuje chociaż trochę bronić osiągów sportowych Strolla. Do 2021 roku włącznie to działało.
Dobre mizernego początki
Próbując jakkolwiek ocenić sezon oraz wyścigową sylwetkę Lance’a, najpierw trzeba oddać Strollowi co strollowe. Początki kariery w profesjonalnym kartingu to od razu liczne zwycięstwa w klasach Micro Max, później w Mini Max i nawet w juniorach, jak to zwykle w tym wypadku bywa, głównie w wyścigach organizowanych na lokalnych obiektach. W 2011 roku, czyli w wieku wczesnogimnazjalnym (ok, boomer!), mamy pierwsze starty w europejskich rundach i tutaj mowa raczej o drugiej, czasem trzeciej dziesiątce, tak aż do 2013 włącznie.
Rok później 16-letni Kanadyjczyk w bardzo mocnej szkółce szkoleniowej Ferrari Driving Academy i pod okiem Premy wygrał we włoskiej F4, tryumfując w 7 z 18 rund w tamtym sezonie. Dalej mamy 5. miejsce w generalce w otwartej Formule 3 również w ekipie Premy, 8. miejsce w Macau i zwycięstwo w mało znanej Toyota Racing Series.
Kampania 2016 to już wygranie 14 z 30 wyścigów w sezonie F3 i zapewnienie sobie tytułu mistrzowskiego, a także epizod w IMSA'ie i pukanie do stojących otworem wrót Formuły 1, gdzie w 2017 roku Lance zaliczył naprawdę udany debiut u boku doświadczonego Felipe Massy w ostatnich podrygach upadającego Williamsa z nadal najmocniejszą jednostką Mercedesa.
Pomimo wielu drobnych i mniej drobnych błędów oraz nieukończenia trzech pierwszych rund Lance zdobył 40 oczek i 12. miejsce w generalce przy 43 oczkach i 11. miejscu kolegi z zespołu. Nie było wstydu, a nawet pamiętne podium w Azerbejdżanie, na które zepchnął go Valtteri Bottas, wyprzedzając białą strzałę z malowaniem Martini na ostatnich metrach długiej prostej w Baku.
Początki kapitalizmu
W 2018 roku była ogromna szansa na to, że do Strolla dołączy Robert Kubica, który tamtą konstrukcją miałby znacznie większe szanse pokazać cokolwiek. Tutaj jednak w Williamsie panował już pełen kapitalizm - obu kierowców znacząco dokładało się do budżetu. Ostatecznie Kanadyjczyk punktował dwukrotnie, dowożąc do końca sezonu 6 oczek, co dało mu 18. miejsce w generalce. Prawdziwy rozkwit świata, w którym rządzi pieniądz, miał miejsce w kolejnych latach po przejęciu ekipy Force India i przemianowaniu jej na Racing Point, a później Aston Martin.
W sezonie 2019 Lance został mocno zweryfikowany przez Sergio Pereza, który wywalczył wtedy 52 punkty - Stroll zdobył ich 21. Czy to była katastrofa? Nie, ale nadal w trzecim sezonie w F1, w zespole należącym do swojego taty, mogło być lepiej. Z kolei rok 2020 to pamiętny „różowy Mercedes”, którym to Checo nie startując w dwóch rundach, zgarnął aż 125 oczek i wygrał GP Sakhiru. Lance miał wtedy dwa podia (3. miejsca) i pole position w Turcji, ale forma w pozostałej części sezonu była mizerna. Dalej 2021 i Sebastian Vettel u boku, co dało 34 oczka przy 43 punktach Seba (pomogło tu DSQ Niemca z P2 na Węgrzech).
Tak oto nadszedł sezon 2022, a wraz z nim szansa na nowe otwarcie z zupełnie innym typem bolidów, które miały być nową nadzieją właśnie dla takich kierowców jak Lance. To był ten czas, kiedy trzeba było się wykazać, zrobić coś więcej, pokazać się w swoim szóstym roku w F1 i drugim obok czterokrotnego mistrza świata.
Cały problem polega chyba jednak na tym, że Lance nic nie musi, Lance co najwyżej może. Sergio Perez na musiku w Racing Point w sezonie 2020 dwoił się i troił, żeby udowodnić swoją wartość i ostatecznie przekonać do siebie Red Bulla. Kanadyjczyk jest w takim pięknym położeniu, korzystając z przywilejów kapitalizmu, że naprawdę nie musi się starać i nigdy nie będzie na musiku, chyba że sam o tym zdecyduje.
Sezon 2022 istotą problemu
W tym roku Sebastian i Lance mieli podobną liczbę DNFów, czyli albo 3-2, albo 3-3, zależy od sposobu liczenia. Na papierze sytuacja wydaje się być symetryczna. Problem polega jednak na tym, że przy zwyżkującej formie w końcówce sezonu Vettel wywalczył łącznie 37 punktów, a Lance mniej niż połowę - zaledwie 18 oczek. Powiem więcej, kłamałem chwilę temu, mówiąc o symetrycznej sytuacji, ponieważ emerytowany już mistrz w ogóle nie startował w dwóch pierwszych rundach, przez co jeszcze trudniej było mu się „wjeździć” w nowe konstrukcje.
Lance punktował 8 razy, z czego aż sześciokrotnie to były 10. miejsca. Jednokrotnie dojeżdżał do mety na P6 (Singapur) i P8 (Abu Zabi). Vettel, startując w dwóch wyścigach mniej od kolegi z zespołu, punktował dziesięciokrotnie, tylko trzy razy finiszując na P10. Niemiec raz wywalczył P9, czterokrotnie P8 i dwukrotnie P6.
Kiedy myślimy o tej kampanii obu panów, to wspominamy pożegnanie Seba i kilka ciekawych pojedynków, w tym mocne zakończenie w zdecydowanie jednym ze słabszych pod względem zdobyczy punktowych sezonów w jego karierze. Przy Kanadyjczyku pamiętamy o może dwóch ciekawych manewrach na torze i jednym dobrym starcie? A mówimy przecież o kierowcy, który jest bardziej doświadczony od Lando Norrisa, Charlesa Leclerca czy George’a Russella.
Do tego wszystkiego dochodzą jeszcze dwie sytuacje, które są właśnie tym „złapaniem za rękę” przy kradzieży na gorącym uczynku. Zderzenie z Fernando Alonso w Stanach Zjednoczonych i absurdalnie późna obrona na tak wczesnym etapie długiej prostej - bezcelowa, pozbawiona jakichkolwiek szans próba obrony niemalże zakończona katastrofą. To była szansa na kolejną zdobycz punktową Astona, która pozwoliłaby wyprzedzić Alfę Romeo w klasyfikacji generalnej.
Drugi poważny zarzut, nie licząc ogólnej biernej postawy, to karkołomna obrona przed Sebem na drugiej prostej podczas sprintu w Brazylii. To wtedy jego kolega z zespołu z otwartym tylnym skrzydłem został wypchnięty na trawę, komentując to po prostu słowami: „Okej”. Po raz pierwszy od dawna Lance stał się poważnym zagrożeniem na torze i to w dwóch sytuacjach, w których i tak nie dałby rady utrzymać pozycji.
Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze moja prywatna teoria, która mówi o tym, że Lance Stroll musi być strasznie niefajnym gościem do współpracy w zespole. Nie jest to zawodnik, który cieszy się opinią pracusia pomagającego w rozwoju i zrozumieniu konstrukcji. Jest synem właściciela, często ignorującym jakiekolwiek relacje z mediami, co rzutuje na to, że również kibice nie darzą go taką sympatią jak pozostałych partnerów, no może poza Sirotkinem.
Czy pamiętacie jakąś słabą lub negatywną sesję/wywiad z Ricciardo, Russellem czy Leclerciem? W takim razie ile pamiętacie pozytywnych materiałów ze Strollem? Ja jeden, ten w „Beyond the Grid”, który jest chyba jedynym argumentem, dla którego sam stojąc z dyktafonem, kiedy widzę Lance’a, to jeszcze próbuję mu zadawać pytania.
W tym sezonie Stroll był po prostu słaby, kolejny raz nie pokazał zupełnie nic, a jeszcze dwukrotnie udowodnił, że potrafi stworzyć absurdalne zagrożenie na torze. Lance jest kierowcą nierokującym, który tylko raz był lepszy od swojego zespołowego kolegi - Siergieja Sirotkina. Parafrazując słowa redaktora Jermakowa, mając zespół F1, można zdecydować, kto będzie w nim jeździł - to jest właśnie ta ciemna strona kapitalizmu. Wierzę jednak, że po pożegnaniu przeciętnego Giovinazziego i nierokującego Schumachera teraz przyjdzie najwyższa pora na pożegnanie mizernego Strolla, a pomoże w tym wszystkim Fernando Alonso.
Kiedy w Abu Zabi wspólnie z redaktorem Budnikiem chodziłem po torze, kilkadziesiąt metrów przed nami szła bardzo duża grupka ubranych na zielono osób. Członkowie zespołu Aston Martin, dziennikarze i przyjaciele Sebastiana Vettela towarzyszyli mu w track walku przed jego ostatnim wyścigiem w F1. Nie było w tym gronie naszego głównego bohatera. Ten jeździł po trasie rowerem, całkowicie samotnie. Nie znam podłoża tej sytuacji, ale ten obrazek dawał do myślenia i pasował do pozostałych elementów układanki, która nazywa się „obecność Lance’a Strolla w Formule 1.”
Z tym Państwa zostawiam, Essa.