Sobotnie zmagania na torze w Teksasie doprowadziły do niespodziewanego spięcia pomiędzy weteranem F1, Fernando Alonso, a powracającym do sportu w barwach RB Liamem Lawsonem.

Opisywany duet wczoraj starł się ze sobą dwukrotnie. Najpierw los złączył ich podczas sprintu - wówczas Hiszpanowi nie spodobało się zachowanie Nowozelandczyka, który w jego opinii jechał bardzo agresywnie i mógł swoim postępowaniem doprowadzić do kolizji.

Sytuacja była szczególnie nerwowa po 100-kilometrowej rywalizacji. 43-latek nie poprzestał na wybuchowych komunikatach radiowych i postanowił osobiście porozmawiać z juniorem Red Bulla. Ich żywiołowa dyskusja została oczywiście zauważona przez obecnych na miejscu dziennikarzy i fotografów.

Druga odsłona miała miejsce w czasówce, gdzie Alonso postanowił utrudnić życie swojemu oponentowi na samym początku okrążenia wyjazdowego w Q1. Fernando szybko i ostentacyjnie przebił się do przodu, a świadomy sytuacji inżynier Liama zaczął go od razu uspokajać.

Naturalnie w zagrodzie medialnej nie mogło zabraknąć pytań na ten temat. Lawson zdradził tam, że zachowanie dwukrotnego mistrza na wyjeździe z pit lane było zapowiadaną zemstą.

- Powiedział, że zrobi mi na złość i chyba dotrzymał słowa - przyznał 22-latek. - Był naprawdę zdenerwowany, tylko nie do końca pojmuję tego powody. Nie wiem, ale oby zostawił już ten temat za sobą. Czasem gra się w takie gierki i to jest część tego sportu.  

- Rozumiem, że miał naprawdę kiepski wyścig. Rozumiem, że przez to mógł być zły. Ale gdybym sam zrobił coś złego, to dostałbym karę. Nie sądzę, że jest między nami jakaś rywalizacja. Po prostu mieliśmy starcie w wyścigu i mam nadzieję, że to już za nami.  

Fernando był szczególnie bojowo nastawiony po sprincie. To wtedy udzielił mocnej wypowiedzi telewizji DAZN: - On ma 6 wyścigów, aby się sprawdzić, ale szczerze mówiąc, nie jestem pewny, czy podchodzi do tego w odpowiedni sposób. Aczkolwiek to losy jego kariery się ważą, a nie mojej.

Temat oczywiście doczekał się kontynuacji po zakończeniu sesji kwalifikacyjnej. Wówczas Alonso nieco szerzej odniósł się do tej historii, a także omówił to, co wydarzyło się na wyjeździe z alei serwisowej. 

- Na prostej prawie się rozbiliśmy, podobnie jak z Lancem 2 lata temu, przy 300 km/h. Poza tym praktycznie wypychał mnie na limity toru, nawet na pierwszym okrążeniu. Ale nie chcę robić z tego wielkiej sprawy. Nie ma kar, gdy ktoś odpuści walkę o 16. czy 17. miejsce. To była największa dzisiejsza niespodzianka.  

- W kwalifikacjach miałem używany zestaw. Nie chciałem stracić więcej czasu [za nim], ale to chyba nie zmieniło niczego po jego stronie. A w sprincie, moim zdaniem, walczył bardzo ostro o 16. czy 17. pozycję. Ale wiecie, nic z tym nie zrobimy. Jeśli jeden samochód odpuści, to nigdy nie będzie wypadku. Dziś to ja odpuściłem. Przebieg rozmowy [po sprincie] pozostaje natomiast między nami.