Monakijczyk opisał, jak z jego perspektywy wyglądała końcowa faza niedzielnej rywalizacji, gdy w samochodzie niespodziewanie pojawił się problem dotyczący przepustnicy.
Ferrari po zawodach w Austrii może mówić o gorzko - słodkim weekendzie z uwagi na defekt bolidu Carlosa Sainza i dość niespodziewane zwycięstwo Charlesa Leclerca.
Nie minęło sporo czasu od momentu odpadnięcia Hiszpana, a już z drugiego bolidu zaczęły docierać sygnały o niewłaściwie działającym pedale gazu, co wygenerowało sporo nerwów w samej końcówce zarówno po stronie zespołu, jak i samego kierowcy.
Pierwsze niepokojące informacje z auta oznaczonego numerem 16 zostały wysłane tuż po zakończeniu okresu wirtualnej neutralizacji, kiedy to Leclerc przez radio zakomunikował swojemu inżynierowi wyścigowemu o dziwnym działaniu przepustnicy.
Ostatecznie sam zainteresowany zdołał dowieźć cenne zwycięstwo do mety, jednakże powstały defekt mocno odbił się na jego tempie. Max Verstappen na ostatnich okrążeniach był w stanie dość szybko niwelować stratę do swojego rywala, która zatrzymała się na poziomie 1,5 sekundy.
- To nie było trochę stresujące. To było bardzo stresujące. Przepustnica była naprawdę niespójna i w zakrętach zacinała się w losowym miejscu, co było zdradliwe zwłaszcza w trójce, gdzie nie potrzebujesz ani trochę więcej mocy w środku zakrętu - przyznał reprezentant stajni z Maranello.
- Jazda z tym była trochę zdradliwa. Problemem nie były szybkie fragmenty, ale właśnie te wolniejsze. Ostatecznie udało nam się jednak dowieźć samochód do mety, co jest świetne.
- Musiałem wykorzystywać technikę lift and coast [ściągać nogę z gazu przed dojazdem do strefy hamowania], żeby przekonać się, na ile wciśnięty będzie gaz przy wejściu w zakręt. Szczerze mówiąc, nie robiłem niczego więcej poza bawieniem się przepustnicą, czyli wciskaniem i puszczaniem pedału, aby wyczuć, co się dzieje. Gdy sytuacja robiła się nieciekawa, to starałem się mieć jak najmniej mocy w zakręcie.
24-latek na tym etapie sezonu ma już za sobą serię pięciu nieudanych rund, w których to z powodu awarii i błędów strategicznych nie było mu dane dowieźć do mety satysfakcjonujących wyników.
- Zdecydowanie tego potrzebowałem. Za każdym razem, gdy przyjeżdżam na kolejny wyścig, mam uśmiech na twarzy i podchodzę optymistycznie do każdego startu.
- Oczywiście po trudnych zawodach po prostu czułem się tak, jakby wszystko było skierowane przeciwko mojej osobie. Jestem więc bardzo szczęśliwy z tego przełamania. Zaliczyliśmy dziś mocny wyścig i naprawdę dobrze jest w końcu zwyciężyć.
Krótkim komentarzem podzielił się także szef składu, Mattia Binotto, który nie ukrywał, że miał niemałe obawy: - Muszę przyznać, że byłem bardzo zdenerwowany. Jednocześnie byłem rozczarowany z powodu tego, co stało się z Carlosem, ale mój poziom zdenerwowania był tak duży, że nie patrzyłem na ostatnie okrążenia wyścigu.