Zdobywca drugiego pola startowego z piątkowych kwalifikacji dosadnie podsumował swój kolejny pechowy dzień.

- Lecę teraz do Los Angeles, ale może przełożę to i najpierw udam się do Lourdes, aby odzyskać trochę szczęścia - rzucił smutnym żartem Leclerc, podkreślając skalę swojego niefarta.

Nadzieje Monakijczyka na dobry występ prysnęły jeszcze przed startem wyścigu, kiedy to w trakcie okrążenia rozgrzewkowego Ferrari zostało rozbite. Okazało się jednak, że mimo wypadku SF-23 nadawało się do jazdy, ale tylko przez krótką chwilę.

- Przez awarię silnika zblokowały mi się tylne koła, a potem po prostu uderzyłem w ścianę i nie mogłem nic zrobić. Kiedy straciłem wspomaganie, zwyczajnie pojechałem prosto.

- Odczułem utratę hydrauliki, ale po rozmowie z inżynierami sądzę, że to coś innego. Wiemy, co to jest, ale nie mogę zdradzać szczegółów. Auto nie było uszkodzone, poza przednim skrzydłem. Udało mi się odzyskać hydraulikę, ale na jakieś 15 sekund, po czym stało się to samo - straciłem ją, a silnik znów przerwał pracę. Wtedy było jasne, że nie pojadę już do przodu. Zrobiłem 20 metrów, więc następnym razem pokonałbym ze 2.

Fred Vasseur, szef stajni z Maranello, nie zdradził szczegółów kłopotów technicznych, jakie wystąpiły w bolidzie z numerem 16. Podał natomiast, że w wyniku usterki zgasło kilka rzeczy.

- To problem z systemem, który wyłączył hydraulikę i silnik - stwierdził Francuz. - Nie znamy jeszcze przyczyny awarii, ponieważ samochód do nas nie wrócił, ale z pewnością było to coś więcej niż tylko elektronika. Problem był też w tym, że udało mu się uruchomić auto i przejechać zaledwie 30 metrów, a potem stało się dokładnie to samo. W tej sytuacji lepiej było się po prostu wycofać.

Pech Leclerca nie był jedynym zmartwieniem włoskiej ekipy. Na nieprawidłowe działanie sprzęgła skarżył się bowiem Carlos Sainz, sugerując nawet przez radio, że element zainstalowany w jego aucie nadaje się wyłącznie do wyrzucenia. Hiszpan późniejszej fazie rywalizacji zmagał się z niedziałającą łopatką do redukcji biegów. Niedziela okazała się dla Scuderii tym bardziej dotkliwa, że przez cały weekend zespół skupiał się na oszczędzaniu świeżych opon.

- Byliśmy dziś w doskonałej sytuacji i straciliśmy ogromną szansę, ponieważ przez cały weekend mieliśmy w zasięgu Mercedesa, a z Charlesem w pierwszym rzędzie i trzema kompletami świeżego ogumienia mogło być nawet lepiej - dodał Vasseur. - Wciąż mamy jednak jeszcze dwie okazje. W Vegas może być naprawdę chaotyczne i jeżeli zachowamy tam nasze tempo względem Mercedesa, to możemy na tym skorzystać.