Charles Leclerc wytłumaczył, co zrobił po problemie ze swoją jednostką napędową, który ostatecznie zmusił go do wycofania się z wyścigu.
Na 36. okrążeniu Monakijczyk obrócił się w ostatniej szykanie. Nie był to jego błąd, ponieważ jego silnik wyłączył się, blokując tylną oś w trakcie pokonywania zakrętów, czego nie mógł się spodziewać.
Jak poinformowało Ferrari, było to spowodowane nagłym problemem z elektryką, wywołanym najechaniem na tarkę.
Przez dobrych kilkanaście sekund wydawało się, że bolid z numerem 16 całkowicie wyłączył się, a kierowca będzie musiał opuścić auto, zostawiając je w niebezpiecznym miejscu, co zapewne wywołałoby neutralizację.
Leclerc po wyścigu przyznał, że zdążył już rozpiąć pasy, jednak po chwili jego silnik zaczął pracować, przez co mógł pojechać dalej.
- Po tym jak wyłączył się silnik, chciałem go odpalić. Gdy zobaczyłem, że on nie chce ruszyć, rozpiąłem pasy, chcąc wysiądać. Musiałem więc zjechać ponownie, by je zapiąć. Wtedy jednak wyścig był już skończony. Szkoda, ale będziemy chcieli się temu przyjrzeć.
Już po odzyskaniu części mocy, Charles zgłosił zespołowi, że mógłby jechać dalej, ale poruszał się w kokpicie w czasie hamowania. Dodatkowo, przejął się, że "ktoś byłby niezadowolony z powodu jazdy bez pasów", co zmusiło go do odwiedzenia mechaników. Nie stało się to jednak przy pierwszej możliwej okazji.
W momencie pisania tekstu, około godziny 19:00, nie pojawiło się żadne zgłoszenie. Wspomnianym "niezadowolonym kimś" może być na przykład Międzynarodowy Kodeks Sportowy FIA, a dokładniej punkt 4. Załącznika L, który jasno opisuje, że kierowcy muszą być zapięci przez cały czas.