Michael Masi odniósł się do kontrowersyjnych limitów toru, które były kluczowe dla losów Grand Prix Bahrajnu 2021. W dalszej części, już mocno subiektywnie, sam odniosłem się do słów Masiego, komentując całe zajście. Jednak po kolei.
Po zakończeniu inauguracji sezonu sposób przejeżdżania zakrętu numer 4 wywołał sporą dyskusję na temat sędziowania w Formule 1. W trakcie rywalizacji doszło bowiem do nietypowej sytuacji - zawodnicy w jednym miejscu mogli jechać samotnie poza torem, ale walczyć musieli już tylko w jego granicach. Wynikało to z dwóch kompletnie różnych zapisów, o których kierowcy, tak jak i wszyscy obserwatorzy, mogli wiedzieć już od... 28 listopada 2020 roku.
Tak, gdy F1 ostatni raz ścigała się w Bahrajnie, obowiązywały te same przepisy. Zostały one zmienione w trakcie weekendu z czegoś jeszcze innego, bo jesienią była to aż trzecia ich wersja, ale to już jest nieistotne.
W czwartek, 25 marca 2021 roku, opublikowano pierwszą Notatkę Dyrekcji Wyścigu. Mówiła ona, tak jak trzecia z Bahrajnu 2020, iż limity toru w zakręcie numer 4 nie będą monitorowane, ale kierowcy mieli pamiętać, iż "w każdym przypadku w trakcie wyścigu" nadal obowiązuje ich artykuł 27.3 Regulaminu Sportowego. Co jest w nim zapisane?
- Kierowcy muszą dołożyć wszelkich starań w granicach rozsądku, by wykorzystywać tor przez cały czas i nie mogą opuszczać go bez uzasadnionego powodu. Za opuszczenie toru uznawana jest sytuacja, w której żadna część auta nie ma z nim kontaktu. Dla rozwiania wątpliwości - białe linie są uznawane za część toru, ale tarki już nie. Jeśli samochód opuści tor, kierowca ma prawo wrócić, ale tylko wtedy, gdy jest bezpiecznie i bez uzyskiwania trwałej przewagi. Na życzenie dyrektora wyścigu kierowca może otrzymać możliwość zwrócenia przewagi, którą zyskał dzięki opuszczeniu toru.
W piątek przed FP2 opublikowano drugą Notatkę, zmieniając podejście w zależności od sesji. W FP2, FP3 oraz kwalifikacjach limity toru miały być monitorowane w kontekście uzyskiwania czasów okrążeń - szeroki wyjazd w zakręcie numer 4 oznaczał usunięcie czasu. W wyścigu jednak miało być tak jak w pierwszej tegorocznej wersji - wyjazdy miały być niekarane, ale z zachowaniem zapisów artykułu 27.3.
W trakcie GP Bahrajnu zawodnicy, w tym Lewis Hamilton, mogli więc legalnie samotnie podróżować poza białą linią w tamtym miejscu. Kilku z nich, m.in. Charles Leclerc, potwierdziło, iż dokładnie tak zrozumiało ustalenia z odprawy.
Inną sprawą było wyprzedzanie kogoś poza torem. Chociaż przytoczony artykuł 27.3 niekoniecznie mówi o samym ściganiu się i jest raczej dość ogólny, Michael Masi stwierdził już po wyścigu, iż on sam powiedział o tym wprost.
- To były dwie różne sytuacje. Jeśli manewr wyprzedzania zdarzyłby się poza torem, doszłoby do uzyskania trwałej przewagi. Wtedy ja musiałbym odezwać się przez radio i zasugerować zespołowi oddanie pozycji. To było przedstawione w jasny sposób.
- O tolerowaniu szerokich wyjazdów w wyścigu wspominaliśmy na odprawie kierowców i w Notatce Dyrekcji Wyścigu - to miało nie być monitorowane w kontekście ustanawianych czasów okrążeń. Jednak w przypadku Regulaminu Sportowego było inaczej - zawsze mieliśmy zwracać na to uwagę, by nikt nie uzyskał trwałej przewagi.
Dyrektor wyścigu odniósł się również do kwestii modyfikacji sposobu oceniania tych zajść podczas niedzielnej rywalizacji.
- Nic nie zmieniło się w trakcie wyścigu. Mieliśmy dwie osoby, które się temu przyglądały, zerkając na każdy samochód na każdym okrążeniu. Praktycznie każdy, z wyjątkiem jednego, zachowywał się prawidłowo, tak jak oczekiwaliśmy. Okazjonalnie kimś zarzuciło i wyjechał szerzej, ale nie robił tego ciągle.
Patrząc tylko na wypowiedzi Australijczyka, sytuacja jest bardzo prosta - Lewis Hamilton i każdy inny kierowca, który wyjeżdżał szeroko w zakręcie numer 4, nie łamał zapisów Notatki Dyrekcji Wyścigu. Max Verstappen, wykonując manewr wyprzedzania przy jednoczesnym szerokim wyjeździe, łamał Regulamin Sportowy. Tylko Holender faulował, więc tylko jemu sędzia odgwizdał - tu nie ma żadnego problemu.
Mój komentarz
Problematyczne w tych wyjaśnieniach wydaje się coś innego. O ile dwie różne zasady są wytłumaczeniem jak najbardziej sensownym z perspektywy samej poprawności oceniania tej jednej rundy, tak z mojej perspektywy - i chciałem to jasno rozgraniczyć, by nie mieszać słów Masiego z opinią - rozumienie "uzyskania trwałej przewagi" i w konsekwencji sens rozbicia tego na dwie różne sytuacje już do przyjęcia nie są. Ale znów po kolei.
To nie tak, że zasady zmieniły się jakoś strasznie w trakcie całego weekendu. Faktycznie, sędziowie chcieli, by głównie w kwalifikacjach walczono w granicach toru. Czemu od pewnego czasu w Bahrajnie zawsze jest z tym problem, a to podejście raz jest takie, a raz inne? Nie wiadomo. Czemu nikt od razu nie wpadł na to, że tor ma być tym czarnym czymś pomiędzy białymi liniami? Też nie wiadomo. Nie jest to natomiast aż tak duży problem, bo zmiany między FP1 i FP2 nie dotyczyły samej walki Lewisa i Maxa aż tak bardzo. Zmienili i okej, mogli się pomylić, ale od dawna wszystko było mniej więcej podobne - nie można było wyprzedzać poza torem, ale jeździć samemu już tak.
Dlaczego więc Lewisowi Hamiltonowi kazano zaprzestać jazdy poboczem? Zrobił to 29 razy i 29 razy przestrzegał przepisów. Jak to się ma do słów "nic nie zmieniło się w trakcie wyścigu"? No chyba, że Masi mówił o pogodzie. I kto był tym jednym, który prawidłowo się nie zachowywał? Może Brytyjczyk? Dlaczego to nie padło wprost? To jest bardzo słabe, ale znów, nie jest to aż taka wielka rzecz. Trzecie stinty Lewisa i Maxa były przejechane w granicach toru, więc ta cała pogoń odbyła się sportowo i tu nie ma dyskusji.
Dyskutować jednak możemy na temat wspomnianej już przewagi. Możemy i to bardzo, bo wyścig miał trzy stinty, nie tylko jeden. Jest taka prosta zasada w wyścigach, w zasadzie to na świecie, bo to jest kwestia fizyki, a nie sportu - jeśli kąt zakrętu jest mniejszy, da się go przejechać szybciej. Jeśli celem zawodów jest pokonanie określonego dystansu jak najszybciej, to przejechanie 29 razy poza torem, "stworzenie sobie" szybszego zakrętu, jest uzyskaniem przewagi i to przewagi trwałej, bo ona ma znaczenie na każdym etapie i jest po prostu urwaniem czasu.
Podstawiając niecałe dwie dziesiąte w tym miejscu - a Lewis momentami jechał dobrych kilka metrów szerzej - wychodzi z tego jakieś 5 sekund. Hamilton będący 2 sekundy za Verstappenem, a będący 7, to gigantyczna różnica np. w doborze strategii, bo nie ma szans na podcięcie. Max odrabiający 5, a nie 10 sekund, to także o wiele większa przewaga opon w trakcie ataku. W skrócie, raz jeszcze - jadąc 29 razy poza torem uzyskuje się trwałą przewagę, bo ona ma przełożenie na wiele rzeczy. Przewagę legalną, trzeba dodać, ale ja nie czepiam się tego, tylko uzasadnienia, które jest marne.
Nie zmienia to faktu, że mistrzowi należą się brawa za to, co zrobił. Nie złamał przepisów i zyskał na tym. Z jakiegoś powodu Red Bull o tym zapomniał, więc tu sprawa jest prosta - na mecie zabrakło siedmiu dziesiątych, a do złapania się tak konkretnie w strugę Maxowi zabrakło pewnie z jednej, dwóch dziesiątych, więc to mogło zrobić realną różnicę. Brawo, punkt dla Mercedesa, w sumie to aż 25 punktów. Moje gratulacje.
Mam jednak wielki problem z tym, dlaczego to w ogóle są dwie różne sytuacje. To najzwyczajniej nie ma sensu. Patrząc na przewagę, znacznie więcej można zyskać, co chwilę jadąc szeroko, niż wypadając w trakcie walki z kimś innym koło w koło. Zresztą każdy szeroki wyjazd zawsze daje przewagę, niezależnie od tego, czy walczymy, czy nie. To jest banalnie proste, a komplikowanie tego w zależności od obecności innego auta obok, jest niepotrzebne. Albo jedziemy tak, albo inaczej. Wyobrażacie sobie, że na Monzy ktoś ścinałby dwie pierwsze szykany co okrążenie, ale wyprzedzał już elegancko i kulturalnie bez tego? Arcygłupie.
Bo jak wytłumaczyć zwykłemu kibicowi, że ten może jechać poza torem, a tamten nie? Chwilę wcześniej Esteban Ocon znalazł się totalnie pomiędzy dwoma zapisami, jadąc poza torem bok w bok z Yukim Tsunodą, ale wyprzedzając go już w następnym zakręcie. Jak niby taki kibic ma kupić, że Regulamin Sportowy mówi jedno i to w zasadzie nie do końca, a czyjaś Notatka (jak to brzmi w ogóle) drugie i to też nie do końca, bo powołuje się na... Regulamin Sportowy? Nie jest to ani przejrzyste, ani czytelne, nawet jeśli formalnie jest zgodne z zasadami. Niestety umniejsza to także Hamiltonowi, który był sprytniejszy, a jest niesłusznie podejrzewany o nieczyste zagrywki.
Jest także aspekt robienia wody z mózgu kierowcom - niby wiedzieli od dawna, ale jak już złapali ten rytm jazdy w jeden sposób, to nagle w walce mają sobie skracać tor? Naprawdę? W Formule 1, gdzie liczy się automatyzm, jazda w rytmie, bez zastanawiania się nad tym, to jest absurd. A jeszcze niech ktoś w trakcie powie, że sorry, akurat dla Ciebie, kolego, tor się skurczył. No ludzie.
Jeśli ktoś ma poczucie, że manewr Verstappena powinien być legalny, bo wyjazdy Hamiltona były, to ja się z nim zgadzam. Jeśli ktoś ma poczucie, że Lewis nie powinien jeździć poza torem, bo Max nie mógł tak wyprzedzać, to ja także się z nim zgadzam. Tylko to nie ma znaczenia. Chociaż nie kupuję sensu rozbicia na zyskiwanie czasu samemu poza torem i zyskiwanie go w walce, to jestem w stanie to przyjąć, bo tak ustalili, klepnęli to i okej.
Nie można więc mówić, że Maxowi zwycięstwo zabrano lub Lewisowi darowano, bo to nieprawda. Tak, wyścig rozegrano na absurdalnych zasadach, być może na tyle absurdalnych, że miało to wpływ na wyniki, ale każdy uczestnik te zasady zaakceptował i się ich słuchał. Głupie prawo, ale prawo, więc rezultaty są prawidłowe.
Oby nigdy więcej nie było już takiego cyrku, bo to zaszło za daleko. Po takim wyścigu, mokrym śnie każdego fana Formuły 1, skupiamy się na tak durnej sprawie - to jest porażka tej serii, ale nie sportu, bo sportowo było świetnie. Na szczęście.