Valtteri Bottas nie ukrywał swojej frustracji z powodu fatalnego w skutkach postoju w alei serwisowej, który doprowadził do wykluczenia go z dalszej rywalizacji w GP Monako. James Allison potwierdził natomiast, że zespół dopiero w fabryce będzie w stanie odkręcić pechowe koło.
Fiński kierowca po wywalczeniu trzeciego pola startowego był zmuszony bronić w niedzielę honoru Mercedesa na ulicach Księstwa Monako, bowiem lider zespołu, Lewis Hamilton, który startował z siódmego miejsca, od samego początku zmagań stał na przegranej pozycji, uwzględniając zwłaszcza realia lokalnej pętli.
Pogoń Bottasa za Maxem Verstappenem zakończyła się jednak na etapie 31. okrążenia, gdy reprezentant stajni z Brackley zjechał na swoją pierwszą wymianę opon. Wówczas posłuszeństwa odmówiła nakrętka w prawym przednim kole, co finalnie poskutkowało odpadnięciem z wyścigu.
Cały ten incydent szczegółowo opisał dyrektor techniczny ekipy, James Allison.
- Zawsze istnieje wiele czynników, które prowadzą do takiej katastrofy. Nazywamy to wyrobieniem nakrętki. To trochę tak, jakby wziąć śrubokręt krzyżakowy i nie umieścić go prosto w nacięciu na śrubie. Wówczas zacznie on zaokrąglać czoło śruby. W takim przypadku nie można już jej wykręcić, ponieważ nie ma odpowiednich powierzchni na śrubie i narzędziu - wyjaśnił Brytyjczyk.
- Bardzo podobna rzecz przydarzyła się w naszym pit stopie. Jeśli pistolet, obracając się, zaczyna ścinać zębatki nakrętki koła, to z uwagi na jego szybkość i moc bardzo łatwo dochodzi do całkowitego obrobienia nakrętki, a wówczas nie ma już na niej żadnych elementów pozwalających na zaczepienie i odkręcenie.
- Ostatecznie nadal nie udało nam się zdjąć tego koła. Samochód stoi w garażu z założoną oponą. Po powrocie do fabryki trzeba będzie po prostu brutalnie przeciąć pozostałości nakrętki Dremelem.
Valtteri Bottas podkreśla, że jego skład musi szybko wyciągnąć odpowiednie wnioski z tej sytuacji, bowiem pit stopy nie są w tym sezonie mocną stroną Mercedesa.
- Trudno mi wyjaśnić okoliczności tego zdarzenia. Nie wiem, czy był to błąd ludzki, czy po prostu problem techniczny. Siedząc w kokpicie podczas pit stopu wiedziałem, że coś jest nie tak i mogłem tylko obserwować, jak mija mnie Sainz, a potem Norris - przyznał Fin.
- Gdy czas dobijał do 30 sekund, nie mogłem po prostu w to uwierzyć. To wielkie rozczarowanie. Priorytetem będzie dla nas oczywiście wyciągnięcie odpowiednich wniosków z tej sytuacji, aby to się już nigdy nie powtórzyło. Wymiany kół nie są w tym roku naszą mocną stroną. Nie można jednak nikogo za to winić, po prostu musimy poprawić się jako zespół.
Zawodnik z Nastoli wyznał również, że zwycięstwo w tym wyścigu prawdopodobnie i tak było poza jego zasięgiem.
- Między piętnastym a dwudziestym okrążeniem moja strata do Maxa była dość mała, ale w momencie, gdy podkręcił on swoje tempo, to automatycznie zdałem sobie sprawę, że moja lewa przednia opona zaczyna się nadmiernie zużywać, w wyniku czego systematycznie traciłem dystans. W momencie zjazdu do boksu dzieliła nas już spora różnica, dlatego też szanse na wygranie tego wyścigu były znikome. Jednakże drugie miejsce było w naszym zasięgu.
- Na wtorek mamy zaplanowane wewnętrzne spotkanie, podczas którego będziemy chcieli szczegółowo omówić ten wyścig, aby zrozumieć, gdzie popełniliśmy błędy. Następnie skupimy się na przygotowaniach do kolejnego wyścigu w Baku.