Po ogłoszeniu, kto zostanie nowym szefem Williamsa, James Vowles i Toto Wolff spotkali się z mediami. Zdradzili, że Mercedes przygotowywał swojego stratega do objęcia znacznie większej roli.
Awans znanego z komunikatów radiowych 43-latka był dużym zaskoczeniem w światku Formuły 1. Do mediów nie przedostały się żadne przecieki, a on sam wydawał się ważną częścią układanki ekipy z Brackley. Podczas spotkania z dziennikarzami okazało się jednak, że chociaż rozmowy z Williamsem rozpoczął około miesiąc temu, to same przygotowania do potencjalnego awansu trwały już od dawna.
Vowles wraz z Wolffem bardzo obficie wypowiedzieli się o swoich zakulisowych działaniach, które miały na celu stworzenie osoby kompetentnej do objęcia sterów nad całą organizacją.
- James to wartościowy członek zespołu - stwierdził Austriak. - W ostatnich dwóch latach awansował z szefa strategii na jej dyrektora, przez co zajmował się nie tylko tym, co działo się w trakcie wyścigów, ale też ogólną strategią Mercedesa w motorsporcie. James wraz z Bradleyem [Lordem, dyrektorem działu komunikacji] byli moimi prawymi rękami przez ostatnie lata. Poza tym trudnił się też kontraktami kierowców, w tym rezerwowych i symulatorowych, a do tego razem ze mną wieloma politycznymi tematami.
- W zeszłym roku zdecydowaliśmy, że przejmie stery nowego zespołu strategów, a od lipca wycofywał się z roli na pitwall, nie biorąc udziału w podejmowaniu decyzji w trakcie weekendu wyścigowego, tylko nadzorując sytuację wspólnie ze mną i Bradleyem. Ten krok to coś, na co James zasłużył. By mógł awansować w naszej organizacji, to ja musiałbym się odsunąć, a nadal czuję, że mam jeszcze trochę sił i mogę się przydać. Pójście do Williamsa, który jest bliski mojemu sercu, to oczywiście świetna sprawa - skwitował Wolff.
- Niewiele mogę dodać - powiedział Brytyjczyk. - Ta droga do zostania szefem była w mojej głowie od wielu lat. Toto i Mercedes byli niezwykle mili, umożliwiając mi pójście tą ścieżką, np. poprzez dawanie mi różnych obowiązków w ostatnich latach. Stworzyliśmy tu znakomity zespół strategii, który zasłużył na pokazanie swoich możliwości. Daliśmy mu ją w tym roku i wykonał świetną robotę, przyczyniając się do zwycięstwa w Brazylii.
- Zostawiam tu wielu przyjaciół. Bycie w jednym miejscu przez 20 lat to naprawdę długi czas. Idę jednak w kierunku, który uważam za odpowiedni i dla siebie, i Williamsa. Może [zostanie szefem] wygląda jak niespodzianka i ogromny przeskok, ale w ostatnich latach wraz z Mercedesem wybudowaliśmy most, który poprowadził mnie do tej roli.
- Nie sądzę, że jest to przeskok, bo na szczęście pełniłem już wiele obowiązków szefa w Mercedesie, ale też kilka poza zespołem. Jest to jednak podobna sytuacja do tej, gdybym powiedział Wam, że zmieniacie pracę. Nawet jeśli nadal robilibyście w niej to samo, i tak musielibyście od nowa zbudować relacje oraz kontakty z ludźmi. Trzeba stworzyć grupy, a takie zniknięcie po 20 latach najlepiej mogę porównać chyba do rozwodu.
- To trudne, bo jest tu wielu ludzi, którzy byli bardzo blisko i rozwijali się razem ze mną. Idę jednak do miejsca, gdzie są równie „głodne” i ambitne osoby. Startujemy z innego punktu, ale oby finisz był taki sam. Nie patrzę na to, czy jest trudno i nie niepokoję się. Mam tyle motywacji, że utrzymam ją przez lata, tego jestem pewien.
Proszony o zidentyfikowanie słabych stron swojego nowego zespołu, James wypowiedział się i o finansach, i o kulturze. Chociaż pierwszy aspekt jest oczywisty, bo Williams został sprzedany nadal stosunkowo niedawno, to kultura miała być czymś, czego nie udało się poprawić Jostowi Capito.
- Trudno powiedzieć, co nie działa w Williamsie, bo nie postawiłem tam jeszcze stopy. Nadal jestem w okresie przejściowym. Na pewno w momencie, gdy przegrywasz i cierpisz, sytuacja nie poprawi się bez dokonania zmian w kulturze i całym systemie. Podejrzewam, że spora część tego wynikała z faktu, że jeszcze kilka lat temu nie mieliśmy takiej siły, jaką daje Dorilton, które chce i może zainwestować, by poprawić zespół. Wpływ nie będzie jednak widoczny od razu.
- Druga rzecz jest taka, że ja też jestem zmianą, chociaż jedna osoba na pewno nie wystarczy. Potrzebujemy zarówno wzmocnienia struktury technicznej, jak i sprawienia, by te niezwykle dobre osoby, które tu są, zaczęły błyszczeć i prosperować. Zakładam, że ich otoczenie nie przyczyniało się do tego.
- Mam to szczęście, że wiem, jak przegrywa się na takim poziomie, którego wielu z Was nie widziało. Przed czasami Mercedesa były momenty, że znajdowaliśmy się w naprawdę złym położeniu i nie zdobyliśmy punktów przez 12 wyścigów z rzędu. W takiej sytuacji należy wprowadzić taką kulturę, w której każdy zauważy, że i tak należy wspólnie iść do przodu oraz rosnąć. Mam mocne podejrzenie, że po tych kilku bolesnych latach ta kultura obecnie tak nie wygląda.
Chociaż pomysł transferu do Grove pojawił się dość późno, Vowles zdradził, że jego przełożony zareagował na to w znakomity sposób.
- Będąc szczerym, Toto dowiedział się o tym dopiero kilka tygodni temu - wyjawił James. - Rozmawiałem z Williamsem przez jakiś miesiąc. Wszyscy mamy tu jakieś kontakty, więc to nie był typowy zimny telefon. Rozmowy zaczęły się rozwijać, bo to niezwykła okazja, a ja czuję, że mogę być przydatny.
- Po kilku spotkaniach uznaliśmy, że myślimy w podobny sposób i mamy zbliżone podejście do pracy, kultury oraz ludzi. Wtedy Toto usłyszał o moich planach i mojej woli. Jego odpowiedź była najlepsza, na jaką w ogóle mogłem liczyć. Niezwykle dobrze poradził sobie z tą zmianą. Mercedes wie, że oczywiście traci, ale jednocześnie jest tu także zysk, bo Williams wykona krok do przodu.
Sam Wolff twierdził natomiast, że mając na uwadze to, czym zajmował się dyrektor strategii, należało liczyć się z odejściem, a Mercedes musi umieć poradzić sobie w takiej sytuacji.
- Jedną z rzeczy, którą zrobiliśmy dobrze, było planowanie sukcesji - powiedział Toto. - Jasne, że nie można zamrozić struktury, która przynosi wyniki, więc trzeba wymyślać ją od nowa. Zawsze rozmawialiśmy z Jamesem bardzo otwarcie o tym, dokąd może dojść. Strategia była jego głównym zajęciem, ale dorzucaliśmy mu obowiązków. Niektóre z nich były już zadaniami dla szefa zespołu. Ten awans mógł się wydarzyć już w Mercedesie, ale doszło do niego w innej ekipie.
- Odejście Jamesa otwiera tę pozycję w sukcesji. Zajmą ją odpowiedni ludzie. Przejście Jamesa do Williamsa jest dobre dla serii, bo nie ma wielkiego ego, jest racjonalny i wie, czego chce. Rozumie też, gdzie powinna iść F1. Jest o wiele więcej plusów tego ruchu niż minusów. Osobiście na pewno będzie mi go brakowało, bo pracowaliśmy razem przez wiele lat. Wspólnie tworzyliśmy mocny sojusz i byliśmy sparingpartnerami przy podejmowaniu trudnych decyzji w wyścigach. Praktycznie nie zdarzało nam się nie zgadzać. To na pewno duża strata - osobista i zawodowa. James jest jednak kimś więcej niż głównym strategiem i zasługuje na ten awans. Nie można zatrzymać kogoś, kto chce sięgnąć gwiazd.
- Organizacja zawsze musi być gotowa na to, że ktoś odejdzie, bo przestanie to lubić, dostanie wewnętrzną okazję lub dołączy do innego zespołu. To tylko pokazuje, że rozwijamy kompetentnych ludzi. Tak musi być. Rozmawialiśmy o tej sukcesji od dawna i bardzo mocno polegaliśmy na możliwościach Jamesa. Kilka lat temu zajęliśmy się tym, co zrobimy, jeśli on postanowi podjąć się czegoś innego, czy to w Mercedesie, czy poza nim. Niezwykle dobrze spisał się w tworzeniu zespołu ds. strategii. Ludzie rozwinęli się wewnątrz organizacji i przez ostatnie pół roku to oni pilotowali ten samolot już samodzielnie, choć pod nadzorem Jamesa.
Z powodu wielu wypowiedzi o przygotowywaniu Vowlesa do awansu Wolffowi przedstawiono porównanie tego ruchu do umieszczenia George'a Russella w Williamsie, co miało na celu rozwinięcie go na tyle, by mógł wejść do głównej ekipy i czuć się kolejną „jedynką". Austriak nie zgodził się z tą wizją.
- Zawsze byłem bardzo otwarty w kwestii przyszłości. Zrobiłem krok dalej, zostając udziałowcem. To była decyzja długoterminowa. Cały czas obserwuję to, ile daję organizacji. Jeśli któregoś dnia uznam, że czegoś brakuje, czy to sportowo, czy to po stronie technicznej, komercyjnej lub politycznej, nie będę się wahał ani przez sekundę, by ściągnąć kogoś, kto może to przejąć.
- Moim głównym zadaniem jako udziałowca jest to, by zespół prosperował i wygrywał na torze. To jest 90% zadań, a 10% to rozwój biznesowy i finansowy. Ale nigdy nie mów nigdy. James jest świetny i mam nadzieję, że będzie miał długą karierę jako szef Williamsa. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, może go czekać 10-letni stint. Trzeba dać mu rozwinąć skrzydła i robić swoje, a nie oczekiwać, że może wrócić.
Mimo optymistycznych zapowiedzi Toto warte podkreślenia jest, że w przeciwieństwie do poprzedniego głównodowodzącego ten nowy otrzymał nieco mniej władzy. Jost Capito od początku pracował bowiem jako CEO, a dopiero potem przejął rolę szefa po Simonie Robertsie.
- Obecnie nie mamy planów na ściągnięcie CEO - skomentował James. - Nasza struktura i zarząd są bardzo mocne. Teraz chcemy zająć się tym, żebym się zadomowił, a potem ponownie przyjrzymy się tej kwestii.