Toto Wolff przyznał, że uszkodzenia części po weekendzie F1 w Austin poważnie zaburzą plan wprowadzania poprawek przed Grand Prix Meksyku. 

Mercedes rozpoczął ostatnią część obecnego sezonu od przywiezienia do stolicy Teksasu solidnego pakietu poprawek aerodynamicznych. Ponieważ jednak przebieg zmagań na COTA był daleki od ideału, konieczna będzie rewizja planu na kolejną rundę.

Ma to związek przede wszystkim z wypadkiem George'a Russella, w którym ucierpiało sporo nowości. To właśnie przez konieczność zmiany specyfikacji Brytyjczyk startował dziś z pit lane. 

- Nie, nie będziemy mieć [dwóch samochodów w tej samej specyfikacji] - zdradził Wolff po wyścigu. - Będzie nam brakowało jednej podłogi, która musi wrócić do Wielkiej Brytanii i zostać naprawiona przed Brazylią. Będziemy jeździć w innej specyfikacji. 

- Co do Lewisa, on normalnie powinien mieć cały pakiet, ale nie mam stuprocentowej pewności co do tego, że zechce z nim jeździć. Musimy przemyśleć to, w jaki sposób podejść do kolejnego weekendu. 

Toto odwołał się tu do słów Hamiltona, który po zakończeniu wyścigu w żwirze pokazał palcem na poprawki: - Miałem świetny start, najlepszy zakręt nr 1 od dawna. Nawet nie naciskałem, tylko chciałem złapać temperaturę opon. Bolid zaczął dobijać, w tym lewy przód, a tył uciekł, zupełnie jak u George'a w sobotę. On wrócił dziś do starej specyfikacji i wygląda dobrze, więc może coś jest w tym nowym pakiecie.

Wolff następnie szerzej skomentował nie tylko wątpliwości Lewisa, ale też to, jak nietypowo ułożył się ten weekend. Model W15 potrafił błyszczeć, ale i negatywnie zaskoczyć.

- Nie sądzę, że mamy jakiś fundamentalny problem z tym pakietem - tłumaczył Austriak. - Bardziej dotyczy to interakcji aerodynamiki i mechaniki. Będziemy dalej z tym jeździć. To ma sens, bo inaczej pozbylibyśmy się sporych zysków czasowych. Z drugiej strony musimy być jednak otwarci. George jechał z lipcowym zestawem, bo nie mieliśmy dla niego nowej podłogi. Mimo to wydawał się całkiem konkurencyjny. 

- Pakiet sam w sobie jest w porządku, ale liczą się te interakcje, które mogą doprowadzać do nieprzewidywalnego zachowania. Nasz samochód do sytuacji z Colapinto był najszybszy, a w sobotę to się odmieniło. W sprincie mieliśmy pęknięte zawieszenie i to jest jedno wytłumaczenie. Naprawiliśmy je na czasówkę, ale od tego momentu było gorzej.

- Dziś incydent wydarzył się znikąd. W tej chwili uważam, że na 100% nie była to wina Lewisa. Nie chodzi mi o bronienie go. Było wietrznie, jechał w cieniu. Jaki miało to wpływ? Jak to się dzieje, że Ferrari, które przed okresem letnim niemalże było skreślone, nagle ma dominujący samochód i 1-2? Szacunek dla Freda i jego zespołu, przy okazji. To, co zrobili, jest spektakularne.