Toto Wolff zabrał głos na temat fundamentalnych problemów nowego bolidu F1 Mercedesa.
Stajnia z Brackley z dużymi nadziejami przystępowała do tegorocznego cyklu mistrzostw świata, co było podyktowane wprowadzeniem znaczących modyfikacji do projektu W15, które w zamyśle miały zniwelować powstałą lukę do urzędujących mistrzów świata lub przynajmniej stworzyć bazę pod pogoń za Red Bullem.
Początek nowej kampanii nie przyniósł jednak spektakularnych rezultatów, w wyniku czego reprezentanci tego składu podczas dwóch pierwszych rund bieżącego sezonu kolejny raz musieli walczyć ze słabościami swojej maszyny.
Podczas pobytu w Arabii Saudyjskiej szef ekipy ujawnił, że głównym problemem jest obecnie zachowanie auta w szybkich zakrętach. Wyeliminowanie tego mankamentu ma nie być zbyt proste, a to za sprawą narzędzi do symulacji, które nie pokrywają się z danymi zbieranymi na torze.
- Myślę, że jest jakiś ważniejszy czynnik, który wpływa nasze braki w szybkich zakrętach, a nie samo tylne skrzydło - przyznał Wolff. - Brakuje nam docisku w znacznie większym stopniu, niż duże skrzydło jest nam go w stanie zapewnić. Wypróbowaliśmy je przecież w samochodzie Lewisa. Jest to coś, czego nie rozumiemy. W każdym innym obszarze jesteśmy szybcy. Mamy mniejsze tylne skrzydło, starając się rekompensować [na prostych] to, co tracimy w zakrętach, ale to przez szybkie sekcje tracimy czas.
- To jakaś większa sprawa. Dostrojeniem bolidu zyskamy tylko odrobinę. Nasze symulacje wskazują nam kierunek, ale jest to pewien zakres ustawień, na który się nie zdecydowaliśmy. Po prostu zakładając odpowiednie tylne skrzydło w zależności od ustawień, można zyskać lub stracić kilka dziesiątych. Nie ma w tym ogromnego okna wydajności. Fundamentalne jest to, że spodziewamy się bycia szybkimi i widzimy taką siłę docisku w pomiarach, ale nie znajdujemy przełożenia na czasy okrążeń.
- Rzecz w tym, że za rozwiązaniem tego podstawowego problemu gonimy już dwa i pół roku. Minęły już dwa lata, odkąd wiemy, że jest coś, co musimy dostrzec, aby odblokować potencjał. Teraz mieliśmy tylko tydzień. To nie tak, że nie próbujemy. Naciskamy bardzo mocno i na przyszły tydzień stawiamy sobie ogromny cel przeanalizowania wielu danych, które pozwolą nam to zrozumieć i wrócić do Melbourne silniejszymi. To nasza misja i jestem pewny, że w stu procentach uda nam się zlikwidować stratę w wydajności.
- W zeszłym roku mieliśmy chyba tak wiele niewiadomych, że strzelaliśmy, myśląc: "Ok, to może być powód, ewentualnie to albo tamto". Ostatecznie naprawiliśmy to, o czym świadczą dane z czujników. Nadal jednak w pewnym zakresie prędkości samochód zachowuje się dziwnie i wbrew temu, co mówią nam dane i symulacje, brakuje nam docisku. To nie tak, że zespół był zbyt pewny siebie. Jest w zasadzie odwrotnie - widzimy szklankę do połowy pustą. Zostajemy z takim nastawieniem i mam nadzieję, że jest to podejście, które ostatecznie pozwoli nam wszystko naprawić.
Zapytany, skąd ma pewność, że teraz uda się pokonać słabości bolidu, odparł: - Tym razem w naszej grupie mamy inną pewność siebie. Na jakimś etapie odznacza się wszystkie rzeczy na liście tych niepewnych obszarów, a nasze dzisiejsze położenie daje nam jasne wskazówki. Mam wrażenie, że to wystarczy. Czy wystarczy, aby zbliżyć się do Red Bulla? Nie, ale przynajmniej powinniśmy odzyskać pozycję pozwalającą na walkę o podia. Jestem w stu procentach przekonany, że nam się to uda.