Lando Norris obronił pole position i przełożył sobotni triumf na zwycięstwo w niedzielnym wyścigu F1 w Monako. Było to specyficzne Grand Prix, rozegrane według nowych zasad, które postawiły wiele znaków zapytania, ale nie doprowadziły do szalonych zmian.
Oceny kierowców są już OTWARTE.
Tym razem na ulicach Monte Carlo nie wystarczyło zdobyć pole position, lecz należało także podejmować szybkie strategiczne decyzje. Dwa pit stopy namieszały w rywalizacji, lecz w top 10 liczba zmian była kosmetyczna.
Norris na starcie nie był idealny i musiał nieco powalczyć w strefie hamowania, aby profilaktycznie nie pozwolić Leclercowi na nic więcej. Zblokował przy tym koła i zrobiło się gorąco, ale obronił prowadzenie. Monakijczyk następnie starał się trzymać blisko niego, ale Brytyjczyk był w stanie kontrolować tempo i wypracowywał sobie bezpieczny zapas przy pit stopach. Ferrari nie mogło jednak wymyślić koła od nowa i nie stworzyło wielkiego zagrożenia, choć tegoroczna forma włoskich mechaników sprawiała, że McLaren musiał mieć się na baczności.
Lando był pod presją głównie przez to, co zrobił Verstappen, który opóźnił drugi pit stop aż do ostatniego kółka. Holender znalazł się w pozycji, która dałaby mu wygraną, gdyby w ostatniej fazie pojawiła się czerwona flaga, a ponadto spowolnił swojego dobrego znajomego, przez co top 4 jechało w niewielkiej odległości i musiało uważać na błędy. Gdy Red Bull wezwał swojego zawodnika, to pozycje pierwszej czwórki zostały unormowane.
Największy awans w czołówce zanotował Hamilton, który po starcie z P7 finiszował na P5. Siedmiokrotny mistrz wykorzystał DNF Alonso oraz i tak dość imponującą strategię Racing Bulls, która co prawda kosztowała Hadjara jedną lokatę, ale zapewniła mu wczesne odhaczenie wizyt w alei i niezłą szansę na wykorzystanie chaosu. Był to jeden z ciekawszych momentów niedzielnej rywalizacji, podczas którego do pracy zaciągnięto też maszynistę powolnego pociągu, Liama Lawsona. Nowozelandczyk wpadł na metę za Oconem (P7), ale P8 to dla niego pierwsze punkty w sezonie i promyk nadziei.
Zespołowo poza stajnią z Faenzy grały również Williamsy, które zamieniały się i spowalniały konkurencję. Albon ostatecznie odzyskał lokatę, którą tymczasowo oddał Sainzowi, ale był bohaterem innej sytuacji - gdy blokował Russella, ten nie wytrzymał i celowo ściął szykanę. Sędziowie uznali to za perfidne zagranie i wlepili zawodnikowi Mercedesa przejazd przez pit lane.
Srebrne maszyny nie odrobiły strat po słabych kwalifikacjach. Obrana taktyka zakładała czekanie na większe zamieszanie po starcie na twardej mieszance, ale nic takiego nie nadeszło. Russell utrzymał się na P11, a Antonelli po późnych pit stopach spadł na sam koniec.
Najwięcej - aż 8 miejsc - zyskał dziś Bearman, który odwiedził mechaników na samym początku zmagań, a potem, podobnie jak Hadjar, dość szybko załatwił sprawę drugiej zmiany. To pozwoliło mu zyskiwać, gdy inni udawali się do alei.
Wyścigu nie ukończyli Alonso i Gasly. Hiszpan jechał po punkty, ale jak zwykle zabrakło mu szczęścia i przydarzyła się awaria. Gasly natomiast doznał awarii hamulców i w stylu Leclerca z 2018 roku wpadł na Tsunodę. Alpine zostało rozbite, a Red Bull jakimś cudem wytrzymał do mety.
Ładowanie danych