Po pierwszej części rozmowy z dr Riccardo Ceccarellim, która jest dostępna w tym miejscu, wiadomo już, dlaczego kierowcy Formuły 1 nie obawiają się niczego w aucie, nawet gdy jeden z ich kolegów znajdzie się w ogromnym niebezpieczeństwie. Nie oznacza to jednak, że psychologia w motorsporcie jest nieistotna, bo przecież psychologia to nie tylko emocje.

Poprzedni tekst zakończył się stwierdzeniem, że nie trzeba pracować nad tym, by zawodnicy się nie bali. Doktor uzasadnił to jeszcze jednym, bardzo ciekawym opisem, z którego wynika, że tak naprawdę nad przejmowaniem się jakimiś nadchodzącymi rzeczami prędzej pracować powinni zwykli ludzie niż profesjonalni sportowcy.

- Studiowałem medycynę. Miałem wiele egzaminów. Niektóre, jak np. anatomia, wymagały 8 miesięcy codziennego studiowania. Były stresujące, wielkie i trudne. Gdy się oblało, trzeba było czekać od 4 do 6 miesięcy, by mieć kolejną szansę. Szczerze mówiąc, gdybym posadził Cię w pokoju z 20 młodymi studentami przed egzaminem z anatomii, zobaczysz stres, ludzi idących wymiotować, ludzi przestraszonych, chcących po prostu pójść stamtąd.

- U kierowców na polach startowych nie ma żadnych takich objawów. Więcej jest ich na korytarzu przed salą na uniwersytecie niż u zawodników, bo oni wiedzą, że mogą zrobić dobrą robotę i podchodzą do wyścigu bez obaw. Dla nich to naturalne. Są przyzwyczajeni. Tak, na początku jest adrenalina, chęć zrobienia dobrego startu, napięcie przed ważnymi zawodami. Dziś jednak psycholog w takim ujęciu jest bardziej potrzebny studentom niż kierowcom [na najwyższym poziomie].

Dr Riccardo Ceccarelli podczas sesji z kierowcami BMW (Viareggio, Włochy, styczeń 2020)

Inny rodzaj psychologii

Czy powyższa wypowiedź w połączeniu z poprzednim tekstem oznacza, że psychologowie nie mają co marzyć o współpracy z kierowcami? Cóż, w ostatnich latach wielu dostało pytanie o takie wsparcie specjalisty. Odpowiedź? Zazwyczaj negatywna. Były takie wyjątki jak Romain Grosjean czy Nico Rosberg, ale słowem kluczowym są tutaj "wyjątki" - jeden miał niemały problem swego czasu, a drugi chciał zrobić wszystko, absolutnie wszystko, by zrealizować swój cel. Były to sytuacje odbiegające od normy.

Oczywiście zawsze mogą znaleźć się tacy, którzy i w Formule 1 będą chcieli dołożyć w tym aspekcie jakiś dodatkowy procent, nawet promil. Psychologia jest już zresztą powszechnie obecna ogólnie w sporcie i ma się dobrze, więc nie byłoby w tym niczego dziwnego. To już nie jest 2012 rok, gdy Franciszek Smuda - pewnie nie tylko on - uważał, że to coś dla wariatów.

Ogólnie jednak szukając od strony kierowców, szczególnie w królowej motorsportu, psychologii na pierwszy rzut oka specjalnie nie widać, na pewno nie tak jak w innych dyscyplinach.

Powody? Pukając tu i tam, można dowiedzieć się, że niektórzy postrzegają to np. jako słabość. Poza tym sam poziom jest naprawdę wyżyłowany, a przecież mocna psychika to też część bycia dobrym. Jest więc duża szansa, że znakomita większość emocjonalnie słabszych osób odpadła już na wcześniejszych etapach, razem z tymi, którym skończyły się pieniądze. To dobrze pokazuje, dlaczego doktor w pierwszej części mówił o jednym kliencie na miesiąc. Są wyjątki, ale jest ich mało, zresztą inaczej nie byłyby to wyjątki.

By tych klientów było więcej, by można było marzyć o współpracy z kierowcami, należało znaleźć coś, co nadaje się dla każdego z nich, a także jest wybitnie dopasowane do motorsportu. Ta sztuka udała się Włochowi i m.in. dlatego w Viareggio stworzono Formula Medicine.

- Na wysokim poziomie, gdy sportowcom proponuje się współpracę, mniej niż 10% się zgadza. Ponad 90% mówi, że tego nie potrzebuje. Dzieje się tak, bo oni nie boją się wypadku, porażki, bycia niewystarczająco dobrym. Gdy mówimy o elitarnych sportowcach, nie liczy się strach, nie liczą się inne problemy, a optymalizacja pracy mózgu. My chcemy poprawiać możliwości mózgu. To właśnie jest praca, którą wykonuje psycholog w motorsporcie.

- Mózg jest jak mięsień - mogę wytrenować Twój biceps i mogę wytrenować Twój mózg. Mogę użyć plastyczności mózgu. Mogę poprawić strukturę, nastawienie, pojemność, by lepiej podejmować decyzje, być mądrzejszym, myśleć mniej, mieć bardziej przejrzysty, wolny umysł. Tu chodzi o poprawę działania mózgu. Stworzyliśmy Mental Gym w Formula Medicine, by poprawiać koncentrację, pojemność, podejmowanie decyzji. Mówi się o kierowcach, jakby oni mieli jakieś problemy, a oni są super zdrowi i nie potrzebują żadnego wsparcia. Inaczej nie będą w Formule 1. Można takich znaleźć w gokartach, w Formule 4, ale tacy nigdy nie będą profesjonalistami.

Kierowca BMW Junior Team Dan Harper podczas treningu w Formula Medicine (Viaregiio, Włochy, styczeń 2020)

Siłownia dla mózgu

O co tu chodzi? Otóż motorsport, w tym przypadku wyścigi, to specyficzny sport. Ciało jest w nim wykorzystywane w zupełnie inny sposób niż w np. sportach z piłką czy takich czysto fizycznych. Dużo więcej dzieje się w głowie. Oczywiście w każdej dyscyplinie ta głowa odpowiada za np. omawiane już aspekty emocjonalne, więc zawsze jest presja i są nerwy, ale jak już wiadomo, u kierowców większe znaczenie może mieć coś innego.

Wyjątkowość wyścigów polega na tym, jak wiele zależy od procesów przetwarzania informacji. Tak jak padło w lipcowym tekście o simracingu, zahaczającym o te tematy, szybka jazda samochodem jest dość umysłowym zadaniem. Zastanawiacie się czasem, jak można jechać po krętym torze, stawiać się przeciążeniom, wibracjom, dużej temperaturze, czuć zmiany warunków, przyczepności, zachowania samochodu, zużycia opon, do tego zmieniać co chwilę coś na kierownicy, walczyć, pamiętać o strategii, rozmawiać z inżynierem i się nie pogubić?

Mięśnie na niewiele się tutaj przydadzą. Tu do gry wchodzi psychologia, a szczególnie psychologia procesów poznawczych w połączeniu z kilkoma innymi dziedzinami. Te wszystkie wyżej wymienione rzeczy kontroluje głowa poprzez m.in. uwagę, percepcję, koncentrację, myślenie, podejmowanie decyzji czy automatyzmy.

To nie są żadne magiczne sprawy. Te procesy działają także w normalnym życiu, gdy np. słuchamy podcastu i jednocześnie gotujemy. W motorsporcie są one wyjątkowo ważne i co oczywiste, są na zupełnie innym poziomie. Równie oczywiste wydaje się więc poprawianie ich. Z pomocą technologii jest to możliwe i staje się to normalnym treningiem. Co prawda jest on trochę nowocześniejszy od biegania czy wyciskania na klatę, ale może być równie istotny.

Niel Verhagen (BMW) podczas treningu na symulatorze w Formula Medicine (Viareggio, Włochy, styczeń 2020)

- W mojej opinii w sporcie - nie w psychologii klinicznej, o której możemy mówić, ale to za trudne - praca nad mózgiem nadal nie jest zbyt zaawansowana. Jest wiele technologii do pracy fizycznej, rehabilitacji, ale mózg jest najsłabszą stroną sportowca. Stworzyłem Mental Gym z ekranami i oprogramowaniem do monitorowania mózgu. Mogę sprawdzić, ile energii pochłania Twój mózg. Robiłem badania kierowcom i wiem, jak trenować ich mózgi. Mam algorytm, który pokazuje efektywność mózgu oraz jak ją obiektywnie poprawić.

- To pierwsza siłownia na świecie przeznaczona tylko dla mózgu. Na normalnej siłowni mogę wytrenować Twój biceps, nogi, całe ciało. Przyjdź tutaj, a wytrenuję mózg pod zawody, strategię, wszystko. To tu wykorzystuję psychologów, bo mózg jest dla psychologów, nie trenerów mentalnych. To psychologowie studiują mózg, a nie trenerzy mentalni.

- Gdy robię to wszystko, nie chcę gadania trenera, ale chcę numer czy liczbę. Co widzisz, gdy idziesz na bieżnię? Masz prędkość, bicie serca, porównanie z poprzednim treningiem, a nie jakieś bla bla bla. Gdy jakiś trener mi powie, że biegasz lepiej niż wczoraj - skąd on to wie? Ja nie chcę czegoś takiego. Wolę dostać liczbę, np. prędkość lub tętno. Bez niej nie rozumiem, o ile się poprawiam. My to samo robimy z mózgiem, jako jedyni na świecie. Monitorujemy konsumpcję energii, prędkość, wyniki, wszystko. To jak taka bieżnia, tylko dla mózgu. Taka będzie przyszłość.

Rewolucja?

Gdy pisałem, że psychologii w Formule 1 jest na pierwszy rzut oka niewiele, można było się zdziwić, że uczestnicy serii na tak wysokim poziomie nie chcą dołożyć czegoś ekstra, uznając to za słabość. Włoch ma na to odpowiedź - najpierw zawodnicy muszą w ogóle zrozumieć, że to także jest element treningu, a nie siedzenie na fotelu i mówienie, jaki ma się problem.

Nikt przecież nie trenuje po to, by być słabszym. Żaden sportowiec nie męczyłby się z jakimiś ciężarami, gdyby to nie dawało więcej siły czy mocy, a także nie jadłby tego, czego potrzebuje jego organizm, gdyby dzięki temu nie był bardziej wydajny. Oni muszą wiedzieć, że dzięki pracy nad mózgiem także będą lepsi. W tej chwili odrzucają propozycje współpracy z psychologiem, bo rozumieją to zbyt wąsko, nie widzą w tym zysków. To się zmieni, ale nie od razu i nie ot tak, samoczynnie.

Doktor - nauczony doświadczeniem, bo to nie jest pierwszy raz, gdy zrobił coś nowego - nie bez przyczyny mówił sporo o zbudowaniu kultury, co zajmie trochę czasu. On jest konieczny, by dostrzeżono i zrozumiano, jak to działa i jakie daje korzyści.

- Wierzę, że to będzie przyszłość. W tej chwili moje doświadczenie pokazuje, że zrobiłem coś zbyt zaawansowanego dla tej kultury. Zawsze chciałem powiązać technologię z ludzką stroną. Gdy dorastałem, zauważyłem wielki poziom zaawansowania aut i amatorski poziom kierowców. Nauczyłem się więc tej technologii i chciałem ją z tym powiązać.

- W GP Włoch 1995 brał udział kierowca, który miał na sobie sprzęt pokazujący pracę jego serca, tętno i EKG. Wtedy nie znalazłem nikogo, kto chciałby mnie finansowo wspierać, a to mógł być znakomity instrument dla bezpieczeństwa przy wypadku, a także dla show.

- W 1995 roku szukałem kogoś, kto mógłby mi pomóc i zainwestować, ale nie było nikogo. Było za wcześnie. Teraz każdy stara się rozwinąć sprzęt, by monitorować sportowca na żywo. Zrobiłem to za szybko, a teraz mam powtórkę z rozrywki. Działa to dobrze, ale nadal nie działa tak, jak działać powinno.

Lorenzo Daretti i dr Riccardo Ceccarelli podczas treningu w Formula Medicine

- Za 10-15 lat mentalne siłownie będą wszędzie, na całym świecie. A ja znowu będę miał pecha, bo byłem tu za wcześnie. Tu liczy się kultura, której obecnie brakuje. Akceptujemy, że możemy poprawiać mięśnie. Każdy kierowca chodzi na siłownię, poprawia się fizycznie, ale w tej chwili nie ma kultury pracy nad mózgiem. Oni nawet o tym nie wiedzą. To wielkie nieporozumienie.

Jak więc doprowadzić do tego, by wiedzieli, by zmienić ich postrzeganie tej dziedziny? Na pewno potrzebne są wyniki, sukcesy tych, którzy tak już pracują. To zawsze robi najlepszą robotę, bo dzięki temu inni zawodnicy, nawet ci dopiero rozpoczynający swoją karierę, będą widzieli w tym możliwość zyskania jakiejś przewagi i będą szukać takich metod treningu.

Proces jest jednak powolny, bo temat - co pewnie pokazuje nawet ten tekst - nie jest prosty. Opisywanie pracy mózgu i tłumaczenie jej jest skomplikowane, a co dopiero, gdy chce się pokazać związek z wyścigami i jeszcze wyłapać jakieś różnice.

- Problemem jest to, że trudno opisać mózg liczbami. Dlatego ludzie podchodzą do tego, mówiąc bardzo dużo. A ja lubię liczby. Dla mnie to liczby mówią prawdę. Z nimi mogę rywalizować. Z opiniami nie, bo jeśli jesteś lepszy w wyrażaniu ich, to wygrywasz. W motorsporcie chodzi o stoper. Nie o styl jazdy, ale o liczby, bo życie to liczby. Mózg też musi być wyrażony liczbami.

- W przyszłości każdy będzie trenował mózg, a nie mniej niż 10%, tak jak ma to miejsce teraz. Nasze zadania w F1 są bardziej medyczne, ale powoli próbujemy wprowadzać prace nad aspektami psychologicznymi. Musimy jednak robić to powoli, bo potrzebujemy kultury. Nadal wielu osobom trudno jest zrozumieć, co robimy.

Mimo wielu wyżej wymienionych wyzwań doktor Ceccarelli wydawał się być przekonany, że prędzej czy później uda się stworzyć wspomnianą już kulturę, czyli także zrewolucjonizować, poszerzyć postrzeganie psychologii w motorsporcie, a może nawet i ogólnie w sporcie. Ten proces już trwa i zapewne w kolejnych latach takie zdjęcie jak to poniżej będzie mogło wrzucić więcej topowych kierowców.

Od lewej: dr Riccardo Ceccarelli (Formula Medicine) oraz Charles Leclerc (wtedy kierowca F3)