Formuła 1 to nie tylko Hamilton i Schumacher. Wśród kierowców nie brakowało takich, którzy ukończyli wyścig ze stratą 43 okrążeń, zostali potrąceni przez samochód bezpieczeństwa, kończyli wyścig po czarnej fladze lub odebrano im superlicencję za zbyt niebezpieczną jazdę. Oto subiektywna lista najgorszych kierowców F1.
Miejsce 6 - Luca Badoer
W F1 w latach 1993-2009
Włoch jest rekordzistą ilości startów w F1 bez zdobyczy punktowych, co teoretycznie mówi wszystko, ale uczciwie należy przyznać, że Luca miał w swojej karierze sporo pecha.
Po juniorskich sukcesach trafił do najwolniejszych bolidów zespołów Minardi, Forti Corse i Scuderia Italia. W 1999 roku podczas deszczowego GP Europy miał szansę na życiowy wynik, jadąc słabiutkim Minardi po 4. miejsce. Niestety, na 12 kółek przed metą w bolidzie zepsuła się skrzynia biegów.
W tym samym roku podczas GP Wielkiej Brytanii w wypadku nogę złamał Michael Schumacher. Badoer, który był kierowcą testowym Ferrari, bardzo liczył na angaż do zespołu jako partner walczącego o mistrzostwo Eddiego Irvine’a, ale Scuderia zdecydowała się na człowieka z zewnątrz – Mikę Salo.
Włoch dostał swoją szansę dopiero 10 lat później, gdy zastąpił w Ferrari kontuzjowanego Felippę Massę. Niestety, dwa występy w barwach Scuderii były katastrofą. Luca był ostatni w kwalifikacjach do obu wyścigów, a w Belgii zajął ostatnie miejsce, mimo zwycięstwa partnera z ekipy, Kimiego Raikkonena. Po tych dwóch występach jego miejsce zajął Giancarlo Fisichella. Okazało się, że tysiące kilometrów pokonanych na torze fabrycznym Ferrari przez Lucę, testując bolidy, niewiele się mają do realnych umiejętności wyścigowych.
Miejsce 5 - Giovanni Lavaggi
W F1 w latach: 1995-96
Lavaggi, sycylijski szlachcic, wystartował w siedmiu wyścigach i tylko raz nie był ostatni. Mało który kierowca był jednocześnie "rozpaczliwie wolny", jak określił go Jonathan Palmer, a jednocześnie tak uwielbiany w ojczyźnie.
W GP Włoch 1996 był jedynym kierowcą z Italli na starcie, co zapewniło ogromną popularność na Półwyspie Apenińskim.
Wyniki za nim jednak nie przemawiały – w czterech wyścigach w zespole Pacific w 1995 tracił średnio 10 sekund na okrążeniu do zwycięzcy. W kolejnym sezonie, w barwach Minardi nie było wiele lepiej – Włoch zakwalifikował się jedynie do trzech wyścigów, a ukończył tylko jeden – w Portugalii był 15 – i ostatni.
Krótka przygoda z F1 do dziś jest jednak powodem do dumy dla Lavaggiego.
Miejsce 4 - Al Pease
W F1 w latach: 1967-69
Starty Kanadyjczyka w F1 to odległa przeszłość, ale warto przypomnieć jego postać z powodu dwóch epizodów. Peace wziął udział w inauguracyjnym GP Kanady w 1967 roku, w setną rocznicę utworzenia kraju. Miał już jednak 45 lat i nikłe doświadczenie w samochodach z odkrytymi kołami. Sponsorowany przez lokalny oddział Castrola, wynajął na weekend stary bolid Eagle’a, którym jeździł wcześniej Dan Gurney.
Problemy Pease’a zaczęły już na samym starcie – w aucie zgasł silnik i nie chciał się uruchomić po tym, jak zawiódł akumulator. Jak wskazywała prasa, minęło pół godziny, zanim Pease pobiegł do nowy akumulator do garażu, wrócił, zamontował go w bolidzie i znowu ruszył do wyścigu. Ukończył go aż z 43. okrążeniami straty do zwycięzcy.
W jednym z kolejnych wyścigów, na Mosport w 1969 roku, Al został zdublowany już na piątym okrążeniu, a prasa określiła go jako „piekielnie wolnego”. Przy jednym z dublowań prawie doprowadził do wypadku w przodzie stawki, a na 22. okrążeniu wyścigu pokazano mu czarną flagę za zbyt wolną jazdę.
Do dzisiejszego dnia jest jedynym kierowcą F1 który dostąpił tego wątpliwego wyróżnienia.
Miejsce 3 - Yuji Ide
W F1 w roku 2006
Gdyby reguła 107% czasu w kwalifikacjach obowiązywałaby w czas jazdy Ide, Japoczyk nigdy nie miał by szans na wystąpienie w wyścigu. I chyba wszyscy wyszliby na tym lepiej.
W 2006 roku został partnerem doświadczonego i szybkiego Takumy Sato w nieco kuriozalnym projekcie Super Aguri, małej i prywatnej stajni wyścigowej prowadzonej przez byłego kierowcę, Aguri Suzuki.
Już na początku współpraca z Ide stwarzała pewne problemy, bo nie mówił płynnie po angielsku.
Zespół nie miał szans na dobre wyniki, ale Ide odstawał szybkością i umiejętnościami o Takumy Sato w sposób wręcz zadziwiający. We wszystkich kwalifikacjach był wolniejszy od kolegi z zespołu o kilka sekund. Do wyścigu na Imoli ukończył tylko jedno GP i to ze stratą 3 okrążeń do zwycięzcy.
Już wtedy wśród kierowców panowało przekonanie, że Ide przez swój brak umiejętności i szybkości stwarza zagrożenie na torze.
Przełomem okazało się jednak pierwsze okrążenie GP San Marino, kiedy kompletnie nie orientując się w sytuacji na torze, zawadził o Spykera Christijana Albersa, powodując jego przekoziołkowanie.
Czara goryczy się przelała, a Japończykowi została odebrana superlicencja.
Doszło też do jedynej w sowim rodzaju sytuacji, kiedy zespół Super Aguri zwolnił Ide, uzasadniając to „radami FIA”.
Miejsce 2 - Chanoch Nissany
W F1 w roku 2005
Nissany przeniósł ideę pay-driverów na inny poziom. W przeciwieństwie do kierowców wspieranych finansowo przez bogatych sponsorów, Izraelczyk był sprawnym biznesmenem, który w wieku 40 lat zapragnął być kierowcą wyścigowym.
Mając spore fundusze, zaczął startować w izraelskich zawodach kartingowych w sezonie 2001. Potem przeniósł się na równie niewymagającą węgierską scenę wyścigową, gdzie startował w jednomiejscowych bolidach klasy Formuła 2000. W 2002 roku wystartował po sąsiedzku w wyścigu austriackiej serii Formuły 3, który niespodziewanie wygrał.
Później Nissany wypłynął na międzynarodowe wody, które dość szybko zweryfikowały jego umiejętności. Tylko dzięki sporemu zapleczu finansowemu przebrnął wyścigi World Series Light by Nissan Championship oraz Formula 3000.
Pieniądze otwierały wrota do słabszych zespołów również 20 lat temu. Ekipy Minardi i Jordan chętnie przyjmowały sowite wynagrodzenie za udostępnianie swoich bolidów. Nissany jeździł podczas testów na Silverstone w lipcu 2004 w Jordanie, osiągając wynik o blisko 20 sekund gorszy od czasu wykręconego przez Kimiego Raikkonena.
Nie przeszkodziło to jednak podpisać mu umowy jako kierowcy testowego z zespołem Minardi na sezon 2005, co wywołało konsternację w padoku i poruszenie w Izraelu wobec pierwszego startu kierowcy z tego kraju w F1.
Nissany w swoje 42. urodziny wziął udział w piątkowych treningach przed GP Węgier. Był przeraźliwie wolny, tracąc 13 sekund do lidera i ponad 7 do kolegi z zespołu.
Chanoch był chyba pierwszym kierowcą, który narzekał na to, że bolid ma za dużo przyczepności, a na koniec zakopał się w żwirze. To był jego pierwsza i ostatnia publiczna jazda bolidem Formuły 1.
Obecnie drogę do F1 wydeptuje sobie syn Chanocha, Roy, związany z Williamsem.
Miejsce 1 - Taki Inoue
W F1 w latach 1994-95
Na pierwszym miejscu Taki Inoue, który sam siebie określa jako najgorszego w historii F1. I trudno się z nim nie zgodzić.
Japończyk w połowie lat 90-tych brał udział w 17 Grand Prix. Nie zdobył żadnego punktu, nigdy nikogo nie wyprzedził, a w kwalifikacjach tracił średnio 5 sekund do zespołowego kolegi.
Zagadką pozostaje, jak Inoue dostał się w ogóle do F1, skoro miał za sobą jedynie bardzo marne starty w Formule 3000 i jak sam przyznaje, przed pierwszym wyścigiem w F1 jego wiedza na temat sportu była nikła - Taki nie do końca orientował się nawet, co to są pit stopy, bo w innych seriach ich nie miał.
W historii zapisał się jednak z powodu dwóch kuriozalnych sytuacji. Podczas treningów przed GP Monako w 1995 roku jego bolid miał awarię i gdy holowany był do boksów, został uderzony przez samochód bezpieczeństwa. Taki uniknął poważnych obrażeń tylko dzięki temu, że na głowie miał kask.
Najgorsze miało jednak nadejść.
Podczas GP Węgier musiał zatrzymać swój bolid z powodu zbyt wysokiego ciśnienia oleju. Z bolidu unosiły się chmury białego dymu. Inoue chcąc ratować bolid, pobiegł po gaśnicę. Niestety nie zauważył jadącego samochodu medycznego marki Tatra. Został przez niego potrącony i teatralnie się przewrócił. Później kierowca wspomniał, że w szpitalu węgierscy medycy zamiast sprawdzać złamania, wypytywali o jego kartę kredytową.
Zanim dokończył nieudany sezon 1995, Inoue zdołał jeszcze spowodować wypadek między dwoma pretendentami do tytułu – Michaelem Schumacherem i Damonem Hillem podczas GP Włoch.
Wydawało się, że o pechowym Japończyku słuch zaginął, lecz kilka lat przypomniał o sobie w ciekawy sposób.
Gdy po sezonie 2016 Nico Rosberg ogłosił zakończenie kariery, Japończyk na Twiterze zamieścił swoje CV i zgłosił gotowość do jazdy u boku Lewisa Hamiltona w Mercedesie w sezonie 2017. Niemiecki koncern z jakichś powodów wybrał jednak Valtteriego Bottasa.