To zdecydowanie najlepszy sezon w karierze Checo - takimi słowami Christian Horner budował tło do wydarzeń z Brazylii i pamiętnego niepuszczenia Meksykanina przez Maxa Verstappena. Mam takie wrażenie, że kontrowersyjna końcówka odsłoniła światu jeszcze bardziej dyskusyjne wydarzenia z pierwszej połowy tego roku. Czy Horner ma rację i co by było, gdyby Max przepuścił swojego zespołowego kolegę na torze w Sao Paulo?
Klasyfikacja generalna: 3. miejsce
Punkty: 305
Najlepszy wynik: P1 (GP Monako, GP Singapuru)
Kwalifikacje: 4-18 vs Verstappen
Wyścigi: 4-17 vs Verstappen
DNF: 3
Wasza ocena: 7.48 (P3)
Nasza ocena: 7.31 (P3)
Jak wielki jest Max Verstappen?
Russella porównuje się do Hamiltona, Sainza do Leclerca, a Ocona do Alonso - jednak żaden z tych kierowców nie wymaga tak specjalnego i wyjątkowego traktowania jak Sergio Perez. Dlaczego? To akurat bardzo proste. Czy zdajecie sobie sprawę że Wy, czytelnicy tego wspaniałego portalu na czarnogórskiej domenie, wystawiliście mu na koniec sezonu średnią ocenę na poziomie 7.48? Oznacza to, że był trzecim(!) kierowcą tego sezonu, co też precyzyjnie odzwierciedla jego pozycję w generalce. Już na tym etapie brzmi to mocno niepokojąco - Checo miał dobry rok, ale czy naprawdę był lepszy np. od George'a?
Dołożę jeszcze odrobinę - my, czyli redakcja wspaniałego... i tak dalej, również oceniliśmy sezon Pereza na P3 ze średnią oceną z wszystkich rund na poziomie 7.31 (ex aequo z Russellem). Mimo wszystko, kiedy na potrzeby podcastowego podsumowania tej kampanii robiłem zestawienie top 20 stałych kierowców, Meksykanin wylądował na P6, za parą zawodników Mercedesa i za Norrisem. Nadal nie uważam, żeby Perez był trzecim najlepszym zawodnikiem, ani trochę. Bronią go jednak wyniki, które częściowo zawdzięcza genialnej konstrukcji Red Bulla. Nie zmienia to jednak faktu, że Checo w tym roku wystarczająco efektywnie ją wykorzystywał.
Teraz statystyka, przez którą trudno będzie obronić nawet to P6 z podcastowego rankingu 2022, czyli bezpośrednie pojedynki z Maxem. Sergio był od niego lepszy w kwalifikacjach cztery razy, ulegając koledze aż osiemnastokrotnie! Max przegrywał prawie co szóstą sesję kwalifikacyjną, a niedzielna statystyka, czyli 4-17, jest niemalże dokładnie taka sama. W wyścigach finiszował wyżej od Holendra, gdy:
- dojechał do mety w Australii, a Max nie ukończył tamtej rundy (awaria),
- wygrał w Monako (wtedy też był szybszy w kwalifikacjach ;), a Ferrari zrobiło to, co umie najlepiej, czyli spieprzyło strategię),
- dowiózł P2 na Silverstone, a Max tylko P7 po pechowym uszkodzeniu podłogi i niepotrzebnym zjeździe po nowe opony,
- zgarnął P1 w Singapurze, a Max również P7, tym razem po samobóju zespołu w Q3 i przestrzeleniu hamowania w wyścigu.
Biorąc pod uwagę, że w najlepszym sezonie w karierze Perez tylko czterokrotnie pobił urzędującego mistrza i to nie zawsze (wciąż nadużycie) w bezpośredniej rywalizacji, dla dobra wizerunku Checo Verstappen powinien zostać najbardziej utytułowanym kierowcą w historii tego sportu.
Czy naprawdę był to najlepszy rok Sergio?
Częściowo już odpowiedziałem na to pytanie i statystyka 4-18 wydaje się temu przeczyć, ale ona nie ma tutaj nic do rzeczy. Wystarczy zestawić sobie poprzednie lata i łatwo zauważyć, że 305 zdobytych punktów to tylko o 10 mniej od sumy WSZYSTKICH oczek z lat 2020 i 2021. Co więcej, to także znowu o około 10 mniej niż dorobek Pereza z poprzednich czterech sezonów (2016-2019)! Korzystnie zestawia się tutaj pandemiczna rywalizacja 2020 z krótkim kalendarzem, ale nadal trzymajmy się faktów.
Do tego doliczymy dwa zwycięstwa i to na bardzo wymagających torach, czyli w Monako oraz w Singapurze. Nie możemy także zapominać o pole position w Arabii Saudyjskiej po uczciwie najszybszym okrążeniu w Q3 i to bez kontrowersji. Dalej jedenaście podiów (nie licząc sprintów), w tym aż siedem drugich miejsc i walka o wicemistrzostwo do samego końca sezonu pomimo braku wsparcia ze strony kolegi z zespołu. To chyba nawet była pierwsza taka kampania w życiu Meksykanina, w której ten realnie poczuł się kandydatem do tytułu mistrzowskiego - właśnie wtedy zaczął się prawdziwy lot ku słońcu.
Przypomnijmy sobie, jak wyglądał początek w wykonaniu Checo. Po absolutnie nieudanym Bahrajnie, gdzie oba bolidy RBR odpadły z rywalizacji, były wygrane kwale w Dżuddzie, pechowy SC i tylko P4. Później 2x P2 w nieukończonej przez Maxa Australii oraz na Imoli, kolejne P4 w Miami i znów P2 - w Hiszpanii. Jadąc na ulice księstwa Monako, Perez zajmował się na trzecim miejscu w generalce, tracąc 19 oczek do Leclerca i 25 do Verstappena.
Co więcej, mocny start Ferrari dawał nadzieję na to, że Max i Charles będą toczyli zacięte pojedynki przez większość zmagań, zabierając sobie nawzajem punkty, co też mogłoby sprawić, że żaden z nich nigdy nie odskoczyłby daleko od Pereza. Wystarczy więc zignorować team orders ze dwa razy, mieć jakieś trzy dobre rundy, wymodlić kilka potknięć obu panów i całkiem długo można by utrzymywać się na dystansie, który pozwoliłby na atak w końcówce.
Domyślam się, że z taką wizją Sergio obracał się w Q3 w Monako. Trudno powiedzieć, czy się opłaciło, bo tamten wyścig to raczej wielka przegrana Ferrari, ale wciąż to on zyskał na tym najwięcej i w pełni zasłużenie - był w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie - wygrał jeden z najbardziej wymagających wyścigów w historii Formuły 1. Później było naprawdę nieźle, bo po P2 w Azerbejdżanie (niestety za Maxem) Perez był na 2. pozycji w generalce, tracąc 21 oczek do kolegi z zespołu. W Kanadzie zawiódł w Q2, a w wyścigu nie pomogła mu skrzynia biegów. Dalej było P2 przy P7 Maxa na Silverstone i niestety nieukończony wyścig w Austrii.
Przez kolejnych pięć rund Perez tylko raz stanął na podium (Belgia, P2), a wszystkie te Grand Prix od Francji do Włoch padły łupem Verstappena. To całkowicie zakończyło jakiekolwiek marzenia o tytule mistrzowskim w 2022 roku. Do Singapuru udał się ze stratą 125 punktów do kolegi z zespołu i mimo tego przejechał prawdopodobnie jedne z najlepszych zawodów w karierze - na przesychającym ulicznym torze był poza zasięgiem Leclerca i przez chwilę nawet samochodu bezpieczeństwa.
W końcówce były jeszcze podia w deszczowej Japonii, domowym Meksyku i w jednym z najnudniejszych wyścigów roku, czyli Abu Zabi. Jednak to właśnie przy okazji Sao Paulo na tapet powrócił temat celowego obrotu w Monako, przez który Max nie miał okazji dokończyć swojego drugiego szybkiego kółka. Siedzący we wnętrzu najlepszego kierowcy tego sezonu małostkowy dzieciak nie pozwolił Holendrowi na odnalezienie odrobiny honoru i poświęcenie 2 punktów z generalki na rzecz Pereza. Abu Zabi pokazało jednak, że niedoszły prezent mógłby jedynie zmniejszyć stratę do Leclerca na koniec sezonu z 3 do 1 oczka. Nadal jednak ten gest w kontekście komunikatów radiowych i poleceń zespołowych był jedynym dobrym rozwiązaniem, które mistrz raczył zakwestionować.
Perez is the new Bottas
Skoro wiemy już, że był to najlepszy sezon w historii startów Pereza w Formule 1, a zamiana pozycji z Maxem i tak by nic nie dała, bo Leclerc był któryś tam w kulach, mogę postawić jeszcze jedną śmiałą tezę. Nie chcąc ani ujmować, ani dodawać nic Valtteremu Bottasowi, odwołuję się jedynie do historycznych wyników Fina z Mercedesa u boku Lewisa Hamiltona. Czy to nie jest tak, że w tym sezonie i po ciężko przepracowanym przez ekipę 2021 roku Perez chciał chociaż na moment zrzucić jarzmo pomocnika i stać się kimś więcej?
Bottasowi nikt na początku roku nigdy nie mówił, że był tam po to, aby pomagać. To działo się dopiero później, kiedy sytuacja punktowa naprawdę tego wymagała, a Valtteri nie był już w realnej grze o tytuł. Co więcej, nadal wspominam Węgry 2017, kiedy Lewis potrafił oddać pozycję, którą chwilę wcześniej dał mu niemogący zaatakować Ferrari kolega. W tamtym sezonie Bottas zdobył dokładnie tyle samo punktów co Perez pięć lat później - 305. Wygrał jednak trzy wyścigi i też nie udało mu się zostać wicemistrzem świata.
Najwyższym lotem fińskiego kierowcy w Mercedesie był sezon 2019 i dwie wygrane oraz trzy drugie miejsca w zaledwie pięciu pierwszych GP tamtego roku - Valtteri do pewnego momentu naprawdę był groźnym rywalem dla Hamiltona. Właśnie tego potrzebuje teraz Sergio Perez, jeszcze mocniejszego i jeszcze bardziej zdecydowanego otwarcia, bo obecnie nadal jest to poziom "przeciętnego" Fina w srebrnym niemieckim bolidzie, czyli tu pole position, tam naprawdę świetny występ, kilka udanych manewrów wyprzedzania i w pełni zasłużone punkty. Problem w rywalizacji z tymi największymi jest taki, że to nie wystarczy. Tutaj potrzeba polecieć jeszcze dalej!