Przyjaźnił się z Juanem Manuelem Fangio, jeździł dla Porsche w Formule 1 i pamięta Grand Prix Szwajcarii - zresztą tam osiągnął najlepszy wynik w karierze. Hans Herrmann kończy dziś 96 lat i pozostaje ostatnim żyjącym zdobywcą podium w latach pięćdziesiątych. Zrobił to w 1954 roku! Jego życie jest pełne dramaturgii - od morderstwa ojca, po porwanie w jego własnym samochodzie.
Czas płynie nieubłaganie i coraz mniej osób pamięta starty w F1 w latach pięćdziesiątych. Pierwsza dekada królowej sportów motorowych to okres niesławny z powodu wielu śmiertelnych wypadków na torach wyścigowych. Niewielu szczęśliwców przeżyło karierę kierowców, a co dopiero późną starość.
Na świecie pozostało tylko sześciu ludzi uczestniczących w tamtej Formule 1. Wśród nich jest chociażby Bernie Ecclestone, który partycypował w kwalifikacjach do Grand Prix Monako 1958. Najstarszym obecnie żyjącym ex-kierowcą jest pierwszy Brazylijczyk w serii, 98-letni Hermano da Silva Ramos, uczestnik siedmiu wyścigów i zdobywca dwóch punktów w Monako w 1956 roku. Jednak jedynym nadal żyjącym zdobywcą podium z tamtego okresu jest dzisiejszy solenizant, Hans Herrmann - to jednocześnie kierowca, który wystartował w najbardziej odległym wyścigu, ponieważ zadebiutował w sierpniu 1953 roku w Grand Prix Niemiec.
Od kiedy zakończył karierę zawodniczą, minęło ponad pół wieku. Już wtedy wydawał się dinozaurem, ponieważ sporty motoryzacyjne rozkwitały i wkraczały w nowoczesność. Samochody nabierały coraz bardziej futurystycznych kształtów i wyjątkowych osiągów. Z roku na rok ubywało mu kolegów. Nie ze względu na naturalną wymianę pokoleń, ale czarną aurę, która okrywała dawny wyścigowy światek. Zresztą śmierć zaglądała w oczy także jemu. Na uwiecznionej fotografii z Grand Prix Niemiec 1959 leżał na czworaka pod przelatującym bolidem BRM.
Dzisiaj wspomina przerażające wydarzenie z odrobiną humoru, chociaż sytuacja wyglądała dramatycznie. Według jego relacji w wyniku kraksy wzbił się na 10 metrów w powietrze i frunął przez następne 60 metrów. Chociaż trudno nie oprzeć się wrażeniu, że wspomnienia są odrobinę podkoloryzowane, to nie będzie przesadą stwierdzenie, że tylko cud uchronił Hansa przed tragicznymi konsekwencjami. Było wielu, którzy zginęli w drodze do sukcesów. Byli też tacy, których zwycięstwa kosztowały życie. Herrmann stanął na przekór nich, bowiem nie tylko ma na koncie długą listę osiągnięć, ale przede wszystkim dożył sędziwego wieku.
Przekorność towarzyszyła mu przez całe życie, nawet w sferze prywatnej. Latem 1969 roku w treningach do Grand Prix Niemiec zginął jego przyjaciel, Gerhard Mitter. To było zdecydowanie za dużo dla jego żony. Magdalena miała dość ciągłego życia w stresie i niepokoju, więc przedstawiła mężowi sytuację tak klarownie, jak tylko się dało. - Musisz skończyć karierę! - grzmiała małżonka. On jednak ją skontrował: - Skończę, ale najpierw wygram Le Mans. I... jak powiedział, tak uczynił.
Hans urodził się 23 lutego 1928 roku w niemieckim Stuttgarcie. Dla rodziny Herrmann trudne czasy nadeszły jeszcze przed wybuchem II Wojny Światowej, gdy ojciec naszego dzisiejszego solenizanta został zamordowany w 1936 roku. Aby zarobić na życie, jego matka postanowiła otworzyć cukiernię, którą w przyszłości miał odziedziczyć syn. Hans przez trzy lata uczył się fachu mistrza cukiernictwa, ale w dobie światowego konfliktu trudno było zdobyć podstawowe artykuły spożywcze, co uniemożliwiło mu upieczenie dobrego tortu bez mąki, jajek czy cukru.
W młodości większość jego przyjaciół pragnęła zostać pilotami, kapitanami statków czy maszynistami, ale marzeniem Hansa było zostanie kierowcą wyścigowym i pójście w ślady jego idoli - Bernda Rosemeyera i Rudolfa Caraccioli - czyli przedwojennych tuzów niemieckich koncernów, a więc Auto Union i Mercedes-Benz. Dzięki hojności matki, która sprzedała własną złotą bransoletę i podarowała pieniądze na spełnienie marzenia, wkraczający w świat dorosłości Hans mógł zakupić używany samochód Porsche, którym niedługo później zaczął osiągać sukcesy w lokalnych zawodach.
Wkrótce mężczyzna zaczął rozwijać swoją karierę także za granicą. Nie przerażały go najsłynniejsze i najgroźniejsze wyścigi drogowe. Startował w meksykańskiej Carrera Panamericana oraz włoskim Mille Miglia, gdzie zaś doszło do niezwykle groźnej sytuacji, której lekkomyślność mogła kosztować życie. Gdy Herrmann zbliżał się do przejazdu kolejowego, dostrzegł nadjeżdżający pociąg. Zamiast wyhamować przed pędzącą maszyną, odruchowo przyspieszył, złapał kolegę za ramię i oboje pochylili głowy, aby uniknąć zderzenia czołem z rogatką. W iście filmowym stylu Porsche wślizgnęło się pod szlabanem, mignęło przed pociągiem i pognało w kierunku mety.
Świetne występy nie mogły umknąć Alfredowi Neubauerowi, szefowi zespołu Mercedesa Benza. Na ramiona Neubauera spadła spora odpowiedzialność, kiedy koncern postanowił wejść do Formuły 1. Nic dziwnego, że szukał wyłącznie kierowców o uznanej renomie, między innymi Juana Manuela Fangio, który na tamten moment był jednokrotnym mistrzem świata F1. Jednakże Neubauer zdecydował się skontaktować także z Herrmannem, z czego wynikła dość anegdotyczna historia.
Herrmann lubi wspominać tę sytuację. To był jesienny poranek, którego spokojną aurę zakłócił ryk telefonu. Hans od zawsze należał do osób, które wolą długo pospać, więc zaspany przyłożył do ucha słuchawkę telefonu. Usłyszał wówczas głos sekretarki, która przekazała, że szef chciałby porozmawiać. Hans nie potrafił wykrztusić z siebie nawet słowa poza niezrozumiałym majaczeniem, więc poirytowany tym faktem Neubauer wyszarpał słuchawkę i chciał postawić rozmówcę na baczność wykrzykując: - Herrmann! - po czym dosadnie przekazał, że chce go zobaczyć na tym torze tego i tego dnia.
Informacja jednocześnie rozradowała i zamurowała Hansa - w końcu rozmawiał z wielką osobistością w świecie motoryzacyjnym. To była jedna z tych sytuacji, kiedy bez uszczypnięcia trudno odróżnić, czy to sen, czy może wymarzona rzeczywistość. Neubauer miał już serdecznie dosyć prowadzenia monologu, więc ponownie, słysząc marny odzew, zaszantażował prospekta: - Dobra, nie chcesz skorzystać okazji, to do widzenia!
Dopiero to postawiło Hansa do pionu. Mimo wielu ostrych wymian zdań, ten ciągle miło wspomina legendarnego szefa, który jednocześnie traktował go po części jak syna i przyjaciela. Zaznacza, że Neubauer był bardzo surowy oraz konserwatywny i gdyby dzisiaj rządziłby w Mercedesie, to nie omieszkałby wyrzucić kogoś takiego jak Lewisa Hamiltona.
Dzień testowy okazał się doskonałym sprawdzianem dla Hansa Herrmanna. Ustanowił on nieoficjalny rekord toru Solitude pod Stuttgartem. Herrmann został etatowym kierowcą późniejszej mistrzowskiej ekipy Mercedesa. Debiut dla Srebrnych Strzał miał miejsce podczas Grand Prix Francji, 4 lipca 1954 roku, czyli w dniu, który był bardzo ważny dla niemieckiego sportu, ponieważ tego popołudnia Niemcy zdobyli pierwsze mistrzostwo świata w piłce nożnej po niespodziewanym triumfie nad faworyzowanymi Węgrami z Ferencem Puskasem i Sandorem Kocsisem.
Niestety dla Hansa nie był to najlepszy dzień w życiu, ponieważ na szesnastym okrążeniu wycofał się z wyścigu z powodu awarii silnika. Zdołał jednak ustanowić najszybszy czas okrążenia i tym samym zdobyć swój pierwszy punkt w karierze.
Kierowca ze Stuttgartu nie posiadał dotychczas dużego doświadczenia w samochodach jednoosobowych. Wcześniej przetarciem w nowych realiach było jego debiutanckie Grand Prix Niemiec z 1953 roku, gdy w ramach wyścigów Formuły 1 dopuszczano maszyny z Formuły 2, którą dysponował wówczas Herrmann, korzystający z usług prywatnych samochodów Veritas Meteor. W tamtych zawodach awansował z czternastej pozycji startowej na dziewiątą, co było świetnym wynikiem, zważywszy że sklasyfikowano szesnastu kierowców, a za plecami Niemca znalazł się między innymi korzystający z Ferrari Louis Rosier.
Zaledwie miesiąc po swoim debiucie w Mercedesie udowodnił talent i zdolności, zajmując trzecie miejsce na podium Grand Prix Szwajcarii - ostatniej edycji wyścigu przed nałożeniem zakazu ścigania w kraju Helwetów, będącego pokłosiem tragedii podczas 24-godzinnego wyścigu Le Mans z 1954 roku, w którym zginęło 82 widzów.
Weekend na szwajcarskim Bremgarten zaczął niemrawo. Zajął względnie daleką, siódmą pozycję w kwalifikacjach, ze stratą ponad pięciu sekund do lidera. Podczas wyścigu odrobił straty i na mecie ustąpił jedynie dwóm Argentyńczykom - Juanowi Manuelowi Fangio i José Froilánowi Gonzálezowi, co dało trzecie miejsce na mecie. Było to drugie w historii podium dla kierowców z Niemiec. Miesiąc wcześniej Karl Kling, również w Mercedesie, zgarnął drugie miejsce we Francji.
Przed kolejnym wyścigiem na włoskiej Monzy zespół Srebrnych Strzał zorganizował prywatny test. Hans Herrmann stanął przed zadaniem bezpośredniej rywalizacji z Hermannem Langiem - zwycięzca miał otrzymać trzeci samochód Mercedesa w nadchodzącym sezonie. W zaciętym pojedynku to Herrmann, Hans Herrmann, pokonał doświadczonego rywala o sekundę i tym samym zapewnił sobie cenne miejsce w zespole mistrza świata.
Na koncie Hansa znalazłoby się zapewne więcej podiów, może i zwycięstwo, ale wszystko się zmieniło po wypadku w Grand Prix Monako, po którym doznał urazu pleców, co wyeliminowało go z reszty sezonu. Pechowo Mercedes wycofał się z Formuły 1 po sezonie 1955, co jak w przypadku szwajcarskiego wyścigu było związane z fatalnym Le Mans. Mężczyzna już nigdy nie otrzymał wystarczająco konkurencyjnej maszyny w królowej sportów motorowych.
Mercedesowi zawdzięcza jeden z najlepszych okresów w jego życiu, chociaż znajdował się w cieniu nieposkromionego Juana Manuela Fangio. Herrmann nie czuł zazdrości wobec mistrza - był jego przyjacielem. Dla niego to wielki człowiek i najlepszy kierowca w historii. Wspomina Argentyńczyka jako wzór przykładnego człowieka - bardzo skromną i ludzką osobę. Fangio był przyjazny dla każdego, a młodszych kolegów po fachu, w tym Hansa, chętnie uczył i pokazywał im różne sztuczki.
Niemiec powrócił do Formuły 1 w 1957 roku, choć rok wcześniej negocjował z Ferrari. W tym sezonie reprezentował największego rywala zespołu z Maranello - Maserati. Był to jednak tylko pojedynczy występ, podobnie jak wiele innych, gdyż na przestrzeni kilku lat startował także dla Scuderii Centro Sud, BRM, prywatnego zespołu Joakima Bonniera i Roya Winkelmanna. Nadzieją było dla niego zatrudnienie w Porsche na początku lat sześćdziesiątych.
Dla Herrmanna Porsche było spełnieniem marzeń, ponieważ to wielka marka z rodzinnego miasta. Po serii triumfów w Formule 2 miał wielkie oczekiwania, ale przestarzała konstrukcja samochodów nie przyniosła oczekiwanych rezultatów. Amerykanin Dan Gurney trzy razy zajął drugie miejsce dla Porsche, a we Francji stracił zwycięstwo na ostatnich metrach z debiutującym Giancarlo Baghettim w Ferrari. Jednak ani Joakim Bonnier, ani Hans Herrmann nie radzili sobie z maszynami Porsche, a całe przedsięwzięcie okazało się w dłuższej perspektywie blamażem.
Herrmann stał się znany w całych Niemczech dzięki swoim sukcesom w wyścigach długodystansowych - wszystkie z nich osiągnął dla Porsche. Zwyciężał na torach takich jak Sebring, Daytona czy też w klasyku Targa Florio. W 24-godzinnym wyścigu Le Mans pięciokrotnie zajmował pierwsze miejsce w swojej klasie, jednak najważniejsze zwycięstwo, w klasyfikacji generalnej, odniósł dopiero w swoich ostatnich zawodach, startując w parze z Brytyjczykiem Richardem Attwoodem w legendarnym Porsche 917. Potem, zgodnie ze złożoną żonie Magdalenie obietnicą, odpuścił zawodowe ściganie.
Po zakończeniu kariery sportowej pozostał w branży motoryzacyjnej, zakładając firmę produkującą części samochodowe. Od czasu do czasu startował w okolicznościowych wydarzeniach. celebrujących blask minionych lat. Niemniej jednak, nawet na sportowej emeryturze, życie potrafiło go zaskoczyć.
W latach dziewięćdziesiątych trójka zamaskowanych mężczyzn wtargnęła do domu Hansa i porwała go, żądając 6 milionów okupu! Najpierw zabarykadowali się na strychu, gdzie spędzili całą noc. Następnie wsadzili poszkodowanego do bagażnika jego prywatnego Mercedesa i zniknęli. Żona czym prędzej wybrała pieniądze z banku i przekazała je złoczyńcom, którzy wskazali, gdzie zostawili samochód z całym, choć lekko posiniaczonym, mężem. W celu zidentyfikowania i znalezienia sprawców wydarzenia kontaktowała się z policją, jednak trop po nich, podobnie jak po 6 milionach marek, zaginał.
Po śmierci Tony'ego Brooksa w maju 2022 roku Hans Herrmann pozostaje ostatnim żyjącym zdobywcą podium w Formule 1 w latach pięćdziesiątych. To prawdziwy ewenement, ponieważ w dzisiejszych czasach trudno znaleźć byłego kierowcę, który był na podium nawet dekadę później. Tymczasem Herrmann zrobił to jeszcze w pierwszej połowie lat pięćdziesiątych. Dokładnie było to 22 sierpnia 1954 roku. Już niedługo minie 70 lat od tego wydarzenia…