O zderzeniu George'a Russella i Valtteriego Bottasa powiedziano już prawie wszystko. Prawie, bo nie wypowiedzieliśmy się jeszcze my, co planujemy zaraz zmienić.
Dwa rozbite samochody i strata punktów na Imoli to jedno, ale czym innym są długofalowe skutki zajścia, które obserwowaliśmy w minioną niedzielę. Czy Toto Wolff zaczął drapać się po głowie, myśląc o składzie na przyszły rok i niekoniecznie zgodził się z sędziami, iż był to tylko incydent? Co spowodowało tak ostrą reakcję kierowcy Williamsa? Czy obecny numer 2 Mercedesa ma się czego obawiać? Na te i inne pytania spróbujemy odpowiedzieć.
Zajście z wyścigu na torze Imola to temat, o którym wypowiadają się chyba wszyscy jakkolwiek związani z F1. Dawno nie mieliśmy sytuacji dotyczącej walki na szczycie, nawet jeśli mowa o kierowcy, który ściga się najsłabszymi konstrukcjami ostatnich lat. To polityka, to zimna wojna, czy wreszcie to Bottas zmuszający Russella do błędu - różne perspektywy, różne opinie. Prywatnie staram się w ogóle nie wchodzić w foliarstwo i teorie spiskowe, a w tym przypadku będzie podobnie. Dodam tylko, że naprawdę jestem ciekaw, jaka byłaby decyzja sędziów, gdyby do kolizji doszło pomiędzy Maxem Verstappenem i Lewisem Hamiltonem. Wtedy też nie byłoby śledztwa?
Wszystko zostaje w rodzinie, jednak tym razem zdecydowano się wyprać brudy publicznie, do czego trochę sprowokował Brytyjczyk, najpierw z emocjami podchodząc do starszego kolegi z Mercedesa, a potem wypowiadając się za pośrednictwem mediów społecznościowych w bardzo "wyrazisty" i jednostronny sposób. Nie trzeba było długo czekać, żeby George ochłonął. Nie sądzę, żeby realnie to zachowanie miało wpływ na dalsze decyzje Toto Wolffa czy obsadę miejsc. Valtteri samą tą sytuacją nic nie stracił, ale w miniony weekend i tak był po prostu słaby.
Paradoksalnie jednak moim zdaniem George również tylko zyskał. Unikatowe doświadczenie, które nigdy więcej nie może mieć miejsca. Jeden drobny błąd, zawahanie, odrobina emocji i bardzo kosztowne konsekwencje dla Mercedesa i Williamsa. Przypomnijmy, że ostatnią rzeczą, której teraz potrzebuje ekipa z Grove, jest produkowanie części zamiennych. To chyba największa strata - pieniądze.
Zwróćcie też uwagę na to, że forma Bottasa z wyścigu we Włoszech jasno pokazała, iż w tym sezonie nawet najmniejsze punkty mogą mieć znaczenie w walce o oba mistrzowskie tytuły. Russell odbierający Bottasowi punkt to jedno, ale Russell całkowicie pozbawiający go szans na punkty, to drugie. To zły moment na takie błędy, kiedy wszyscy myślą już o wielkich zmianach w 2022 roku. Z drugiej strony jednak nie dramatyzujmy, poza stratami materialnymi paradoksalnie czerwona flaga dała Hamiltonowi szansę na mocną walkę do samego końca i odzyskanie straconych oczek. Błąd jest błędem, tylko konsekwencje mogą być większe lub mniejsze.
Strata wizerunku? Jakiego wizerunku? Przecież Russell jest ciągle młodym chłopakiem, który dopiero czeka na swoją wielką szansę. Nadal nie uważam, żeby po jednej takiej akcji Mercedes obraził się na swojego juniora. Skończy się raczej na świeceniu oczami, kilkoma cichymi dniami, a potem wszyscy się przytulą i nadal dyskusja o przyszłości Brytyjczyka będzie trwała w najlepsze. Tego typu sytuacje będą się za nim ciągnęły jak zeszłoroczny punkt, który George stracił, uderzając w bandę pod safety carem. Czy Russell kiedykolwiek mówił, że jest już gotowym i kompletnym kierowcą? Nie, on po prostu przyzwyczaił nas do tego, że bywa naprawdę świetny, ale nawet tym świetnym zdarzają się wpadki. To etap dorastania w stylu Maxa Verstappena, nic więcej. To coś, co na pewno nie ułatwi sytuacji, ale czy na pewno ta konkretna sytuacja wymiernie mu zaszkodzi? Moim zdaniem nie. Czego i Państwu życzę.
Incydent z Emilii-Romanii zdecydowanie zaszkodził zarówno jednemu jak i drugiemu kierowcy, ale tym, który miał mniej do stracenia, był zdecydowanie Russell. Co prawda Toto Wolff inteligentnie ukąsał w wywiadach wychowanka akademii Mercedesa i zapewne dał też jasno Brytyjczykowi do zrozumienia, co myśli o kolizji, ale na dłuższą metę nie powinno to tak mocno naruszyć pozycji 23-latka.
Patrząc na to, jak bardzo zamknięty jest obecnie rynek kierowców, mistrzowie nie mogą sobie pozwolić na wypuszczenie z rąk Russella. Tak naprawdę George przez najbliższe lata jest jedyną dostępną opcją na młodego i utalentowanego kierowcę, na którą może pozwolić sobie Mercedes. O ile finanse nie będą problemem, tak każdy większy gracz na rynku już ma długoterminowe umowy i wyciągnięcie Norrisa, Verstappena, czy któregokolwiek innego kierowcy jest w tej chwili surrealistyczne. Tak więc kierowca Williamsa stracił nieco w oczach Toto, ale dużym zaskoczeniem będzie, jeżeli wypadek odbije się na nim długoterminowo.
Natomiast Bottas kolejny raz pokazał, jak bardzo odstaje od Lewisa Hamiltona i jeżeli dalsza część sezonu będzie wyglądała tak, jak wyglądały pierwsze dwa wyścigi, to Valtteri może zapomnieć o fotelu na kolejny. Tutaj nie chodzi o sam incydent i rzucanie osądów, czy to wina Bottasa, czy Russella. Sobota i niedziela były ekspozycją ograniczeń Fina, który najpierw nie złożył dobrego okrążenia w Q3, a następnie w wyścigu, zamiast konsekwentnie odrabiać straty, bił się właśnie z Russellem. Przy tak zaciętej rywalizacji z Red Bullem były mistrz GP3 musi być perfekcyjny, bezbłędny, bo właśnie taka Emilia-Romania może być tym, czego Mercedesowi zabraknie na koniec kampanii do zdobycia tytułu mistrza konstruktorów.
Nawet jeżeli to finalnie ekipa z Brackley zostanie mistrzem, a Byki będą kilkunaście oczek od przełamania dominacji Mercedesa, to Bottas i tak może zostać wymieniony na lepszy, bardziej perspektywiczny model. To nie był pierwszy wyścig ostatnich latach, w którym Valtteri po prostu zawiódł. Już przed sezonem siedział na beczce z prochem, ale - jak widać - to mu nie przeszkadza w konsekwentnym dokładaniu pod beczkę kolejnych lasek dynamitu.
Tak naprawdę w przypadku wypuszczenia mistrzostwa z rąk Wolff nie będzie dysponował żadnym argumentem, opowiadającym za zatrzymaniem zawodnika z Nastoli. Bo o to, że Hamilton wykona swoje zadanie należycie, można być spokojnym. Odejście z Mercedesa dla VB będzie najprawdopodobniej równoznaczne z koniecznością rozstania się z Formułą 1. W obecnych warunkach, gdy prawie każda czołowa ekipa ma podpisane wieloletnie umowy, nikt nie będzie się oglądał za możliwością podpisania Fina, a mniejszych nie będzie stać na zwrócenie się ku niemu. Inna sprawa, czy sam Valtteri byłby chętny na zejście do zespołu będącego półkę bądź dwie niżej.
Jestem przekonany, że kraksa Bottasa i Russella to było coś więcej niż tylko kolizja. Po wyścigu śmiałem się ze szpilek, które George wbił rywalowi, ale teraz widzę, że to były ładne strzały, tylko... bramka stała w innym miejscu. Spodobały mi się próby ratowania siebie, gra swoją mocną kartą w rodzimych mediach, obnażanie i wręcz poniżanie rywala, podkreślanie walki o nic, zagrożonego fotela, wyciąganie umowy, ale to były tylko fajne pociski, nic więcej. To nie WBW i tu fajny punchline to za mało, choć i tak musiałby być celny, a ten takim atakiem nie był. Ba, był dość rozpaczliwą próbą obrony.
Tamte wypowiedzi pokazały, że Russell jechał z pianą na pysku, widząc przed sobą Bottasa. Ewidentnie czuje, że jest lepszy i ten fotel mu się należy. Wyszła z niego ogromna frustracja, że taki leszcz jeździ najlepszym autem, a on, następca (żeby tylko!) wielkiego Sir Lewisa, jest tak daleko. W mniemaniu George'a to jest jego fotel - jeśli wierzyć plotkom, faktycznie mógł już być jego, ale Claire miała inne plany, co mogło podbić frustrację i poczucie, że się należy. Ten wspomniany fotel ma mu dać sukcesy, które Wielkiej Brytanii są już nawet nie pisane, co wręcz przypisane. Niedawno George przecież popsuł negocjacje Hamiltonowi, pokazał, że jest tańszy i też może wygrać. I wszystko to jak płyn z chłodnicy w żwir...
Russell trafił na fatalny okres. Dominacja Mercedesa była mu na rękę, bo odbierała Hamiltonowi, podkreślała znaczenie auta. A tu niespodzianka - Lewis nie ma już najlepszego sprzętu i który jest w mistrzostwach? Gorszym bolidem wyrwał wyścig i kwale. Pozycja mistrza w tej chwili rośnie z każdym okrążeniem, nie licząc tego, na którym cofał. Magiczny siódmy tytuł być może dał mu słabsze karty, niż dadzą takie ukradzione zwycięstwa, nawet jak ósmego mistrzostwa nie wygra w tym roku. Po prostu wyjdzie, już wychodzi, że to Hamilton umie zrobić kolosalną różnicę. Jeśli serii uda się ograniczyć dominację, rola kierowcy skoczy niemiłosiernie. I wtedy ten, kto robi różnicę, dostanie wszystko, czego sobie zażyczy.
Zakładając jednak odejście Lewisa, nie jestem przekonany, czy Toto zechce zaryzykować i obstawić na nr 1 gościa, który odwala coś co czwarty wyścig. To jest praktycznie ratio błędów Vettela z 2018 roku. Kto był wtedy mistrzem? Dobrze wiecie kto. Ta kraksa z Imoli podkreśliła marną skuteczność Russella w F1, tak, ale to w sumie nie jest najważniejsze. Bez niej Hamilton i tak mógłby chcieć zostać, dostając wszystko. A George w końcu się ogarnie, choć przywołany przeze mnie Sebastian pewnych tendencji nie pozbył się nigdy.
Wypadek niestety pokazał również, że jeśli Lewis zostanie, to zestawienie go z głodnym George'm, przekonanym o tym, co mu się należy, może być niebezpieczne. Myślałem swego czasu, że fajnie będzie go sprawdzić obok kogoś tak mocnego, dać czas, ale zwątpiłem. To wymagałoby bycia spokojnym, cierpliwym, a kto w sporcie chce czekać? Leclerc zlał mistrza świata, Norris nie mięknie przed Ricciardo, Albon... dobra, żartowałem, a Russell ma czekać? Oczywiście, że tego nie zrobi. Nie będzie grzeczny. Ktoś tak szybki i ambitny nie ma prawa być. To byłoby spore ryzyko w walce z innymi ekipami, którego Mercedes może nie chcieć. Do tej pory pewnie myślano, iż 23-latek nic głupiego nie zrobi, ale ups, stało się. I już nie ma gadania, że w deszczu się nie liczy, a za SC to raz można. Zawyżone oceny tym razem niczego nie przykryją, bo rozbitego Mercedesa widział każdy.
To przed tym George mógł bronić się tak rozpaczliwie, wskazując na słabości Valtteriego, odwracając tak uwagę od swoich skaz. Przez pecha (timing) i siebie (błędy) zamiast upragnionego Mercedesa może nadal kisić się w Williamsie lub musieć pokazać się dobrze w jakimś, nie wiem, Astonie. Najlepiej na tle kogoś, kto z góry będzie miał w zespole lepszą pozycję, tatę w roli szefa wszystkich szefów, by zobaczyć, czy akurat ten kierowca na pewno robi różnicę sam, gdy jest trudno. Ja wiem, że zrobi, ale niech nauczy się - nawet na błędach - ją dowozić, gdy jest okazja. Bez tego, jeśli Bottas zasłuży na wylot, na jego miejsce znajdzie się ktoś ogarnięty na bycie wystarczająco blisko za Lewisem. Pierre, Lando, może nawet Esteban - do kiedy macie te kontrakty? A nie, nic, tak z nudów pytam.