Do pierwszych dwóch wyścigów F1 po wakacjach Lando Norris kwalifikował się na pole position. W Azerbejdżanie nie tylko nie powtórzył tego wyniku, ale odpadł już w Q1.

Czasówka w Baku lubi niespodzianki i tak było również tym razem. Duża ewolucja toru i nie aż tak dobre czasy McLarenów sprawiły, że pod koniec pierwszego segmentu i Norris, i Piastri musieli uciekać spod topora. Ta sztuka udała się Australijczykowi, a Brytyjczyk znalazł się w kłopotliwym położeniu.

W ostatnim zakręcie Lando popełnił błąd. Tuż przed przejeżdżanymi z gazem w podłodze łukami, które prowadzą na ostatnią prostą, zauważył natomiast wolno jadącego Estebana Ocona, a także migającą żółtą flagę, na którą zareagował odpuszczeniem przejazdu. To przesądziło o jego losie.

Gdy po wszystkim wyszedł do dziennikarzy, podkreślił, że to właśnie zredukowanie prędkości było kluczowe.

- Nie szło mi gorzej, tylko gość przede mną miał kontakt i wywołał żółtą flagę - tłumaczył Norris. - Czułem się dobrze. Gdy masz dwukilometrową prostą przed sobą i musisz odpuścić na samym początku, to nie zrobisz już nic więcej. Jestem rozczarowany i sfrustrowany, ale niczego teraz nie zmienię.

Rozmowy z przybitym Lando były bardzo krótkie. Gdy zapytano go o szanse na odrobienie strat w niedzielnej rywalizacji, wydawał się być bardzo sceptyczny.

- Nie wiem, co można zrobić jutro. Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. Będziemy się ścigać i próbować wyprzedzać, ale to nie takie proste. Wszystko trzeba będzie zrobić za pomocą strategii, bo tu nie da się wyprzedzać. Jest wiele samochodów z tyłu, które mają bardzo małe tylne skrzydła i liczą na to, że im się uda. To sprawia, że trudno się wyprzedza. 

- Nasz bolid jest szybki i może wyścig ułoży się dobrze, gdy w pewnym momencie złapię czyste powietrze, ale na torze ulicznym wszystko jest bardziej zbite. Zostajesz zmuszony do jazdy na takiej pozycji, że zazwyczaj nie możesz zrobić za wiele. Mamy nadzieję, ale nie oczekuję niczego magicznego, o ile strategia nie wejdzie do gry.