Co roku podczas pisania podsumowań kolejni z nas mówią, że Lando jest dobry, a nawet bardzo dobry. Z sezonu na sezon ma coraz więcej trofeów. Rośnie jako kierowca i wzbudza podziw wśród wielu kibiców. Mimo tego jest jednocześnie - paradoksalnie - postacią wyjątkowo dyskusyjną.
Klasyfikacja generalna: 6. miejsce
Punkty: 205
Najlepszy wynik: 2. miejsce (GP Wielkiej Brytanii, GP Węgier, GP Singapuru, GP Japonii, GP USA, GP Sao Paulo)
Kwalifikacje: 15-7 vs Piastri
Kwalifikacje do sprintu: 4-2 vs Piastri
Wyścigi: 17-5 vs Piastri
Sprinty: 3-3 vs Piastri
DNF: 1
Wasza ocena: 7.11 (P3)
Nasza ocena: 7.15 (P3)
Długo myślałem nad tym, czy nie wystawić kierowcy McLarena po prostu ładnej laurki. W pewnym stopniu byłbym nawet w stanie obronić ją merytorycznie. Wystarczy przecież obejrzeć kilka powtórek, aby bez grama wątpliwości umieścić go w gronie najlepszych. Zawodnik ten budzi jednak bardzo skrajne emocje, niezależnie od tego, co wyczynia na torze.
Nie podlega dyskusji, że Lando był w tym sezonie absolutnie świetny, a wcale nie miał łatwego zadania. Być może było ono wręcz najtrudniejsze w jego karierze. Konfrontacja z debiutantem okazała się być konfrontacją z kimś, kto umiał wymusić na nim pomyłki. Do tego forma ekipy, szczególnie na początku, pozostawiała wiele do życzenia. Sam samochód, mimo usprawnień, do końca też był zwyczajnie bardzo trudny w opanowaniu.
Brytyjczyk, nie bez problemów, sprostał wszystkim tym wyzwaniom i po raz kolejny wykazał się niezwykłymi umiejętnościami w kokpicie. Ale nie chcę być tu bezkrytyczny. Ta beczka miodu, jaką tworzą podia, dobre wyniki i kilka popisowych występów, doczekała się sporej zawartości dziegciu. Choć z przyjemnością można rozpływać się nad wyczynami Norrisa, to nie da się przejść obojętnie obok licznych błędów, jakie popełnił.
Pewnie niektórzy mają to za zbyt ostre słowa. To nie tak, że walił po ścianach, ale kilkukrotnie widać było problemy z utrzymaniem nerwów na wodzy. Może chciał zrobić za dużo? Uwydatniało się to najbardziej w kwalifikacjach, gdzie często mimo zdecydowanie większego potencjału musiał zadowalać się niższą pozycją. A to limity toru, a to małe przesadzenie i uślizg. Arabia Saudyjska, Monako, Katar, Austin, Meksyk, Abu Zabi, a da się znaleźć coś jeszcze, plus wyścigi. Nie kasuje co weekend bolidu, nie jest po prostu wolny, ale ze zbytnią regularnością robi coś nie tak.
fot. McLaren
Można powiedzieć, że czasówki stały się małą zmorą Lando. O ile często te niedociągnięcia udawało się w miarę ukryć, nadrobić dobrą niedzielą, o tyle w Katarze wszyscy kibice dostali tym problemem po oczach. To przez kwalifikacje stracił tam szansę na coś ekstra, co zresztą do teraz jest mu wypominane. Ten aspekt jest szczególnie wart jego uwagi, bo w walce na żyletki zwyczajnie nie ma miejsca na tak wiele wpadek i wypadeczek.
Na szczęście o tę uwagę nie trzeba się martwić. Norris błędów się nie wypiera, ale zaczyna słynąć z wręcz przesadnej autokrytyki. Bezgraniczna ambicja regularnie daje mu w kość. Z jednej strony to dobrze - ma świadomość, że traci nie jakieś szóste pozycje, ale może i pierwsze, jak na Węgrzech czy we wspomnianym Katarze. Z drugiej - czasem przeradza się to we frustrację, a ta może być zgubna. I o ile obrażenie inżyniera w Holandii da się wrzucić do kategorii zagrzania się, o tyle wypada również zapytać, czy ma nad tym kontrolę. Albo czy ją utrzyma.
Te pomyłki - nawet jeśli nie wszystkie zapadły w pamięć - miały duży wpływ na odbiór. Mimo ogólnej zgody co do jego szybkości, którą wyraziliście chociażby w ocenach, dalej nie wszyscy wierzą w to, że jest zawodnikiem z absolutnego topu, zdolnym do walki o mistrzostwo świata w odpowiedniej maszynie. Gdyby zapytać, czego mu jeszcze brakuje, odpowiedź będzie jedna - zwycięstwa, które mógł już mieć.
Ale czy gdyby to on, a nie Piastri, wygrał sprint w Lusail, to cokolwiek by się zmieniło? Pierwsza myśl - może i tak. Z jego barków spadłby ciężar nieustannej pogoni za pierwszym triumfem, wypominanym mu w każdym możliwym momencie. Druga myśl jest taka, że niekoniecznie. Pierwsze wygrane Ocona, Sainza lub Russella nie odmieniły ich karier. W zasadzie po każdej z nich prędzej czy później słońce na trochę zachodziło. Inna sprawa, że nic się za nimi nie ciągnęło, a wiktorie spadały dość nagle, niespodziewanie.
To, czy Lando ma kompleks braku wygranej, wie jedynie on. Ja natomiast czasem nie mogę wyzbyć się wrażenia, że to, co urosło wokół tej sprawy, znacznie bardziej siedzi w głowach społeczności. Feralna druga chmura z Rosji tylko to pogłębia. A przecież jej wpływu na błędy popełnione 2 lata później nie da się ocenić. O wiele pewniejszym kierunkiem jest czynnik Piastriego.
To jest niepodważalny kamyczek do ogródka Norrisa. Choć pojechał bardzo dobry sezon i był jednym z lepszych kierowców w stawce, to od razu dało się zobaczyć, ile zmienia obecność konkurencyjnego kolegi. Po dwóch latach wycierania podłogi Danielem Ricciardo, co ugruntowało jego status lidera zespołu, po drugiej stronie garażu znalazł się gość, który talentu nie musi się wstydzić przed nikim, a ambicje może mieć równie wielkie.
fot. McLaren
Oscar już teraz prezentował się fenomenalnie, a ma sporo do poprawy. W nowym roku łatwiej nie będzie. Australijczyk, jeśli potwierdzi to, czego się po nim spodziewamy, musi zacząć deptać mu po piętach. Robił to już teraz, szczególnie w kwalifikacjach. W wyścigach, gdzie liczyło się dbanie o opony, wyglądało to gorzej. Przewaga doświadczenia i obycia zacznie się jednak zmniejszać. Jeśli takich momentów jak te z Lusail przybędzie, Lando czeka ogromnie trudny test i samego siebie, i zaufania ze strony zespołu. Przypomnijcie sobie, który z nich ma dłuższy kontrakt.
Timing tych rozważań i drobnych niepewności wokół Norrisa jest w ogóle specyficzny. To nie tak, że jego sezon się nie bronił czy został zmiażdżony przez Piastriego. Bronił się, i to jak! Patrząc na statystyki, to Oscarowi było bliżej do zostania zmiażdżonym. Nie bez powodu zresztą i sam zainteresowany, i obserwatorzy coraz odważniej wypowiadają się o jego konfrontacji z Maxem Verstappenem.
Te wszystkie dyskusje oczywiście nie biorą się z przypadku. Norris pokazał w Formule 1 już tak dużo, że naturalnym jest wymaganie od niego rzeczy największych. Jest wymieniany jednym tchem z najlepszymi kierowcami na świecie. Regularnie melduje się na podium i udowadnia, że ma ogromny potencjał. Mimo tego dzieli ludzi jak najlepszy polityk.
Nikt nie podważa jednak tego, że jest bardzo dobry. Tutaj nie są potrzebne żadne argumenty, bo doskonale je wszyscy widzimy. Absolutna wirtuozeria na Silverstone, szczególnie z odparciem ataków Hamiltona i pomimo twardszych opon. Wyścigowy majstersztyk, podobnie zresztą jak w Meksyku, gdzie zatrzymać nie mógł go niemalże nikt. Do tego Węgry czy Brazylia, gdzie w wyścigach nie dało się zrobić więcej… o ile nie zasiadało się w RB19.
To też jest coś, co utrudnia ocenianie Lando. Być może istota problemu. Ile zwycięstw i dowodów wielkości zabrał sobie sam, a ile zabrał mu Max? Na jego nieszczęście kariera przypadła mu na okres potężnych dominatorów. Gdy czekamy na ich porażki, to każda niewykorzystana okazja jest niezwykle widoczna, nawet ta najmniejsza. Na poziomie Norrisa wykorzystana do maksimum, ale tylko na 2. lub 3. miejsce, grzeje już mało kogo.