Lando Norris i Max Verstappen zabrali głos na temat incydentu z końcówki Grand Prix Austrii.
Choć wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że czeka nas nudna niedziela na Red Bull Ringu, to w rzeczywistość było zupełnie inaczej. Stało się tak za sprawą lidera i drugiego kierowcy klasyfikacji generalnej, którzy uwikłani byli w bratobójczy pojedynek w końcowej fazie ścigania.
Jak to bywa na tym obiekcie, kluczowym fragmentem okazał się dojazd i wyjście z trzeciego zakrętu, gdzie opisywany duet starł się za sobą kilka razy. W kulminacyjnym momencie sytuacja zaostrzyła się na tyle, iż po kontakcie oba bolidy uległy uszkodzeniu, co szybko wykorzystał George Russell, który przejął prowadzenie w wyścigu i finalnie okazał się niespodziewanym triumfatorem zawodów.
Za winnego kolizji uznany został trzykrotny mistrz świata, który na swoje konto otrzymał +10 sekund oraz 2 punkty karne.
Lando zapytany na antenie Sky Sports, czy dzisiejszy incydent wpłynie na jego znajomość z Maxem, odparł: - Nie wiem. To będzie zależało od tego, co powie. Jeśli będzie twierdził, że nie zrobił nic złego, to stracę wiele szacunku. Jeśli przyzna, że to głupie, a wjechanie we mnie było nieodpowiedzialne, to będę miał trochę szacunku.
- Istnieją jasne zasady, które określają, co wolno, a czego nie wolno robić - powiedział dla mediów piszących. - Max robił rzeczy, których nie wolno mu było robić i nie został za to ukarany. Oczywiście spodziewałem się twardej walki z nim. Byłem gotowy na agresywny pojedynek, przekraczanie granic i inne tego typu rzeczy, ale te trzy zagrania z jego strony były lekkomyślne. Wyglądało to desperacko i było zupełnie niepotrzebne. Ma na koncie mnóstwo zwycięstw, ale jest zdesperowany i chce zrobić wszystko, aby tylko mnie nie przepuścić. Wiem, że jest agresywny i w pewnym sensie nie jestem zaskoczony, ale spodziewałem się twardego, uczciwego i pełnego szacunku ścigania na krawędzi. Nie czuję jednak, aby jemu chodziło o to samo.
- Nie sądzę, że muszę zmieniać cokolwiek w stylu mojej jazdy. Byłem na skraju toru. Nie wiem, co jeszcze mogłem zrobić. Zniszczył mój samochód. Jest to o tyle bolesne, że w obecnej sytuacji rywalizujemy też na poprawki w ramach ograniczonego budżetu i tak dalej. Zniszczeniu po naszej stronie uległy wszystkie elementy, które były nam potrzebne na przyszły tydzień. To właśnie jest skutek tego, co stało się na torze - to wszystko będzie miało ciąg dalszy na Silverstone i to właśnie my będziemy najbardziej pokrzywdzeni.
- Po prostu oczekiwałem po nim czegoś więcej. Ja zrobiłem, co w mojej mocy. Starałem się jechać dobry, czysty wyścig, a to jest zupełnie coś innego niż to, czego doświadczyłem. Szczerze mówiąc, nie do mnie należy decydowanie o karach. Czuję, że to, co zrobił, nie było uczciwe. Powtórzył to trzy razy i nie dostał za to żadnego ostrzeżenia. Koniec końców obaj mamy zmarnowane wyścigi.
- Rzecz w tym, że zawsze jest jakiś ruch [w strefie hamowania], ale on za każdym razem reagował inaczej na to, co robiłem. W momencie, kiedy dochodzi do agresywnego hamowania, pozostaje tylko liczyć na wolną przestrzeń. Nie straciłem kontroli nad autem, więc moja jazda była fair, dopóki nie musiałem reagować na jego zachowanie w środku dohamowania. Kiedy jesteś na krawędzi, nie jesteś w stanie nic już zrobić i wykonać żadnego ruchu. Jak już wspomniałem, nie jestem tu od wydawania werdyktów, aczkolwiek cieszy mnie to, co dziś zrobiłem. Wiem, że niczego bym nie zmienił.
Swoimi spostrzeżeniami na temat zajścia podzielił się również Holender: - Z mojej perspektywy nie zmieniałem toru jazdy na dohamowaniu. Oczywiście z zewnątrz mogło to wyglądać inaczej, ale dobrze wiem, co robić w takich sytuacjach. To trochę takie skakanie od zewnętrznej do wewnętrznej i liczenie na to, że drugi kierowca odpuści, a to nie zawsze wychodzi.
- Byłem w zupełnie innym położeniu ze względu na profil zakrętu. Myślę, że ruch, jaki zrobił Lando, był czymś, czego się nie spodziewałem, ponieważ oczywiście widziałem go i broniłem wewnętrznej, a potem obaj dotknęliśmy się tylnymi kołami i przebiliśmy opony. To oczywiste, że nigdy nie chcesz, aby do tego doszło.
- Pogadamy o tym, ale nie teraz. To chyba nie jest odpowiedni moment. Wiecie, jesteśmy kierowcami wyścigowymi, a między nami jest niewielka różnica wieku, ale tak naprawdę nigdy nie ścigaliśmy się ze sobą w niższych kategoriach tak, jak inni.
- Oczywiście w zaciętej walce czasami zdarzają się takie rzeczy, których nikt by nie chciał. To właśnie mam na myśli, mówiąc o takim ataku. On po prostu zwleka z tym do końca i liczy na to, że ktoś przed nim odpuści w zakręcie, gdzie to nie może się udać. Można powiedzieć, że wykonywałem ruch na dohamowaniu, ale tak nie było.
- Plus 10 sekund wydawało się bardzo surową karą, ponieważ w tym momencie nie czułem, że zrobiłem coś agresywnego. Widziałem go za sobą. Już wcześniej ostro opóźniał hamowanie, więc przesunąłem się trochę na prawo, a on postanowił kontynuować do lewej i wtedy zetknęliśmy się kołami. Tego też się nie spodziewałem. Jak dla mnie to bardzo niefortunna sytuacja.