Lando Norris uniknął kary za swoją obronę przed Charlesem Leclerciem. Sytuacja z końcówki sprintu F1 w Austin wyglądała na niebezpieczną, a do kolizji nie brakowało dużo.
Starcie Brytyjczyka i Monakijczyka było dość niespodziewane. Po tym, jak kierowca McLarena popełnił błąd w zakręcie nr 12, po najdłuższej prostej, jasne stało się, iż będzie w zasięgu ataku bolidu Ferrari. Próba faktycznie się wydarzyła i to w krętej sekcji, w której można obierać różne linie.
W tym przypadku i Norris, i Leclerc postanowili jechać lewą stroną, co przy nagłym nurkowaniu z daleka doprowadziło do gwałtownego zbliżenia się obu samochodów. Do kontaktu zabrakło naprawdę niewiele, co natychmiast wywołało podejrzenia o brudną gierkę w strefie hamowania, której mógł dopuścić się wicelider mistrzostw.
Sędziowie zainteresowali się tym tematem, ale też wcześniejszym zajściem z zakrętu nr 1. Norris był więc ogólnie podejrzewany o szarpaną jazdę w paru miejscach.
- Nie wygląda na to, że doszło do jakiejkolwiek znaczącej zmiany kierunku jazdy w strefie hamowania - napisano w uzasadnieniu werdyktu. - Ruch w zakręcie nr 15 był prawidłowym ruchem obronnym Norrisa. W zakręcie nr 1 kierowca zblokował natomiast koło, wyjechał szeroko i stracił pozycję. W opinii arbitrów nie doszło do jazdy szarpanym tempem, przez co nie zostaną podjęte żadne działania.