Lando Norris uniknął surowej kary za popełnienie błędu przy przerwanej procedurze startowej do GP Sao Paulo. Wyniki wyścigu F1 nie zmieniły się, ale aż trzech kierowców wyjedzie z Brazylii z reprymendami.
Nietypowe odpadnięcie Lance'a Strolla sprawiło, że zawody nie mogły ruszyć po jednym okrążeniu rozgrzewkowym. Gdy bolid Astona zakopał się w żwirze, a stawka dojechała na pola startowe, to kontrola wyścigu postanowiła przerwać procedurę. Taki zabieg opóźnia rozpoczęcie wyścigu o przynajmniej 10 minut, co spokojnie dałoby czas porządkowym na uprzątnięcie maszyny Kanadyjczyka.
W przekazie telewizyjnym nie wyglądało to tak oczywiście, bo nagle okazało się, że niektórzy kierowcy ruszyli na kolejne okrążenie rozgrzewkowe. Było to spowodowane błędem tych, którzy stali z przodu. Podejrzewano szczególnie Lando Norrisa, jako lidera, ale też George'a Russella (P2), Yukiego Tsunodę (P3) i Liama Lawsona (P5).
Sprawa wyglądała przedziwnie i była najprawdopodobniej bezprecedensowa, a do tego arbitrzy postanowili rozstrzygnąć ją po wyścigu. Zostawili ją na sam koniec, po zajęciu się wieloma innymi zdarzeniami.
Finalnie stwierdzono, że to Norris i Russell zaliczyli pomyłki, bowiem oczekiwali drugiego okrążenia rozgrzewkowego i samowolnie ruszyli z pól. Za karę przyznano im po 5 tysięcy euro grzywny i po reprymendzie. Uzasadnienie obu werdyktów jest identyczne.
- Dyrektor wyścigu zainicjował przerwanie procedury startowej, co oznaczało, że kierowcy nie powinni opuszczać pól - relacjonowali sędziowie. - Było to konieczne, aby usunąć samochód z zakrętu nr 4. Choć sygnał został poprawnie przekazany za pomocą panelu, który zaświecił się prawidłowo, a zespoły otrzymały komunikaty o takim posunięciu, to kierowca [dotyczy Norrisa i Russella] opuścił prostą startową i rozpoczął okrążenie. Wydawało mu się, że będzie to dodatkowe okrążenie rozgrzewkowe.
- Ponieważ znajdował się w pierwszym rzędzie, to sprawił, że inni również podjęli podobne działanie. W pewnym momencie dyrektor wyścigu zorientował się, że z powodów praktycznych konieczne będzie, aby wszyscy wykonali dodatkowe kółko. Wydał więc polecenie zespołom, aby wszystkie samochody ruszyły i wróciły na prostą w odpowiedniej kolejności. Zdaniem sędziów kierowca wpłynął na działanie tych, którzy stali bezpośrednio za nim.
Tsunoda i Lawson nie ponieśli żadnych konsekwencji, bowiem zostali zmyleni przez swoich rywali.
- Choć doszło do złamania przepisów, to w opinii sędziów wpływ miało tu zachowanie zawodnika z przodu. W związku z tym kierowca [Tsunoda i Lawson] nie był przeważająco odpowiedzialny za naruszenie. Postanowiono nie podejmować żadnych działań, uznając, że to zawodnik z przodu ponosi winę.
Niebezpieczna jazda Sainza
Zupełnie inne wezwanie dostał Carlos Sainz, który po swoim wypadku próbował ruszyć samochodem. Niebezpieczna sytuacja powstała, gdy obsługa toru wykonywała już swoje zadania. Hiszpan również otrzymał reprymendę, ale bez dodatkowej grzywny.
- Porządkowi szybko pojawili się na miejscu zdarzenia, aby ściągnąć bolid - czytamy w uzasadnieniu. - Kierowca wyciągnął kierownicę, co było sygnałem porzucenia samochodu. Wtedy zespół powiedział mu, że może bezpiecznie kontynuować jazdę. Sainz włożył więc kierownicę wtedy, gdy porządkowi zaczynali zakładać pętlę przy górnym wlocie.
- Porządkowi zauważyli próbę ruszenia, więc przerwali wykonywać pracę, gdy Sainz zaczynał odjeżdżać. Zawodnik powiedział, że nie miał świadomości, iż rozpoczęła się już procedura ściągania bolidu, ale zgodził się z tym, że wyjęcie kierownicy było jasnym sygnałem porzucenia maszyny. Tylko i wyłącznie przez kierowcę doszło do potencjalnie niebezpiecznej sytuacji, której dało się uniknąć.
Sainz oczywiście nie dojechał za daleko. Zawrocił i zatrzymał się na poboczu tej samej sekcji, w której się rozbił.