Lando Norris ponownie zabrał głos na temat głośnego zajścia z minionego Grand Prix Austrii.

Choć od wyścigu na Red Bull Ringu minęło już kilka dni, to w środowisku F1 wciąż nie milkną echa kolizji, w której brali udział Max Verstappen i reprezentant stajni z Woking. Oczywistym było więc, że ten temat doczeka się swojej kontynuacji podczas dnia dla mediów przed zawodami na Silverstone. 

W trakcie czwartkowej konferencji prasowej młody Brytyjczyk kolejny raz odniósł się do stylu jazdy trzykrotnego mistrza świata, a także zwrócił uwagę na swoje lekko przesadzone reakcje, które w branżowych mediach wywołały ostatnio sporo szumu.

- Jasne jest, w jaki sposób ściga się Max, a więc twardo i na limicie - powiedział Norris. - Wszyscy to uwielbiamy, ja sam to kocham i naprawdę cieszyła mnie walka z nim. Oczywiście szkoda, że tak to się skończyło, ale pomijając wszystko i patrząc na powtórki w telewizji, wszystko jest jasne, a ja nie mogę doczekać się ponownego starcia. 

- W porównaniu z innymi Max ma zupełnie inny styl ścigania. Nie spodziewałem się jednak czegoś takiego po nim, ale kiedy poznajesz różnych ludzi, poznajesz też różne zachowania, które w czołówce nie są takie same jak w tyle stawki. To właśnie dlatego jest mistrzem. Przeanalizowałem cały ten wątek i nie mogę doczekać się najbliższego weekendu, podczas którego będę chciał wykonać lepszą robotę. 

- Wiele z tego, co powiedziałem w zagrodzie dla mediów, wynikało z frustracji w tamtym czasie. Emocje i adrenalina sprawiły, że mówiłem coś innego, niż uważam. To był głupi incydent, biorąc pod uwagę, że zrujnował nam obu wyścig. To nie było uderzenie ani nawet oczywisty kontakt. To był najmniejszy możliwy kontakt, ale z fatalnymi konsekwencjami dla nas obu, a szczególnie dla mnie. Nie oczekuję przeprosin i nie uważam, że powinien to zrobić. To było dobre ściganie na krawędzi. Rozmawialiśmy już o tym i obaj nie możemy doczekać się kolejnego pojedynku. 

Lando dodał również, że był szczególnie zdezorientowany decyzją sędziów, którzy nie przyjrzeli się sytuacji z okrążenia poprzedzającego kolizję, kiedy to Verstappen wyjechał szeroko poza limity toru na wyjściu z T3, co automatycznie pozwoliło mu zyskać nieco przewagi. 

- Szczerze mówiąc, myślę, że Max mógł normalnie pokonać ten zakręt, lecz nawet nie próbował tego zrobić. To jest właśnie kluczowe w całej tej historii. W tamtej sytuacji nawet nie przyciskałem go do krawędzi. To nie było tak, że jechałem obok niego i prawie go wypchnąłem. On za to zdecydował się wybrnąć z tego w bardzo łatwy sposób. 

- To wszystko jest bardzo skomplikowane i trudno jest to dokładnie wytłumaczyć. Wynik powinien być oczywiście inny. Z całej tej historii to właśnie ten mały fragment jest czymś, czego nie mogę zrozumieć, ponieważ przewaga, którą miał po wyjściu z tego zakrętu, była zdecydowanie większa niż podczas wejścia w T3. Więc według mnie wyjechał on poza tor i zyskał przewagę. W rzeczywistości on sam dopuścił do takiego czynu, gdyż ja go w żadnym stopniu nie wypchnąłem. 

Norris w trakcie ówczesnej rywalizacji otrzymał na swoje konto +5 sekund kary, co było następstwem czterokrotnego przekroczenia limitów lokalnego toru. Jego zdaniem taka decyzja była błędem, gdyż po czwartym nagięciu przepisów doszło do oddania pozycji na rzecz rywala, co miało na celu pomóc w uniknięciu jakichkolwiek konsekwencji na tle sportowym. 

- Dostałem 5 sekundy kary za próbę wyprzedzenia, która nie przebiegła w prawidłowy sposób. W ogóle bardzo późno dowiedziałem się o tej karze i nadal nie wiem, dlaczego zdecydowano się tak ocenić tę sytuację. Próbowałem wyprzedzić Maxa, ale zblokowałem koła i wyjechałem poza tor. Tym samym musiałem wtedy ominąć wysoki krawężnik. Natychmiast oddałem jednak pozycję, więc z automatu straciłem na tym około półtorej sekundy. 

- Jeżeli nie chcecie, abyśmy się ścigali, wyprzedzali i jeśli nalegacie na nudne wyścigi, to te zasady są [idealne]. Jestem pewny, że w tym temacie zostało już coś poruszone, ponieważ istnieje spora różnica między wyjazdem poza tor a uzyskaniem przewagi. To właśnie ten drugi aspekt jest kluczowy.