Brytyjczyk ustrzegł się błędów w zdradliwych, przejściowych warunkach pogodowych, co w połączeniu z solidnym tempem i odpowiednim podejściem do walki pozwoliło mu na zasilenie konta w klasyfikacji dużą liczbą punktów. W trakcie zawodów nie brakowało mu jednak pomocy w postaci niepowodzeń rywali.
Pierwszy od trzech lat wyścig na ulicach Marina Bay ruszył z nieco ponad godzinnym opóźnieniem. Tor nawiedziła bowiem ulewa, której skutki zmusiły dyrekcję wyścigu do poczekania na odpowiednie warunki. Czerwone światła zgasły już w zdecydowanie korzystniejszych okolicznościach pogodowych, a kierowcy zgodnie wybrali na start opony przejściowe.
Z upływem kolejnych okrążeń nitka przesychała, ale wystrzeganie się błędów wciąż było wielkim wyzwaniem. Kłopoty miał na pewnym etapie niemal każdy kierowca. Świetnie radził sobie właśnie Norris, który finisz tuż za pudłem może zawdzięczać zarówno problemom rywali, jak i ostrożnej jeździe, w trakcie której wykazał się sprytem w walce.
- To była dobra zabawa, ale jednocześnie był to również jeden z najbardziej wymagających wyścigów w mojej karierze w F1, biorąc pod uwagę wymagany poziom koncentracji i to, jak łatwo było popełnić jakikolwiek błąd, zblokować koło, pojechać za szeroko itd.
- Ten rezultat [czwarte miejsce] to ostatnia rzecz, jakiej spodziewaliśmy się po pierwszym piątkowym treningu. Byliśmy jednak cały wyścig w grze o czwartą pozycję. Lewis zaliczył niewymuszoną kraksę, a Max przestrzelił hamowanie, próbując mnie wyprzedzić. Walczyliśmy więc o czwartą lokatę - mówił po wyścigu kierowca McLarena.
Drugi z wymienionych incydentów mógł pokrzyżować szanse na dobry rezultat lidera stajni z Woking. Po neutralizacji Norris popisał się wprawdzie rewelacyjną i przemyślaną obroną, ale nurkujący Verstappen był bardzo bliski zahaczenia o pomarańczowy bolid. Wcześniej Holender znalazł się również w niewielkiej odległości od rywala podczas okresu wirtualnego samochodu bezpieczeństwa.
- Prawie we mnie uderzył. Było naprawdę blisko. Próbował po prostu przygotować sobie dobrą prędkość pod atak i wszedł na wewnętrzną. Było to więc trochę ryzykowne z jego strony. Jest jednak kierowcą wyścigowym i było jasne, że nie będzie chciał siedzieć za moimi plecami.
- Próbował dwa razy i nie udawało mu się. Popełnił błędy, które postawiły mnie w korzystnej sytuacji. Broniłem dobrze swojej pozycji i zepchnąłem go na mokrą nitkę, co doprowadziło do zablokowania kół z jego strony - tłumaczył Norris, który przyznał również, że biorąc pod uwagę warunki pogodowe, trudno było stwierdzić, czy manewr mistrza świata był zbyt optymistyczny.
- To niemożliwe, by dobrze ocenić takie rzeczy w takich warunkach pogodowych. Jeśli nadarzy się okazja, żeby znaleźć się koło w koło z drugim zawodnikiem, to on [Max] wie, co ma robić. Jest wystarczająco sprytny. Chciał znaleźć się po prawej stronie, ale pozostałem tam, żeby utrzymać się na suchej części toru i zepchnąć go na mokrą. Było to więc optymistyczne, ale on zawsze próbuje wykorzystać okazję, która się pojawia.
- Nie musimy sobie niczego wyjaśniać. Próbował zanurkować po wewnętrznej i popełnił błąd. Z mojej strony wszystko jest w porządku. Po prostu broniłem swojej pozycji i wypchnąłem go na mokrą część toru - skwitował pojedynek zawodnik ścigający się z numerem 4.
Swoje wyjaśnienia złożył też Max Verstappen, który podał przyczynę spektakularnego przestrzelenia zakrętu.
- Miałem dobrą pozycję i chciałem zaatakować Lando, ale kiedy wcisnąłem hamulec, dobiłem tak mocno do ziemi, że przednie koła po prostu uniosły się w powietrze i następnie potężnie się zblokowały. Przez to mocno się spłaszczyły, a ja znów musiałem zjechać do boksu. Z nowym kompletem opon udało mi się dojechać w punktach, ale oczywiście nie było to tym, czego byśmy chcieli.
- Miałem problemy z dobijaniem przy hamowaniu już na normalnej linii wyścigowej. Będąc przy strefie hamowania, postanowiłem tylko nieznacznie zjechać z optymalnego toru. Kiedy zrównałem się z Lando, to nawet nie opóźniałem momentu hamowania jakoś znacząco, ale na dojeździe do siódemki jest na tyle nierówno, że zblokowałem koła.
Norris nie był jedynym powodem do dumy zespołu McLarena. Rewelacyjną, piątą pozycję dowiózł jego zespołowy kolega, Daniel Ricciardo. W powyścigowych wywiadach Brytyjczyk zwracał uwagę na to, jak ważny dla ekipy jest taki wynik, biorąc pod uwagę awarie obu kierowców Alpine, ich głównego rywala w walce o czwarte miejsce w mistrzostwach konstruktorów.
- To świetne, szczególnie patrząc na pozycję Daniela i strategię jego strony garażu, która umożliwiła mu finisz na P5. I to w dzień, kiedy nasi główni rywale nie zdobyli żadnych punktów - mówił Lando, dodając:
- Nie będę kłamał. Piątek zapowiadało się na jeden z naszych najgorszych weekendów do tej pory. Jeśli chodzi o tempo, byliśmy daleko z tyłu. W takich warunkach jak dziś wykonaliśmy jednak bardzo dobrą robotę z Danielem i ze sztabem strategicznym. Spodziewaliśmy się zupełnego przeciwieństwa, a nie walki o takie pozycje. Była to więc miła niespodzianka.
Kierowca „pomarańczowych” przyznawał jednak, że w innych warunkach to ich rywale byliby w zdecydowanie bardziej korzystnym położeniu. Uważa on również, że w tym momencie to właśnie Francuzi mogą pochwalić się lepszym bolidem.
- Alpine byłyby prawdopodobnie o połowę sekundy szybsze na okrążeniu w totalnie mokrych lub suchych warunkach. Być może nawet bardziej.
- Z mojego punktu widzenia, jako kierowcy, jest to więc bardzo satysfakcjonujące. Dzień taki jak dzisiejszy. Wystartowanie lepiej od Fernando było bardzo ważne, więc czuję, że wykonałem dobrą robotę - cieszył się Norris, kwitując:
- Nasze auto po prostu nie jest tak szybkie jak ich, a ukończyliśmy wyścig przed nimi. To czyni to wszystko lepszym, ale jednocześnie jest trochę trudne, bo ma się świadomość, że nasz bolid traci zdecydowanie więcej. To niełatwe, aby zachować w takiej sytuacji motywację i cisnąć, licząc, że na jakimś etapie będziemy mieli szczęście. W takim kontekście dni jak dziś są bardzo budujące.